piątek, 25 kwietnia 2014

Trzy.

Ale teraz, kiedy nie myśli, boję się, że każdy się interesuje. 
Widzisz, że nie ma prawdziwego zakończenia, 
to tylko początek. Wychodź i graj...


Siedziała samotnie na kanapie w salonie, w dłoniach obejmowała kubek gorącej herbaty. Wpatrywała się uważnie w ekran telewizora, akurat leciały wiadomości. Lubiła wiedzieć co takiego dzieje się akurat w świecie. Chciała się skupić, lecz nie potrafiła. Myśli cały czas krążyły przy jej rodzicach. Chciała o nich zapomnieć, chciała ale nie potrafiła i w tym tkwił wielki problem. W życiu sprawili jej dużo przykrości, ale nadal ich kochała. Byli jej rodzicami i nie potrafiła od tak zapomnieć. Zastanawiała się co teraz z nimi się stanie. Nikt im nie będzie dawał pieniędzy na jedzenie i alkohol. Bała się o nich... Ale czy powinna? powinna zamartwiać się o nich po tym co jej zrobili?. Jej wzrok skupił się na jednym punkcie jakim był środek ściany. Odcięła się na moment od świata. Nie zwracała uwagi zupełnie na nic. Nawet nie zauważyła jak do środka wszedł Marco.
- Hej mała! - powiedział siadając naprzeciwko niej na fotelu - Co jest? - spytał
- Nic, nic - mruknęła - Tak sobie myślę - wysiliła się na mały uśmiech. - Co cię do mnie sprowadza kuzynku? - zapytała
- Przyszedłem cię odwiedzić - odparł. - Czekoladę ci przyniosłem - zaśmiał się podał jej
-  Jesteś cudowny - uśmiechnęła się.
Już kilka sekund później siedziała na jego kolanach i oboje zajadali się słodkością, którą przyniósł blondyn. Nie przejmowali się, że dziwnie to wyglądało. Czuli się w swoim towarzystwie bardzo dobrze i chcieli by zostało już tak na zawsze.
- Wiesz co? - spojrzała na kuzyna łamiąc kolejny kawałek czekolady - Dziwny ten Jonas - stwierdziła.
Marco zaśmiał się cicho pod nosem obserwując jak kuzynka dziwnie się na niego patrzy.
- Hofi jest spoko, tylko się zakochał więc wiesz - powiedział z uśmiechem - Gorszy jest ten Durm - Lilianna zauważyła grymas na twarzy Reusa, gdy wypowiadał jego imię.
- Dlaczego? właśnie wywołał na mnie bardzo miłe wrażenie - zdziwiła się.
- Jeszcze go nie znasz - odparł - To zwykły dupek, myśli że jest pępkiem świata - dodał po chwili.
Analizując dokładnie słowa chłopaka oparła głowę o jego ramię i zaczęła skubać końcówkę swojego sweterka. Marco zauważył, że dziewczyna gorączkowo nad czymś myśli. Nie chciał jej przerywać, ale niestety musiał.
- Lili - cmoknął delikatnie jej policzek - Muszę się zbierać na trening maleńka - powiedział - Jedziesz ze mną? - zapytał
- Blondyno moja kochana, dlaczego się jeszcze o to pytasz? - zaśmiała się wstając z kolan kuzyna. Podreptała szybciutko do sypialni i przebrała się w odpowiedniejsze rzeczy. Szybko poprawiła swoje włosy i zeszła na dół. W biegu chwyciła torebkę i zamknęła drzwi. Byli już spóźnieni, i chłopakowi nie obejdzie się bez reprymendy Kloppa.
Radosna i uśmiechnięta, tanecznym krokiem wchodziła na obiekt. Reus cały czas śmiał się z niej. Ta nie zwracała na to uwagi. Złapała jego dłoń i obróciła się dookoła.
- Jesteś wariatką - powiedział nie mogąc powstrzymać śmiechu
- Też cię kocham - odparła ignorując słowa blondyna - Idź już - cmoknęła go w policzek i pobiegła na murawę.
Jurgen Klopp przechadzał się właśnie dookoła boiska, gdy dziewczyna wbiegła na trawę i zaczęła śpiewać piosenkę.
- Cześć wujaszku!! - krzyknęła radośnie przytulając go na powitanie
- Hej moja śpiewaczko - zaśmiał się - Fajny numer - rzekł
- Piątka wujek! masz rację - zachichotała.


- * * * -


Wchodząc na obiekt przed treningiem zauważył ją. Od początku wpadła mu w oko, zastanawiał się tylko kim ona była dla Reusa. Mimo wszystko postanowił ją uwieść i zabrać mu tą ślicznotkę spod nosa. Chciał pokazać Marco kto tutaj rządził. Szedł za nimi tak cicho, że nie zauważyli jego obecności. Dokładnie obserwował ruchy blondynki. Była bardzo wysportowana, miała śliczną figurę. Jej włosy powiewały z każdym jej podskokiem. Od wczoraj jego myśli cały czas krążyły właśnie wokół niej. Od jej pojawienia się na stadionie gorączkowo zastanawiał się kim jest ta tajemnicza Lilianna. Wszedł do szatni jak zawsze bez żadnego "Cześć" lub jakiegoś innego słowa. Miał ich wszystkich po prostu gdzieś.
Po dziesięciu minutach, gdy wszyscy w końcu byli przebrani wyszli na murawę. Znów ją ujrzał, ta dziewczyna działała na niego inaczej niż jakakolwiek inna. Nawet Gunter tak na niego nie działała. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Była naprawdę słodka.
- Chłopaki patrzcie ten dupek się uśmiecha - zaśmiał się głupio Reus.
- Zamknij ryj idioto - warknął w jego stronę.
Spojrzał na blondynkę, z jej pięknego uśmiechu nic nie zostało. Pokręciła bezradnie głową patrząc na Marco.
- Reus! Durm! - krzyknął Klopp - Zostajecie po treningu - warknął - A teraz za karę Marco bierze Ankę na barana a Erik Lili i biegniecie z nimi dwa kółka wokół boiska już - klasnął w dłonie poganiając ich - Nawet nie chcę słyszeć waszych sprzeciwów - dodał po chwili.
Spojrzał na blondynkę która dyskutowała jeszcze przez chwilę z Jurgenem, ale ostatecznie poddała się i ruszyła w jego stronę. Wskoczyła mu na plecy oplatając ręce wokół jego szyi. Delikatnie położył swoje dłonie na jej udach by dobrze sobie ją podtrzymać by nie spadła podczas biegu. Zaczął pomału truchtać, kilka metrów za nim biegł wkurzony Marco. Blondyn chciał jak najlepiej ochronić kuzynkę przed Durmem. Nie chciał by zadawała się z nim.
- Wujek jest niemożliwy - zaśmiała się.
- Niezłe kary wymyśla - sam się zaśmiał, nie przerywając biegu.
Wszyscy piłkarze patrzyli na nich zdziwieni. Nikt nie przypuszczałby, że ich Lilcia będzie potrafiła dogadać się z takim człowiekiem jakim był sam Erik Durm. A jednak coś takiego się stało. We własnej osobie Lilianna Gonzalez, ta ich maleńka Lili śmiała się wraz z nim.
Po trzygodzinnym treningu w końcu mogli opuścić murawę i wrócić do domu. Szybko się wykąpał i z nadzieją, że ona tam będzie wyszedł przed szatnie. Nie pomylił się, stała i czekała pewnie na Reusa.
- To do zobaczenia? - uśmiechnął się najładniej jak mógł.
- Do zobaczenia - odparła dając mu krótkiego buziaka w policzek - To za to, że dałeś radę mnie unieść - uprzedziła jego pytanie i zaśmiała się
Kolejny raz się uśmiechnął i ruszył do samochodu. W tamtym momencie zapomniał o tym, że jest z Sandrą. Zapomniał o tym, że miał jedną zasadę: " Nigdy nie zdradzi swojej dziewczyny ". Lecz nie potrafił miał ochotę poznać ją bardziej, miał ochotę zdobyć jej serce, ale najpierw musiał porozmawiać z Gunter i pozbyć się jej.
Hofmann ją kocha, niech idzie sobie do niego.. Nie obchodzisz mnie Sandro... - pomyślał i ruszył w stronę domu....

_____________________________________________________________________

W końcu napisałam, przepraszam że tak długo to trwało, ale po prostu nie potrafiłam napisać niczego...
Mam nadzieję, że się trochę spodoba, choć rozdziałem tego nie idzie nazwać ;)
Za błędy jak zawsze sorki ;)
Łapcie Erika na przeprosiny ♥

niedziela, 13 kwietnia 2014

Dwa.

Wiem, że niezbadane są wyroki Boskie,
coś mi każe w miejscu stać a mój czas ucieka..



( Siedem dni później..)
Czasem potrzebowałem pobyć sam. I nadarzyła się do tego najlepsza okazja, pokłóciłem się dwa dni temu z Sandrą. Przez to wyjechała do rodziców. Nie obchodziło mnie to co się teraz z nią działo, co robiła czy coś innego. Wcale mi to do szczęścia nie było potrzebne. Miałem czas by pomyśleć. Zastanowić się czy to w ogóle ma sens. Związek ten nie ma tak czy tak większej przyszłości, nigdy jej się nie oświadczę a wiem, że ona na to czeka od roku. Może i byliśmy już cztery lata razem, ale od dwóch jej już nie kocham. Zmieniłem się, bardzo się zmieniłem i w moim drugim "ja" nie ma miejsca na głupią miłość z głupią dziewczyną. Gunter była dla mnie jeszcze dzieckiem, zachowywała się jak dziecko, wyglądała jak dziecko. Nie potrzebowałem takiej dziewczyny. Ba ja żadnej nie potrzebowałem. Jej humorki doprowadzały mnie do szału, zresztą cała ona to robiła. Byłem typem człowieka który ma wszystko gdzieś. Nie interesowali mnie inni, wolałem martwić się o siebie. Pasowało mi takie życie i to bardzo.
- Cześć - rzekł Jonas przerywając mi mój dziwny letarg - Gdzie Sandra? - zapytał rozglądając się po mieszkaniu.
- Siema - odparłem - Nie ma i nie będzie - rzekłem - Pojechała do mamusi - dodałem widząc bardzo zdziwioną minę Hofmanna.
- Niby dlaczego? - zapytał spokojnie - Znów się pokłóciliście? Znów ci coś nie pasowało? - powiedział podirytowany
- O co ci znowu chodzi Hofi? - odparłem - To są moje sprawy - dodałem - Moje i jej - spojrzałem na niego
- Ale chyba jesteśmy przyjaciółmi? - zapytał retorycznie - Erik do cholery, zmieniłeś się nie widzisz tego! - podniósł głos
- Może i się zmieniłem - odpowiedziałem - Ale taki Erik mi pasuje i żyje mi się tak bardzo dobrze - dodałem
- Sandra nie zasługuje na takiego dupka jak ty Durm. Mimo, że jesteś moim przyjacielem... - zaczął - Mimo tego wkurzasz mnie jak ty mnie cholernie wkurzasz Erik. Zachowujesz się jak jakiś głupi, rozwydrzony dzieciak. Czasem mógłbyś spojrzeć jaką krzywdę robisz innym - krzyknął
- To może na ciebie zasługuje - warknąłem - Może na nią lecisz dlatego jej tak bronisz! - spojrzałem w jego oczy - Mam rację co! Wiesz co weź ją sobie. Tak jej nie kocham, a płakać za nią nie będę - dodałem - Będziesz w końcu się cieszył, że mi ją zabrałeś co? - zaśmiałem się
- Jesteś idiotą - skomentował
- Ja? - zapytałem - Ja nie zakochuje się w dziewczynie przyjaciela - prychnąłem i poszedłem do kuchni - Sandra tak jest zwykłą suką - powiedziałem
Nie dostałem odpowiedzi, ani nic. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi, lecz po chwili ujrzałem przed sobą Hofmanna i poczułem mocne uderzenie.
- Nigdy więcej jej tak nie nazywaj - wrzasnął - To ty jesteś zwykłym chujem - dodał i wyszedł.
Dotknąłem swojego nosa i ujrzałem krew, westchnąłem cicho i poszedłem do łazienki by zatamować krwotok. Cholerny Hofmann, dupek... I ja uważałem go za przyjaciela. Chyba w tym świecie już nikogo nie można nazywać prawdziwym przyjacielem. Gdy doprowadziłem się do normalnego stanu, zatamowałem lecącą z mojego nosa krew, przyłożyłem zamarznięty groszek do mojej twarzy. Piekła i to bardzo. Miałem nadzieje, że nie będzie żadnego śladu inaczej zabiję tego człowieka.
Na szczęście żadne ślad nie został na mojej twarzy po wczorajszym uderzeniu od Jonasa. Piłka wzywała więc trzeba było z samego rana jechać na trening. Zaparkowałem auto na parkingu i zarzucając na ramię torbę ruszyłem do środka zamykając jeszcze drzwi pilotem. Przywitałem się z młodymi, którzy właśnie opuszczali obiekt po treningu i wszedłem do szatni. Gwiazdeczki już były. Jonas omijał mnie całkowicie. Może i nawet lepiej, przynajmniej nie będzie mi zawracał tyłka...
- Co laluniu twarzyczka boli po tym jak Hofi ci wczoraj przyłożył? - zakpił Lewy
- Ja jestem lalunią? - prychnąłem - Ja przynajmniej nie lecę na wielką kasę a za to będę siedział na ławce bo w Bayernie będą cię mieli w dupie. Myślisz, że będziesz grał? to się mylisz chłopcze. - odgryzłem się
- Chłopaki spokój! - warknął Klopp wchodząc do środka - Na boisko już - rzekł - A z wami chłopcy pogadam sobie jeszcze - warknął i wyszedł.


- * * * -


Siedem dni wystarczyło, abym za klimatyzowała się w moim nowym domu. Marco miał wspaniały gust. Wszystko było tutaj idealnie dopasowane, kolory świetnie zgrywały się z meblami. Byłam mu strasznie wdzięczna. Mój starszy kochaniutki kuzynek. Zawsze uwielbiałam łapać go za policzki i mówić te słowa. Pamiętam jak się wtedy denerwował. Zaśmiałam się na widok tego obrazka. Zastanawiałam się nad całym moim życiem. Co teraz ze mną będzie. Sama nie wiedziałam. Szłam właśnie na stadion, musiałam odwiedzić wujka i moje kochane pszczółki. Stęskniłam się strasznie za nimi. Wiedziałam, że są nowi zawodnicy, ale starych znam bardzo dobrze. Uśmiechnęłam się szeroko widząc jak przed wejściem stoi Stefan. Mój ukochany ochroniarz. Wyściskałam go mocno i chwilę porozmawiałam. Brakowało mi tego...
Wchodząc na obiekt powracały wspomnienia. Spędzałam tutaj najpiękniejsze chwile w moim głupim życiu. Choć mieszkałam w Barcelonie to zawsze sercem byłam tutaj z Borussią. Ściskałam radośnie wszystkich, których spotykałam po drodze. Tęskniłam za nimi tak bardzo. W końcu zobaczyłam ten cudny tunel, który prowadzi na murawę tego królestwa. Z ogromnym uśmiechem na twarzy ruszyłam przed siebie. Klopp jak zawsze szkolił chłopaków. Zaśmiałam się cichutko pod nosem, uwielbiałam tego człowieka.
- Cześć wujku! - krzyknęłam radośnie
Jurgen odwracał się pomału w moją stronę analizując w głowie kto mógł wypowiedzieć te słowa. Znałam go na tyle dobrze, że to po prostu wiedziałam. Zawsze tak robił.
- Lilcia! - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha - Przyjechałaś w końcu odwiedzić starego wuja ? - zaśmiał się obejmując mnie swoimi silnymi ramionami. Wtuliłam się w niego, czułam się zawsze w nich jak w ramionach swojego taty.
- Przyjechałam - uśmiechnęłam się odsuwając się od niego - Już na stałe wujaszku - dodałam. Widząc zdziwioną minę Kloppa, która po chwili zaczęła się szczerzyć wybuchnęłam śmiechem. - Cześć chłopcy! - zwróciłam się do chłopaków
- Lili!! nasza mała Lili!! - wrzasnął na cały stadion ucieszony Nuri, który po chwili okręcał mnie wokół własnej osi - Reus dlaczego nie mówiłeś, że nasza Lilcia przyjechała - rzekł oburzony w stronę blondyna
- Nie chciała abym wam mówił - odparł uśmiechając się do mnie
Nie potrafiłam tak stać i spoglądać na nich. Od razu podbiegłam do każdego i mocno, bardzo mocno uściskałam dodatkowo cmokając w policzek. "Nowym" oczywiście przedstawiłam się kulturalnie podając dłoń. Cudownie widzieć tych głupków po roku rozłąki. Roku, trzystu sześćdziesięciu pięciu dniach...

__________________________________________________________________________

Nie wyszedł tak jak chciałam, ale mam małą nadzieję, że choć trochę wam się spodoba ;)
Męczyłam się z nim od czterech dni ;/ :D

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Jeden.

Ja jestem tu, zajęta milionem myśli. 
Ja jestem tu, kiedy dookoła odbywa się wyścig.


Często wydawać by się mogło, że życie jest piękne, cudowne i idzie je sobie poukładać. A tak właśnie nie jest. Życie potrafi popsuć plany jakie postanowiliśmy sobie na najbliższe lata. Życie rzuca kłody pod nogi, by tylko utrudnić ci wszystko co chciałabyś osiągnąć bądź też zrobić. Szczęście, że jest jedna taka osoba, a nawet dwie, które wspierają cię we wszystkim. I nawet nie pomyślałabyś wcześniej, że jedną z tych osób będzie zupełnie ci obca, która z czasem stanie się dla ciebie jedną z najważniejszych. Masz w nich wsparcie za co jesteś im strasznie wdzięczna. Bo robią wszystko abyś była szczęśliwa. 
Siedziałam właśnie na swoim miejscu w samolocie podziwiając piękne widoki za oknem. Cały czas z moich słuchawek płynęła muzyka. Zaczynałam nowe życie, bez rodziców, którzy wyrzucili mnie z domu po tym, jak oznajmiłam im, że chcę się wyprowadzić. Myślałam, że zawsze mogę na nich polegać, ale jednak się myliłam. Ani ojciec, ani matka nie pracowali, żyli tylko z renty i wieczorami często pili. Ale nigdy tak, żeby nie pamiętać dnia. Pili ze smutku i nikt im nie potrafił pomóc. Choć ja chciałam, dawałam im pieniądze na mieszkanie i jedzenie... Dłużej tak nie mogłam. Musiałam zostawić moją kochaną Barcelonę dla mojego ukochanego Dortmundu. Westchnęłam cichutko przeczesując swoje blond włosy ręką. W moim życiu był jeden mężczyzna, którego kochałam najbardziej na świecie. To jemu oddałam swoje serce i do niego będzie należeć już zawsze. Mój najwspanialszy kuzyn. Zawdzięczam mu bardzo dużo, to co osiągnęłam w życiu to właśnie dzięki niemu. Tęskniłam za nim strasznie, nie widzieliśmy się aż rok... On miał mecze a ja studia, które ograniczały mi z nim kontakt jedynie do rozmów telefonicznych i smsów. Nawet nie miałam czasu pogadać z nim przez skype. Zawsze musiało mi coś wtedy wypaść... Teraz w końcu będę mogła go ujrzeć, przytulić i powiedzieć jak bardzo go kocham...
- Proszę zapiąć pasy, lądujemy - oznajmił ciepły głos stewardessy 
Uśmiech momentalnie wkradł się na moją twarz, już za chwilkę utonę w jego ramionach i znów poczuje zapach jego perfum. Ten którego tak uwielbiam...
Nienawidziłam latać samolotami, miałam lęk wysokości, ale tabletki pomagały mi go zwalczyć tak, że widoki za oknem nie powodowały u mnie mdłości. Turbulencje, które dopadły nasz samolot były okropne. Kilka rzędów przede mną dwie małe bliźniaczki aż popłakały się ze strachu. Udało nam się wylądować bezpiecznie. Wychodząc z samolotu poczułam to cudowne powietrze. Moje stopy w końcu dotknęły tej ziemi, tak utęsknionej. Żwawym krokiem ruszyłam odebrać swoją walizkę, szczęście że resztę rzeczy miałam już w moim nowym mieszkaniu, które zostało wybrane przez kuzyna. Obawiałam się trochę, ale całkowicie mu zaufałam. Chwyciłam rączkę od walizki i wypatrywałam w tłumie tej blond czupryny. Nigdzie jej nie widziałam. " Lili Gonzalez " przeczytałam kartkę, którą trzymał w dłoni jakiś mężczyzna z kapturem i okularami na głowie. Ten uśmiech, jego dało się rozpoznać wszędzie...
- Marco!!! - krzyknęłam radośnie i pobiegłam w stronę blondyna rzucając się mu na szyję.
- Moja maleńka! - uśmiechnął się i obrócił dookoła własnej osi. - Tęskniłem tak strasznie - wtulił się w moje ciało.
- Ja też kogucie - zaśmiałam się dając mu buziaka w policzek.
Życie jednak sprawiło mi mały prezent zsyłając mi tak wspaniałego i kochanego kuzyna jakim był Reus. Na nim zawsze mogłam polegać. Wziął moją walizkę oraz chwycił moją dłoń splatając nasze dłonie. Nie wstydził się tego, ja również. Uśmiechnęłam się do niego radośnie. Tak strasznie brakowało mi jego obecności i głosu, brakowało mi go całego. 
- Przystojniak się z ciebie zrobił miśku - uśmiechnęłam się promiennie.
Marco dał mi buziaka w policzek mrucząc ciche "dziękuje" do mojego ucha. Zaśmiałam się cichutko, po chwili zatrzymaliśmy się przed czarnym Porsche. Blondyn otworzył mi drzwi i gestem ręki wskazał abym wsiadła.
- Dżentelmen jak zawsze - uśmiechnęłam się wsiadając na miejsce pasażera
- Oczywiście - odparł z uśmiechem 
Włożył moją walizkę na tylne siedzenia i szybko znalazł się na miejscu kierowcy. Jechaliśmy przez ulice Dortmundu.. Choć tak dawno mnie tutaj nie było to nic się nie zmieniło. Nadal było tak pięknie jak rok temu. 
- Chciałem ci załatwić dom obok mojego - zaczął nie odrywając wzroku od jezdni - Ale niestety mi się nie udało i będziesz mieszkać dwie ulice dalej ode mnie - westchnął - A to zaledwie piętnaście minut samochodem a trzydzieści pieszo do mnie - uśmiechnął się
- Sprawdzałeś stoperem ? - zaśmiałam się
- Pewnie - odwzajemnił gest.
Zmierzwiłam mu jego blond czuprynę, choć wiedziałam że tego nienawidzi. Nie mogłam się opanować widząc jego minę, i wzrok którym obdarzył mnie w tamtym momencie. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wiedziałam, że Marco jest pomysłowy i szalony, ale nie pomyślałabym, że aż tak. 
- To jest ogromne - powiedziałam patrząc na budynek
- Nie przesadzaj - machnął ręką - To tylko dwie łazienki, dwie sypialnie, siłownia, basen, salon i kuchnia - zaśmiał się - No chodź! - rzekł otwierając drzwi do środka
- Wariat! - skomentowałam śmiejąc się pod nosem - Dziękuje ci za wszystko - cmoknęłam go w policzek...


- * * * -


Miłość? Bardzo śmieszne.. to nie dla mnie. Nie kocham nikogo, bo po co mam kochać... Przepraszam miłością darzę tylko moją piękną i kochaną... Piłkę. Tak tylko dla niej jestem w stanie poświęcić wszystko co do tej pory osiągnąłem. A osiągnąłem coś w ogóle?. Kolejny poranek spędzony w mieszkaniu z nią. Miałem jej serdecznie dość, cały czas robiła mi awantury z głupich powodów. Po co jestem z Sandrą? odpowiedź jest prosta. Nie chcę aby fanki wskakiwały mi do łóżka. Może i dla wszystkich jestem idiotą albo Bóg wie kim. Ale nigdy w życiu nie zdradziłem i nie zdradzę...  Jedyna zasada, którą zawsze będę przestrzegał. Gunter była osobą czasem nie do zniesienia. Jonas często powtarzał, że to moja wina. 
Szczerze mówiąc miałem ją gdzieś, nawet gdyby się wyprowadziła nawet bym jej nie szukał. Miałem gdzieś cały otaczający mnie świat. Byłem sobą, nikt mnie nigdy nie zmieni.
Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. 
Kiedyś się rozpadną - pomyślałem.
Zbiegłem ze schodów, wrzuciłem torbę na siedzenie obok i miałem zamiar wsiadać już do środka, gdyby nie głos Sandry...
- Nie łaska się nawet pożegnać ? - zapytała z wyrzutem patrząc w moje oczy.
- Cześć - powiedziałem oschle i wsiadłem do środka.
Spojrzałem na nią jeszcze raz, zauważyłem ten jej smutny wzrok... Pokręciła bezradnie głową i wróciła do środka. O co znów jej mogło chodzić. Odpaliłem auto i ruszyłem wprost na stadion. W końcu będę mógł się wyluzować. Hofi jak zawsze czekał na mnie pod obiektem. Wiele razy słyszałem, że chłopaki pytają się go jak można się ze mną przyjaźnić lub współczują mu takiego przyjaciela jak ja. Często po tym wybuchały kłótnie. 
- Siema - rzekłem sucho do bruneta
- Co znów się stało? - westchnął bezradnie
- Czy coś musiało się stać? - warknąłem w jego stronę. - Daj sobie spokój! nie jesteś moją matką! - wrzasnąłem kierując się do środka.
Poprawiłem torbę na swoim ramieniu i zaczekałem na niego. Nie miałem ochoty się kłócić, na pewno nie z nim. Ale irytował mnie tymi swoimi głupimi pytaniami. Nie powinno go to interesować. Nawet jeśli traktowałem go jako przyjaciela. Wchodząc do szatni nie uniknęły mnie wrogie spojrzenia chłopaków. Usiadłem na swoim miejscu i zacząłem się przebierać. Nigdy nie rozmawiałem z nimi, nie miałem ochoty zamienić choć jednego zdania z tymi tępymi dupkami. Widziałem co jakiś czas, że Hofmann bacznie mi się przygląda i próbuje wyczytać z mojej twarzy dlaczego mam zły humor. Lecz niestety przykro mi to stwierdzić, ale mu się nie uda. Rozglądnąłem się dookoła i zobaczyłem, że nie ma tego lalusia Reusa, choć nie tylko jego bo przylizanego Lewandowskiego też nie. Czyżby wielkim gwiazdeczką Borussii nie chciało się ruszyć tych zasranych tyłków na trening.
- Chodźcie panowie - usłyszałem głos trenera.
Podniosłem się z miejsca i idąc tuż za Jonasem kierowałem się na murawę. Nie miałem ochoty dzisiaj na nic, a zwłaszcza nie na trening. Ale... dla piłki zrobię wszystko.
- A tych dwóch gogusiów nie ma ? - zapytałem Kloppa, który od razu spiorunował mnie wzrokiem wraz z innymi piłkarzami
- Ogarnij się - syknął Hofi przechodząc obok mnie
- Lewy doznał kontuzji w ostatnim meczu mój drogi, a Marco musiał coś załatwić na mieście i poprosił o dzień wolnego - powiedział dość spokojnie.
- No proszę wielkiej gwieździe się wszystko należy - podsumowałem.
- Dosyć tego Durm, zostajesz po treningu i biegasz karne kółka - wrzasnął i wrócił do rozmawiania z zastępcą...

_____________________________________________________________________________

Napisałam jedynkę :D Miałam trochę czasu bo jestem chora więc ;)
Czekam na waszą opinię ;)
Przyznam się szczerze i bez bicia, że nigdy nie pisałam o jakimś bohaterze opowiadania jako tym "złym" więc nie wiem jak wyszło :D i wyjdzie w dalszych rozdziałach xd

czwartek, 3 kwietnia 2014

Prolog.

Ona? :

Zwykła cicha dziewczyna. Choć w głębi bardzo radosna i pomocna. Uwielbia się uśmiechać bez powodu. Czerpie swoją radość, z życia. Życia, które chcę wykorzystać jak najlepiej. Teraz będzie mogła. Ma wspaniałego kuzyna, który od dzieciństwa był dla niej ważny. To on zaraził ją miłością do żółto czarnych barw. To on sprawił, że Jurgena Kloppa traktowała jak własnego wujka i tak też go nazywała. To on chciał spełniać jej marzenia i to właśnie on był jedynym mężczyzną, który kiedykolwiek gościł w jej życiu. Był dla niej jak brat, którego nie miała. On miał dwie siostry, ale to ze swoją kuzynką miał najlepszy kontakt i to jej potrafił powiedzieć co leży mu na sercu bądź też poradzić się w sprawach sercowych. Rzadko bywała na meczach jej kochanej Borussii, lecz gdy jej się już udało spędzała tam najmniej tydzień. Teraz jest dorosła, ma dwadzieścia jeden lat. Po roku nieobecności z powodu nauki chce wszystko nadrobić. Przeprowadza się do Dortmundu by mieć bliżej na mecze, do kuzyna i jej kochanego wujka. Nazywa się Lilianna Gonzalez choć bardziej woli zwrot Lili. Jest naprawdę piękną dziewczyną i każdy chłopak potrafi stracić dla niej głowę...




On? :

Niby zakochany po uszy, takie stwarza pozory u każdego. Lecz wszyscy się mylą. On ma ją gdzieś, jest z nią tylko dlatego, że nie chce by jego natrętne fanki na każdym kroku chciały wskoczyć mu do łóżka. Ona myśli, że on naprawdę darzy ją tym samym uczuciem co ona jego. A kim naprawdę jest ten chłopak? podłym kłamcą, raniącym nie tylko siebie lecz też ludzi żyjących dookoła niego. Przyjaciół, rodzinę swoją dziewczynę - każdego. Ma gdzieś ich wszystkich. Widzi tylko czubek swojego nosa, skupiony jest tylko na sobie. Nie patrzy na to jaką krzywdę wyrządza jego rodzicielce. Ma to po prostu gdzieś. Piłka to całe jego życie. Tylko ją obdarza prawdziwą miłością, gdy wychodzi na boisko nie myśli o niczym innym niż zwycięstwie. Chciałby żyć normalnie, chciałby kochać, ale sam nie wie czy teraz? 
Często popada w kłótnie z bliskimi, często pomiędzy nim a kolegami z drużyny są spięcia. Często trener ma go dość... Nazywa się Erik Durm i jest totalnym dupkiem - jak twierdzi jego najlepszy przyjaciel...


__________________________________________________________________________

Erik odstawił pozostałych dwóch w tyle :D . A więc jestem :D
Wiem, że Domi czeka na tego bloga :D no więc jest kochana ♥
Rozdział pojawi się jak najszybciej, ale kiedy dokładnie to nie wiem. Najpierw muszę naskrobać coś na poprzednich :D 
A więc obserwujcie, komentujcie a ja będę wdzięczna <3