środa, 28 maja 2014

Osiem.

Zanim cię poznałam, byłam okropnie nieszczęśliwa.


Nie potrafiła już dłużej tak wytrzymać. Brakowało jej tej cząstki, która zajmowała więcej miejsca w jej sercu niż kuzyn. Gdy tylko rano promienie zimowego słońca zaczęły padać na jej twarz, a ona zbudziła się z krainy Morfeusza, poszła od razu do łazienki by ubrać się stosownie i ciepło do podróży. Znów czekał ją lot do Barcelony. Odświeżona, umalowana zeszła na dół, by zjeść śniadanie. Płatki z mlekiem to w tamtym momencie potrafiła tylko przełknąć. Sprawdziła swoją podręczną torebkę, i gdy upewniła się, czy ma wszystko, wyszła zamykając dom na klucz. Taksówka, która miała zawieźć ją na lotnisko już czekała. Podała adres kierowcy, a gdy ten ruszył od razu napadły ją przeróżne myśli. Zastanawiała się czy dobrze robi, zmiana otoczenia będzie dla niej wielkim przeżyciem. Tylko, że Lilianna już nie wytrzymywała sama. Droga na lotnisko długo im nie zajęła, i gdy zapłaciła mężczyźnie należną kwotę weszła do środka. Wyciągnęła z torebki bilet i skierowała się do odprawy. Gdy po wszystkim spokojnie czekała na samolot napisała tylko krótkiego smsa do Marco.
Lecę do Barcelony, wracam dziś wieczorem ;) Nie martw się ;*
Schowała telefon czym prędzej do swojej torebki i ruszyła na pokład samolotu. Zastanawiała się jak teraz to będzie. Czy poradzi sobie z tym wszystkim?. Zdecydowanie tak, Lili była twardą dziewczyną. Uśmiechnęła się spoglądając ekran w telefonie. Odczytała szybko odpowiedź od kuzyna, po której zaśmiała się cichutko pod nosem. Gonzalez wiedziała, że kiedyś pewnie tak będzie.
Oszaleję kiedyś z tobą ;). Bezpiecznej podróży mała ;*
Odprężyła się zupełnie, wiedziała że będzie dobrze. Przecież musiało być prawda?. Wtedy jej myśli powędrowały w całkiem inną stronę. Erik... Co z nim. Nie potrafiła się do niego odezwać, a minęły zaledwie dwa dni od ich pocałunki. Blondynka bez zawahania mogła stwierdzić, że to było najlepsze co ją w życiu spotkało. No może oprócz tej jednej sprawy, po którą wracała do znienawidzonej jej Barcelony. Kiedyś kochała to miasto, ale po tym wszystkim chciała trzymać się z dala od niego. Dwugodzinna podróż dobiegła końca. Dziewczyna rozglądała się dookoła szukając wzrokiem swojej ukochanej cioci. Chodziła po lotnisku
w Barcelonie. Nigdzie nie mogła jej dostrzec. W końcu ujrzała wysoką ciemnowłosą kobietę, która trzymała małą blondyneczkę za rękę. Momentalnie na twarz Lilianny wkradł się ogromy uśmiech. Nie widziała tej kruszynki tak długo.
- Mamusia! - krzyknęła radośnie i wyrwała rączkę cioci. Czym prędzej podbiegła do uśmiechniętej Gonzalez wpadając jej w ramiona i mocno się przytulając.
- Cześć kochanie - ucałowała ją czule w główkę - Wiesz jak mama za tobą strasznie tęskniła? - spojrzała w jej niebieskie oczka.
- Ja też, i to bardzo - przytuliła się po raz kolejny.
Lilianna wzięła córkę na ręce, była szczęśliwa. W końcu będą razem, już na zawsze. Nikt jej nie odbierze, nic nie stanie na przeszkodzie by były razem. Blondynka zawsze chciała, jak najlepiej dla swojej córki. Robiła wszystko co tylko mogła, dużo również zawdzięczała swojej ukochanej cioci, która była dla niej o wiele lepsza niż własna matka.
- Lili kochanie - Cruse uściskała ją na powitanie - Tęskniłyśmy za tobą - Elizabeth posłała jej słodki uśmiech.
- Ja za wami też ciociu - ucałowała ją - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę w końcu małą wziąć do siebie i być szczęśliwa - dodała radośnie
- Też się cieszę - odparła ciemnowłosa - Chodźcie kochane, do lotu macie jeszcze trochę czasu. Pójdziemy do kawiarni, napijemy się czegoś i porozmawiamy - rzekła
Wszystkie trzy ruszyły do pobliskiej kawiarni. Lilianna wraz z ciocią piły w spokoju kawę, natomiast mała Vanessa zajadała się dużym kawałkiem ciasta.
- Dziękuje ci ciociu, że zajęłaś się Van przez ten cały czas. Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna - zaczęła - Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobiła - westchnęła mieszając łyżeczką swój napój.
- Wiesz słonko, że zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze ci pomogę - uśmiechnęła się
- Jesteś najlepsza na świecie wiesz? - zaśmiała się
- Wiem, wiem - odwzajemniła gest - Zawsze mi to powtarzasz - ucałowała ją w głowę.
Po godzinie spędzonej na rozmowie z ciocią, dziewczyny w końcu musiały się pożegnać. Wyściskały mocno Cruse i ruszyły w stronę samolotu. Vanessa mocno trzymała rękę swojej mamy. Gdy samolot był już w powietrzu, a mała Gonzalez spała smacznie sobie spała. Lilianna popatrzyła na nią czule. Tak bardzo cieszyła się, że będzie miała swoją córkę przy sobie. Z językiem nie było problemu. Van od małego uczyła się niemieckiego. Lili wiedziała, że prędzej czy później przeprowadzą się do Niemczech. Blondynka nie potrafiła obudzić swojej córki, więc przez całą drogę do taksówki niosła małą na rękach. Miły taksówkarz pomógł jej z walizką. Nie spodziewała się, że przed domem spotka Marco. Wiedziała, że będzie musiała mu wszystko wytłumaczyć. Istnienie Vanes znała tylko i wyłącznie jej ciocia. Lili bała się, powiedzieć o tym komukolwiek, nawet Reusowi. Blondyn nie krył swojego zdziwienia widząc wysiadającą z taksówki kuzynkę z dzieckiem na rękach. Nie pytał na razie o nic, pomógł jej z walizką dziewczynki. Gdy tylko Gonzalez zaniosła swoją córkę do pokoju i położyła ją do łóżka, wróciła do kuzyna. Musiała mu powiedzieć o wszystkim...


- * * * -


Erik od tych dwóch dni gorączkowo myślał nad tymi ostatnimi wydarzeniami. Stwierdził, że nie może się poddać, że będzie o nią walczył tak długo na ile starczy mu sił. A siły w sobie on ma bardzo dużo. Chciał czym prędzej porozmawiać o tym wszystkim z Lili. Musiał jej wyznać wszystkie uczucia, to że się nie podda, że będzie walczył do końca. Będzie próbował robić wszystko, by ona również go pokochała. Chciał, by zdradziła mu jakieś wskazówki, żeby miał u niej większe szanse. Nigdy nie odpuści.
- Cześć wam - przywitał się z chłopakami wchodząc do szatni.
- Witamy, witamy - zaśmiał się Miki.
To zachowanie w szatni było już normą, od kiedy Durm przeprosił za swoje zachowanie kolegów z drużyny, oni wybaczyli mu od razu. Wiedzieli, że chłopak zmienił się. A powodem tej zmiany była Lilianna. Kochali ją wszyscy więc, wiedzieli że młody obrońca zakochał się w niej. A dla niej potrafili zrobić wszystko nawet wybaczyć Durmowi. Stwierdzili, że nawet nie jest takim złym człowiekiem. Stał się spoko kumplem dla każdego z nich. Nawet dla Lewandowskiego i Reusa.
- Cześć misie - uśmiechnął się radośnie Klopp
- Cześć słoniu - odpowiedział Kevin, a wszyscy dookoła wybuchli śmiechem. - No co? Myślałem, że bawimy się w zoo - dodał z głupim uśmiechem na twarzy, po którym sam Jurgen nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
Rozgrzewka nie należała do łatwych tak samo jak rozciąganie i reszta treningu. Trener pszczółek dzisiejszego dnia nie dał im luzu. Postawił na bardzo intensywny trening, po którym chłopcy, najlepiej czołgaliby się do szatni. Nie mieli siły na nic. Toteż Erik odpuścił sobie rozmowę z Lilianną. Gdy tylko dotarł do domu. Momentalnie poszedł zjeść szybką kolację i wziąć prysznic. Gdy położył się do łóżka, nie minęło nawet pięć minut a on pochrapywał sobie cichutko, śniąc o jego księżniczce, która tak brutalnie porwała jego serce.
Następny dzień mieli wolny, Jurgen Klopp nie był wredny. Wiedział, że jego chłopaki po tak intensywnym treningu jaki mieli wczoraj nawet nie wstaną na nogi.
Może niektórzy tak, ale nie Erik. Jego celem był dom panny Gonzalez. Dotarł w końcu na miejsce. Jego serce biło jak oszalałe, w sumie zawsze tak robiło, gdy znajdował się blisko niej. Zadzwonił dzwonkiem, ściskając w dłoni bukiet róż. Denerwował się. Gdy otwarła mu drzwi nie kryła swojego zdziwienia jego obecnością w tym miejscu. Wpatrywali się w siebie jak w ósme cudy świata. Tak naprawdę było, Lilianna była dla niego całym światem. W głowie układał jak najszybciej słowa, by móc coś w końcu z siebie wydusić, lecz nie potrafił. Spojrzał jej po raz kolejny prosto w oczy, chwilę później jego wzrok powędrował na jej usta. Nie wytrzymał, w błyskawicznym tempie znalazł się tuż przed nią i całował ją zachłannie. Lili nie miała czasu na jakąkolwiek reakcję. Z tęsknotą za jego wargami oddawała całkowicie pocałunki.
- Nie mogę - opamiętała się chwilę później i odsunęła się od niego.
- Lili proszę cię - szepnął opierając czoło o jej.
- Nie mogę - oznajmiła po raz kolejny.
Durm poszedł za nią do salonu. Usiadł naprzeciwko niej i wbił w nią swoje spojrzenie. Nie rozumiał...
- Może powiesz mi dlaczego nie możesz - powiedział spokojnie
Wtedy do pomieszczenia wbiegła mała dziewczynka. Zdziwienie Erika wzrosło. Lilianna szybko poprosiła ją, aby poszła pobawić się do swojego pokoju.
- Nie mogę, bo nie chciałbyś dziewczyny, która w wieku piętnastu lat została zgwałcona, zaszła w ciąże i ma dziecko! - podniosła delikatnie głos, ale nie na tyle by jej córka usłyszała - Media zrobiły by od razu sensacje - dodała po chwili
- Lili powiedz mi tylko jedno - zaczął spoglądając na nią - Kochasz mnie? - zapytał - Kochasz mnie tak jak ja ciebie? najbardziej na świecie?. Może to i głupie, ale właśnie tak jest zakochałem się i nic na to nie poradzę - dodał
- Kocham - powiedziała cichutko, ledwo słyszalnie, jednak on usłyszał a jego serce mimowolnie znów przyspieszyło swoją pracę.
- I to jest dla mnie najważniejsze - rzekł podchodząc do niej i całując ją namiętnie - Uwielbiam dzieci - szepnął uśmiechając się, gdy lekko się od siebie odsunęli by uspokoić swoje oddechy.

_____________________________________________________________________________

Wiecie co wam powiem, zaczynając to opowiadanie nie miałam w ogóle opracowanego pomysłu na nie. Nie wiedziałam o czym ono będzie. Pisałam po prostu na spontanie.
I stało się to, że sama się w nim zakochałam XD 
Zaskoczone pojawieniem się Van? :)
Nie potrafiłam no <3 Musiałam, po prostu musiałam <3 .
Eriś wariował a ja razem z nim :D 
Kto przeczyta zostawi dla mnie choć taką maleńką opinię w postaci komentarza? :)
Błagam, bo nie wiem czy ktoś w ogóle czyta to opowiadanie oprócz tych trzech osób co komentują.
Jest tyle obserwatorów, ale nie wiem ;)
Więc Jagódka was tak bardzo prosi o choćby najmniejszy komentarz <3 ♥

czwartek, 22 maja 2014

Siedem.

Jeśli miałabym swój własny świat, wszystko byłoby w nim nonsensem. 
Nic nie byłoby tym, czym jest, bo wszystko byłoby tym, czym nie jest


Była wściekła, miała już zamiar już wychodzić, lecz Durm skutecznie jej to uniemożliwił łapiąc ją mocno za nadgarstek. Lilianna odwróciła się w jego stronę mierząc go wściekłym spojrzeniem, ale czy tak naprawdę była na niego wściekła? Sama nie wiedziała, w głębi duszy motyle odrodziły się z bardzo długiego snu. Jego tęczówki wpatrywały się wprost w nią.
- Źle na mnie działasz - powiedział cicho ze skruchą w głosie - Gdy tylko jestem w twoim towarzystwie zapominam o wszystkim. Te dwa miesiące były dla mnie czymś, czego nie potrafię opisać. Wariowałem, zachowywałem się jak chory psychicznie człowiek, który potrzebuje leczenia - dodał - A to wszystko przez to, że bez słowa wyjaśnienia zaczęłaś mnie unikać - wyjaśnił.
- Erik... - tylko na tyle było ją stać, nie potrafiła poskładać swoich słów w całość. Miała całkowitą pustkę, wpatrywała się głupio w jego oczy, przez co traciła kontrolę nad własnym ciałem, jak i mową...
- Co Erik!... - jęknął smutno - Czy ty nic nie rozumiesz? - westchnął - Naprawdę nic? - spojrzał na nią.
- Przepraszam, ale nie - odparła smutno.
Skłamała, wiedzieli o tym oboje. On domyślił się od razu, a ona nie potrafiła przyznać się do prawdy. Nie potrafił tak dłużej, wstał jak poparzony z kanapy i czym prędzej podszedł do dziewczyny łapiąc ją w pasie i przyciągając mocno do siebie. Serce każdego z nich zabiło mocniej i szybciej. Krew w żyłach pulsowała, a motyle rozsadzały ich brzuch. Czuli się identycznie, pragnęli tej bliskości, tak jak teraz. Blondynka poczuła jego oddech na swoim uchu, później nosie aż w końcu przy ustach. Chłopak wpił się namiętnie w jej usta. Skradał z nich pełne pożądania i miłości pocałunki. Po raz pierwszy całowała się tak z jakimś osobnikiem płci przeciwnej. Oparł ją o ścianę, nadal nie przerywając pocałunku. Czuła się cudownie, oddawała każdą pieszczotę zaczętą przez niego. Opamiętała się chwilę później, wiedziała że popełniła błąd. Szybko odsunęła się od niego i spojrzała na jego pełne zdziwienia oczy, które nadal miały tą iskierkę w oku, która pojawiła się wraz z momentem bliskości ich ciał.
- Nadal nie wiesz o co mi chodzi? - zapytał opierając rękę tuż przy jej głowie
- To nie powinno się wydarzyć - szepnęła próbując przywrócić normalny oddech - Oboje popełniliśmy błąd - dodała po chwili spoglądając w jego oczy.
- Właśnie, że powinno! - rzekł lekko podirytowany jej zachowaniem, nie potrafił zrozumieć, dlaczego nie chciała powiedzieć prawdy. - Ja żadnego błędu nie popełniłem - powiedział - Żadnego! - zaakcentował. - Nigdy podczas pocałunku nie czułem tego co w tym momencie gdy całowałem ciebie!
- Proszę cię... - powiedziała cicho
- Przestań w końcu bronić się przed uczuciem, które czujesz. - odparł również cicho znów łącząc ich usta.
Teraz jednak całował ją delikatnie, chciał jej przekazać... No właśnie sam nie wiedział co. Może chciał, aby w końcu przestała się bronić przed uczuciem, które ich łączy...
- Przepraszam - powiedziała odsuwając się od niego i wychodząc z domu.
Erik z całym impetem uderzył dłonią w ścianę, opierając o nią głowę. Był wściekły, nie na Lili. Był wściekły na siebie, za to, że pozwolił jej przed chwilą odejść...


- * * * -


Działo się z nią coś złego, po raz kolejny. Leżąc na łóżku w swoim pokoju spoglądała w sufit. Palcami cały czas dotykała swoich ust, gdzie kilka godzin wcześniej, złączone były z jego wargami. Za oknem panowała istna wichura, z czarnego jak smoła nieba lał się siarczysty deszcz. Pogoda całkowicie odzwierciedlała humory tej dwójki. Blondynka westchnęła przeciągle przewracając się na brzuch i chowając swoją twarz w poduszce.
- Co ja robię do cholery ze swoim życiem - warknęła na siebie
Wariowała, zachowywała się jak małolata, która rozkochuje w sobie chłopaków i rzuca ich przy pierwszej okazji nie licząc się, z ich uczuciami i tym, że ich rani. Ona też raniła chłopaka, na którym jej zależało. Zakochała się po raz pierwszy, jeszcze nigdy nie czuła niczego do żadnego chłopaka...
- Ale leje - westchnął Marco pojawiając się ni stąd ni zowąd w drzwiach jej pokoju.
- Zwariowałeś?! - naskoczyła na niego, przez co zdziwienie blondyna wzrosło. - Przecież jest ulewa na dworze!
- Spokojnie - uspokoił ją - Nie odbierałaś moich telefonów, a dzwoniłem chyba z dwadzieścia razy. Martwiłem się i musiałem zobaczyć co się dzieję... A więc powiesz mi? - spojrzał na nią siadając na skraju łóżka.
Gonzalez niechętnie podniosła się do pozycji siedzącej, oparła się plecami o ramę łóżka i zaczęła skubać jeden z rogów poduszki.
- Rozmawiałam dzisiaj z Durmem - odparła - Pocałował mnie, a ja tak po prostu uciekłam - wyrzuciła z siebie na jednym tchu.
- Lili do jasnej cholery! - krzyknął, ale zaraz po tym uspokoił się - Przestań się w końcu bronić, przed uczuciem, które czujesz - rzekł a jej przypomniały się słowa Erika, dokładnie takie same... - Każdy prędzej czy później zakocha się w kimś. Zawsze... bez względu jakbyś się broniła... Miłość to silne uczucie, przed nim nie da się uciec. - powiedział.
- Wiem - odparła cichutko.
W tym samym czasie Erik leżał na kanapie w salonie i myślał nad dzisiejszą sytuacją. Z jednej strony zastanawiał się czy postąpił dobrze, czy nie uraził jej tym, że tak się zachował. Z drugiej strony cieszył się jak głupi. W końcu dowiedział się jak smakują jej usta. Uśmiechał się do ściany, wspominając tamtą chwilę, gdy jej miękkie, ciepłe usta smakujące arbuzowym błyszczykiem złączyły się z jego.
- Mam się bać? - zaśmiał się Jonas spoglądając na przyjaciela.
Każdy z nich nie potrafił tak żyć, przyjaźnili się bardzo długo i nie umieli po prostu zniszczyć tej znajomości. Durm przeprosił jego jak i Sandrę, która o dziwo wszystko mu wybaczyła, przez co kamień spadł mu z serca.
- Ziemia do Durma! - pomachał mu przed twarzą, przez co Erik momentalnie ocknął się z rozmyśleń.
- Cześć Hofi - posłał koledze lekki uśmiech - Co cię sprowadza do mnie w taką pogodę - spojrzał na niego.
- Ćpałeś coś? - wypalił śmiejąc się z Durma.
- Nie - rzekł - Głupi jesteś! - skwitował.
Hofmann dokładnie obserwował przyjaciela, przez lata ich znajomości potrafił rozgryźć go bardziej niż jego własna matka. Więc momentalnie wiedział, że coś nie gra. Erik dziwnie się zachowywał.
- Chłopie co jest? - zapytał
- Całowałem się z Lili - rzekł prosto z mostu - Było cudownie - dodał rozmarzony co wywołało śmiech ze strony Jonasa
- No to w czym problem? - spojrzał na niego
- W tym, że ona za żadne skarby nie chce dopuścić do siebie myśli, że mnie kocha, tak jak ja ją! - jęknął zrezygnowany opadając bezwładnie z powrotem na kanapę.

_____________________________________________________________________

Dzieję się tutaj dzieję :D
Buziak był, zrobiłam to dla was XD
Bo jeszcze długa droga < może, albo chyba XD > przed nimi :P
Czekam na waszą opinię <3 . 

sobota, 17 maja 2014

Sześć.

Człowiek popełnia błędy, powoli idzie na dno,
nie zdajesz sobie sprawy, że upaść jest tak łatwo.


Nie potrafiła opisać co się z nią działo przez ten ostatni czas. Zamknęła się w sobie, myślała że choć tak obroni się przed kolejnymi problemami, które zaczęły ją dręczyć, lecz niestety pomyliła się. Z każdym kolejnym krokiem jaki stawiała, jakiś maluteńki problem znów stawał jej na drodze. Miała serdecznie dość takiego życia. Chciała żyć normalnie, jak każda dziewczyna w jej wieku zakochać się i być szczęśliwą. Taki los nie był jej niestety pisany. Jej serce pragnęło by spotkała się z Durmem, ale nie potrafiła. Chciała, bardzo chciała. Tylko zawsze jak wyciągała swój telefon i jego numer pojawił się w książce telefonicznej, spoglądała na zieloną słuchawkę. Nie robiła jednak tego, momentalnie blokowała swój telefon i odkładała go z powrotem na miejsce w którym leżał. Nie umiała opisać jak się czuła, nie potrafiła opisać swoich uczuć względem jego. Broniła się przed nimi jak tylko mogła, ale nawet to jej się nie udawało.
Zima w Dortmundzie bardzo szybko się zjawiła. Śnieżnobiały puch przykrył wszystko dookoła. Choć słońce grzało, a ludzie wyglądali śmiesznie ubrani w grubych kurtkach, okryci szalikami i czapkami na głowach z przeciwsłonecznymi okularami na nosie. Mijając każdego na ulicy stwierdziła, że każdy kto ją otaczał nie narzekał na zimę. Wręcz przeciwnie, cieszył się z tego powodu. Tylko nie ona, zerwała z nim całkowicie kontakt czego cholernie mocno żałowała.
- Hej Lili - usłyszała radosny głos Svena - Co tam u ciebie maleńka? - zapytał podchodząc do niej bliżej.
- Cześć Sev - odparła - Jakoś leci, nie za dobrze, ale daję radę - wymusiła uśmiech - A u ciebie jak tam? - zapytała spoglądając na niego.
- Bardzo dobrze, dzięki - uśmiechnął się po raz kolejny
- Jak moja kochana Laura?
- Cudownie, rośnie jak na drożdżach, jest zdrowa. Zaczyna rozrabiać - zaśmiał się
- Dumny jesteś pewnie tatusiu co? - powiedziała, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Bardzo, bardzo, bardzo dumny - odparł - Będę leciał, wpadnij kiedyś do nas mała - rzekł przytulając ją na pożegnanie.
- Wpadnę na pierwszy trening po świętach, obiecuje - odpowiedziała i odwzajemniła gest.
Po raz ostatni obdarzyła Bendera uśmiechem i ruszyła przed siebie. Kolejny raz nie miała humoru, cała radość z jej życia jaką zawsze posiadała uleciała z niej tak od razu. Od tamtych dni, które spędziła razem z blondynem w Barcelonie. Po powrocie już nie była tą samą Lilianną Gonzalez.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytał z wyrzutem gdy spotkała go pod twoim domem.
Zdrętwiała momentalnie, nie mogła się w ogóle ruszyć. Nie widziała go od dwóch miesięcy, unikała go jak ognia. Cierpiała z tego powodu, ale to była najmniej ważne. Dokładnie przebadała jego twarz. Nie zmienił się. Po za lekkim zarostem, którego ledwie było widać był nadal taki sam. Te piękne niebieskie oczy i ten cudowny głos. Który był dla niej jak kołysanka dla małego dziecka.
- Ale co? - wydukała momentalnie, żałując swojej odpowiedzi.
- Jak co? - prychnął - Dziewczyno unikasz mnie od dwóch miesięcy, możesz mi powiedzieć co zrobiłem źle? - spojrzał jej w oczy.
- Nic nie zrobiłeś źle - rzekła, próbując uciec gdzieś wzrokiem byleby nie patrzeć w jego zielone tęczówki.
- Ja już z tego nic nie rozumiem - powiedział lekko podirytowany - Zmieniłem się specjalnie dla ciebie. Nie jestem już taki jak kiedyś, chcę być lepszym człowiekiem dla ciebie. Ale ty masz mnie gdzieś... fajnie... - dodał omijając ją w furtce.
- Erik... - jęknęła, a jej oczy momentalnie się zaszkliły
- Co? - odwrócił się w jej stronę, ale odpowiedziała mu cisza - Wiedziałem, jestem idiotą - powiedział
- Nie jesteś - szepnęła sama do siebie, gdy jego już nie było...


- * * * -


Z nim również działo się coś złego, nie panował nad sobą. Zachowywał się jak chory psychicznie człowiek. A to, że Lilianna olewała go już od dwóch miesięcy, było dla niego czymś czego opisać nie umiał. Był idiotą pozwalając swojemu sercu zakochać się w tej blond piękności. Tak sam twierdził, robił wszystko by się jej spodobać. Zmienił się aż tak, że potrafił nawet dogadać się z Reusem i Lewandowskim a to wszystko tylko i wyłącznie dla niej. Erik pomylił się tylko i wyłącznie w jednej rzeczy. Twierdził, że robił to na darmo, że Lili w cale tego nie zauważa. I właśnie to było złe twierdzenie. Gonzalez widziała dokładnie wszystko jak się zmienił, że stara się zrobić to dla niej. Niestety ona w przeciwieństwie do niego broniła się przed uczuciem, które tak czy tak wkradło się do jej serca. Nie miał tego dnia co robić, więc postanowił pójść pobiegać.
Cisza, która panowała u niego w domu była dla niego katem. Nawet muzyka, którą puścił z odtwarzacza nie pasowała.
Zastanawiał się czy dobrze robił. Może powinien odpuścić, przecież tak nigdy nic z tego nie wyjdzie..
- Patrz jak łazisz - warknęła w jego stronę pewna brunetka
- Przepraszam - odparł wymijając ją.
Biegł dalej nie zwracając na nic uwagi. Kolejny raz Lili zawracała jego głowę. Chciał w końcu przestać, przestać o niej myśleć. Ale nie potrafił. Działo się z nim coś złego, bardzo złego...
- Co tutaj robisz? - zapytał gdy wchodził na podjazd pod swoim domem
- Możemy porozmawiać? - zapytała spoglądając mu niepewnie w oczy.
- A mamy o czym? - zapytał sarkastycznie.
Gdy ujrzał ją przed swoimi drzwiami, serce momentalnie mu przyśpieszyło. Krew w żyłach wrzała. Otworzył drzwi i przepuścił ją, na dworze robiło się coraz zimniej, więc zrobił im po kubku gorącej herbaty.
- Erik.. - zaczęła wypuszczając głośno powietrze ze swoich płuc - Ja.. ja przepraszam - dodała.
- Mhm - mruknął - Myślisz, że głupie przepraszam wszystko załatwi, bez żadnego wytłumaczenia, bez niczego? - spojrzał na nią.
- To może dasz mi skończyć? - warknęła
- Ależ proszę - syknął. - Przecież w ogóle ci nie przeszkadzam!
- Proszę, nie kłóćmy się - powiedziała
- Czy my się kłócimy ? - zapytał z irytacją w głosie.
- Nie potrzebnie tutaj przyszłam! - rzekła zła i wstała z kanapy.
Była wściekła, miała już zamiar już wychodzić, lecz Durm skutecznie jej to uniemożliwił łapiąc ją mocno za nadgarstek...

__________________________________________________________________________

Na początku mówię, że za błędy przepraszam, ale pisałam go na szybko :D
Zostawiam wam do oceny to coś XD
To jak BVB z pucharem Niemiec co? ♥


czwartek, 8 maja 2014

Pięć.

Czasem po po prostu jest ciężej,
ale mimo wszystko zawsze trzeba wstać i 
iść przed siebie z dumą w oczach.


Wydarzenia, które pojawiły się ostatnio w jej życiu były przygnębieniem. Nie wiedziała co robić, jak się zachowywać. Zrobiło jej się szkoda Erika, chciała mu wtedy otworzyć, porozmawiać i przytulić się. Choć to byłoby dla niej dziwne. Wiedziała jednak, że nie mogła. Dziś razem z Reusem wylatywali do Barcelony. Bała się tam jechać, spotkać się z komendantem, który do niej dzwonił. Zapięła do końca zamek w walizce i wyprostowała się, gładząc dłońmi materiał czarnej koszuli, którą miała już na sobie. Rozglądnęła się dookoła i w myślach zastanawiała się czy ma wszystko. Nie miała zamiaru zostawać tam długo. Chciała załatwić wszystkie sprawy jak najszybciej się tylko da i wrócić tutaj, gdzie znajdował się jej prawdziwy dom. Od dwóch dni nie mogła nic przełknąć, było jej niedobrze. Może i zawsze gdzieś w sercu kochała Barcelonę, ale to miasto kojarzyło się jej tylko i wyłącznie ze strachem, bólem i brakiem najwspanialszej części życia jaką z pewnością jest dzieciństwo. 
- Gotowa? - zapytał wchodząc niespodziewanie do jej pokoju.
- Mhm - mruknęła cicho 
- Daj, wezmę to - powiedział troskliwie 
Westchnęła cichutko pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia. Kolejne myśli zaczęły ją dręczyć. Jej życie było niczym, ale nie była jedną z głupich nastolatek, która myśli o samobójstwie. Życie nauczyło ją walczyć i się nie poddawać. I tak robiła za każdym razem, choć wiele razy miała już dość owej walki to nie dawała za wygraną. Siedziała odwrócona w stronę szyby i obserwowała jak maleńkie kropelki deszczu spływają po niej. Marco złapał jej dłoń i gdy obróciła się na chwile w jego stronę, posłał jej delikatny uśmiech, który miał oznaczać, że wszystko będzie dobrze. A nie było i zapewne nie będzie... Tak w tamtej chwili pomyślała. 
- Jesteśmy - oznajmił taksówkarz parkując tuż przy drzwiach ogromnego lotniska.
Reus zapłacił mu należną kwotę i wyciągnął ich walizki z samochodu. Spojrzał na zegarek zdobiący jego rękę i momentalnie przyśpieszyli kroku. Dotarli w ostatnich minutach na odprawę i szybko weszli do samolotu. Zajęli swoje miejsca i czekali na rozpoczęcie lotu...
Dwie godziny później wylądowali na lotnisku w hiszpańskiej Barcelonie. Ciepło od razu uderzyło ich twarze. Jadąc w kierunku hotelu, obserwowała wszystko dokładnie. Nic tutaj się nie zmieniło, nadal było takie same.
Byli zmęczeni podróżą, ale nie mogli odpocząć. Woleli paść jak trupy wieczorem niż przebywać tutaj dłużej. Od razu zamówili taksówkę, którą udali się pod podany przez komendanta adres. 
- Dzień dobry - powiedzieli równocześnie wchodząc do gabinetu z numerem pięćdziesiąt sześć
- Witam państwa - podał dłoń każdemu z nich i uścisnął je delikatnie
- A więc możemy załatwić to wszystko jak najszybciej? Kuzyn ma zgrupowanie za dwa dni, a ja również nie mam zamiaru siedzieć w tym mieście więcej - wyjaśniła 
- Oczywiście jak sobie pani tylko życzy - rzekł poprawiając się w fotelu, a później delikatnie poluźnił swój krawat - A więc znaleźliśmy w pani dawnym mieszkaniu list, był podpisany dla Lilci, więc zrozumieliśmy, że chodziło właśnie o panią - zaczął podając jej list - Również pogrzeb zaplanował pani brat więc nic pani dłużej tutaj nie trzyma - posłał im delikatny uśmiech.
- Zaraz, zaraz - rzekł Marco - Jaki brat? - spojrzał zdziwiony na kuzynkę, której twarz wyrażała w tamtej chwili to samo co jego.
- Przecież ja jestem jedynaczką - dodała blondynka - Nigdy nie miałam brata - spojrzała na policjanta.
- Wszystko jest wyjaśnione w liście, a teraz przepraszam państwa bardzo, ale muszę niestety jechać załatwić bardzo ważną sprawę - powiedział 
Lilianna na razie nie miała zamiaru otworzyć tego listu. Schowała go do torebki i razem z Reusem udała się do wyjścia z komisariatu. Gdy tylko przekroczyli próg pokoju dziewczyny od razu wyciągnęła kartkę z torebki i usiadła na łóżku, Marco poszedł w jej ślady.
- No czytaj! - ponaglił ją
Blondynka westchnęła cicho, przez kilka sekund patrząc jeszcze kuzynowi w oczy. W końcu ciekawość wzięła górę i drżącymi dłońmi rozwinęła kawałek papieru.
- Kochana córeczko - zaczęła czytać, ale gdy ujrzała te słowa mimowolnie prychnęła - Nie będzie to długi list, chciałabym ci tylko wyjaśnić pewną sprawę, którą przed tobą ukrywałam przez całe życie. Tata nic nie wiedział tak jak ty. Sama przecież wiesz, że urodziłam cię w wieku zaledwie dwudziestu lat. Lecz nie byłaś moim pierwszym dzieckiem. Trzy lata wcześniej, przed twoimi urodzinami urodziłam synka. Tak Lilciu masz brata - przerwała na chwilę i niepewnie spojrzała na Marco - Porzuciłam go, miałam zaledwie szesnaście lat. Byłam za młoda. On kilka dni po twoim wyjeździe z Barcelony znalazł mnie. Wykrzyczał mi wszystko w twarz i dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo cię przez wszystkie lata krzywdziłam. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się z nim spotkać szukaj Jordiego Alby, gra w Barcelonie. Przepraszam Mama - zakończyła. - Co do cholery! - wrzasnęła - Ja? ja mam brata, o którym nigdy nie wiedziałam! I tym bratem jest Alba? Chyba sobie ze mnie jaja robi! - dodała po chwili
- Lili spokojnie - Marco przytulił ją mocno do siebie...


- * * * -


Z każdym kolejnym dniem który mijał, przekonywał się, że coraz bardziej mu na niej zależało, lecz nie miał z nią żadnego kontaktu. Martwił się strasznie. Sam się sobie dziwił, że jedna dziewczyna, która w dodatku nie była jego, zmieniła go aż tak. Siedział wieczorami w swoim mieszkaniu i zastanawiał się jak to mogło być możliwe. Przecież byli tylko znajomymi. Chciał ją poznać bardziej, tak jak chłopak poznaje dziewczynę. Stwierdził, że gdyby ona też chciała potrafiłby nawet rozmawiać normalnie z Reusem. Dla niej zrobiłby wszystko.
- Dziewczyno co ty ze mną zrobiłaś? - zapytał sam siebie dopijając do końca lampkę wina.
Czyżby jego złość do wszystkiego co go otaczało miała wpływ na ich znajomość, sam tego nie wiedział. Ale miał ogromną nadzieję, że jednak tak nie jest. Lilianna stała się dla niego kobietą, którą pragnął zdobyć.
Często nawiedzała go w snach. Towarzyszyła mu w myślach na każdym treningu jak i gdziekolwiek był.
Nie mógł dłużej usiedzieć w mieszkaniu. Chwycił kurtkę i czym prędzej pognał w stronę mieszkania blondynki. Musiał chociaż ujrzeć ją na momencik, kilka sekund by mu wystarczyło. Inaczej zwariuje. Ta młoda blondynka zrobiła z nim coś, czego sam naprawdę nie potrafił opisać. Gdy w końcu dotarł pod jej dom, zadzwonił dzwonkiem. Raz, drugi... Znów mu nie otwierała. Zastanawiał się tylko dlaczego go unika. Czemu nie chce powiedzieć mu prosto w twarz, że nie chce go znać. To bolałoby mniej niż unikanie go.
- Chłopcze - zaczęła starsza kobieta, z domu obok, która akurat obserwowała z okna co się dzieje w pobliżu - Ty do panienki Lilianny? - zapytała spoglądając na niego.
- Tak - odparł szybko - Nie widziała jej przypadkiem pani? - spojrzał na nią
- Panienka wyjechała dzisiaj do Barcelony z tym blondynem... Jak on miał? Mario...
- Marco - poprawił ją
- Ahh no tak z Marco, miała jakieś sprawy do załatwienia. Podobno wróci za trzy dni - powiedziała
- Dziękuje - rzekł i ruszył w kierunku domu.
Kolejne sprawy, które ciążyły mu w głowie. Kolejne myśli, na które nie znał odpowiedzi. Wiedział jednak to, że nie są to jego sprawy i nie powinien się w nie mieszać. Bo może nie być to miłe dla Lili. Tylko, że on chciał się mieszać, chciał wiedzieć wszystko. Dlaczego jest smutna, dlaczego wyjechała do Barcelony.
Dostawał przez nią na głowę, mógł się do tego przyznać bez bicia. Bo taka była najszczersza prawda. To dla niej chciał się zmienić. Z chłopaka, który ma gdzieś uczucia i innych, chciał się stać kimś, komu można zaufać, kto będzie potrafił pocieszyć, przytulić. A przede wszystkim chciał być kimś na kim można polegać, bez względu na wszystko. Wszystko to chciał zrobić tylko i wyłącznie dla niej.
To ona go zmieniała.
To dla niej chciał być ideałem, jakiego pragnie.
Choć na tym świecie ideały nie istnieją...

_________________________________________________________________________

Wiem, że chciałybyście więcej Erika i Lili, a to z czasem ;)
Mam nadzieję, że nie będziecie za to złe na mnie :D
A więc Jordi Alba ^^ . Nie bójcie się nie będzie go tutaj dużo.
Raz na jakiś czas, jako fajny brat :D
Musiałam jakoś namieszać xd

sobota, 3 maja 2014

Cztery.

Czasami dusisz w sobie emocje tak bardzo,
że wystarczy jeden moment by je wypuścić.


Myślała, że nic już nie może jej załamać. Zawsze była bardzo twardą dziewczyną. Emocje, które w niej były zatrzymywała w środku. Nigdy nie pokazywała ich na zewnątrz. Była osobą, która wolała radzić sobie z problemami sama, tak aby nikt nigdy się o nich nie dowiedział. Nie lubiła zrzucać nich jeszcze na barki kogoś innego. Jedynym człowiekiem, który często wiedział o jej problemach był Marco. Wiedział? bardziej pasuje słowo wyciągał je z niej. Jako jedyny potrafił wyczytać z jej twarzy uczucia. Minął miesiąc od jej przeprowadzki do Dortmundu. Myślała, że jej życie w końcu będzie poukładanie, że będzie czerpała z niego radość, ale po raz kolejny stwierdziła, że jest zupełnie inaczej. On wtargnął w jej życie niepostrzeganie. Zaufała mu, nawet nie wiedziała dlaczego. Takie stwarzał pozory. Choć nie przestawała trzymać do niego dystansu. Był zwykłym kolegą i nie mógł być kimś więcej. Ten dzień był chyba dla niej jednym z najgorszych w jej życiu. Dopiero się zaczął a ona chciała by już się skończył.
- Panna Lilianna Gonzalez? - usłyszała w słuchawce bardzo dojrzały męski głos.
- Przy telefonie - odparła zdezorientowana.
- Nazywam się Paul Hiperman, komendant policji w Barcelonie - rzekł, a jej oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek - Chciałbym panią poinformować o przykrym zdarzeniu, które miało miejsce pięć dni temu. Słucha mnie pani? - zapytał
- Tak, tak oczywiście - powiedziała szybciutko
W jej głowie roiło się od przeróżnych wydarzeń, które mogły zajść i o których informował ją komendant. Nie mogła posklejać myśli w całość. Były w tamtym momencie jak puzzle. Puzzle, które za żadne skarby nie pasowały do siebie.
- Przykro mi bardzo, ale panny rodzice nie żyją - westchnął smutno - Pani dawny sąsiad Gerard Martinez znalazł ich przy osiedlowych śmietnikach. Wezwał pogotowie, ale nie dało się już ich uratować. Przedawkowali narkotyki, a w ich krwi było ponad pięć promili alkoholu. - wytłumaczył.
Momentalnie oczy Lilianny zaszkliły się, a po jej policzkach zaczęły spływać krople gorzkich łez. Nienawidziła ich, taka była prawda, ale byli jej rodzicami. W głębi serca kochała ich bardzo, choć skrzywdzili ją nie raz czy dwa. Krzywdzili ją od dziecka, ale ona była silna i dała sobie radę. Stała się dorosła psychicznie w takim wieku co inni jeszcze czerpią radość z tego, że są dziećmi. Przesiadują całe dnie na dworze i bawią się w przeróżne gry. Ona w tamtym czasie już pracowała, choć nienawidziła tego jak i również nie chciała tego robić.
- W mieszkaniu pani rodziców znaleźliśmy list. Czy byłaby szansa na to, aby pani przyjechała choć na dwa dni do Barcelony? - zapytał
- Oczywiście. Będę najszybciej jak tylko będę mogła - odparła - Postaram się przylecieć za kilka dni. Zadzwonię do pana - powiedziała
- Dobrze - rzekł - Do zobaczenia w takim razie - dodał po chwili i zerwał połączenie.
Stała na środku salonu, wszystko odmawiało jej posłuszeństwa. Wyglądała jak kamienny posąg, martwo wpatrywała się w ścianę. Nie ruszając się z miejsca na milimetr. Łzy z jej oczu kapały nadal. Starała się zrozumieć dlaczego oni to zrobili. Czemu chcieli by jej życie było takie popieprzone. Żeby cierpiała na każdym kroku, który stawiała.
- Lilcia - troskliwy głos Marco dotarł do jej uszu - Maleńka co się stało? - zapytał chwytając ją za ramiona - Lili! - podniósł głos, gdy ona nadal nie reagowała.
- Oni nie żyją Marco - jęknęła płaczliwie - Przedawkowali wszystko, narkotyki, alkohol - powiedziała
- Nie płacz kochanie - odparł mocno przytulając kuzynkę do siebie. Nienawidził gdy płakała, nigdy nie potrafił znieść tego widoku. Oni ranili ją cały czas, a mimo tego ona kochała ich nad życie ale również nienawidziła. Chciał ją uchronić przed złem tego świata. Chciał zrobić wszystko by była szczęśliwa. Była dla niego najważniejsza, była dla niego jak siostra. Ta najlepsza siostra. Lili wtuliła głowę w jego tors, w jego ramionach czuła się tak bezpiecznie. Wiedziała, że z Reusem nic złego jej nie dopadnie, bo on ją ochroni.
- Będzie dobrze - szepnął jej na ucho, głaskając jej plecy. Przytulił ją jeszcze bardziej. On wiedział, że teraz potrzebowała wsparcia.
- Muszę pojechać do Barcelony - powiedziała - Zostawili mi jakiś list, chcę się dowiedzieć co w nim jest. - spojrzała niepewnie na kuzyna bojąc się tego, że zabroni jej tam pojechać.
- Dobrze pojedziemy - odparł składając czuły całus na jej czole.
- My? - spojrzała na niego zdziwiona
- Myślisz, że pozwolę ci tam pojechać samej? - rzekł - Nie ma mowy - dodał po chwili...


- * * * -


Starał się jak tylko mógł by zaimponować tej prześlicznej blondynce, która siedziała w jego głowie. Ich znajomość przeniosła się na etap koleżeństwa, lecz jemu to nie pasowało. Chciał czegoś więcej... Jego Sandra była teraz w szczęśliwym związku z Jonasem. Jego? ona nigdy nie była jego. Nigdy nie traktował jej na poważnie. Liliannę spotykał prawie na każdym treningu Borussii. Jego kontakty z zawodnikami nie uległy zmianie, no może w małym stopniu się zmieniły. Potrafił zamienić kilka głupich zdań z Nurim, który sam był zdziwiony zachowaniem chłopaka w stosunku do niego. Reusa i Lewandowskiego nadal nienawidził. Co było jasne i zmienić się na pewno nie zmieni. Nigdy nie będzie rozmawiał z tymi nadętymi gwiazdorkami, jakich udawali. Od tygodnia nie miał kontaktu z panną Gonzalez co sprawiło, że zrobiło mu się trochę smutno. Jemu? nikt by nie sądził, że on potrafi się smucić. Choć tak nienawidził Marco, w tamtym momencie chciał podejść do niego i zapytać się co się dzieję z Lilcią, ale jego męska duma na to nie pozwoliła i ostatecznie sam postanowił pofatygować się pod jej dom. Ludzie na ulicy patrzyli na niego bardzo dziwnie, ubrany w niebieską koszulę, czarne rurki i niebieskie nike szedł ulicą z różą w dłoni. Jego perfumy czuć było z pięciu metrów, ale chciał zrobić na niej dobre wrażenie. Po prostu zależało mu na niej. Doskonale znał jej
adres na pamięć. Szybko przemierzał ulice Dortmundu by jak najszybciej dojść do jej mieszkania. Gdy w końcu jego oczom ukazał się biały budynek, odetchnął głęboko i przeszedł przez uliczkę. Zadzwonił dzwonkiem i czekał. Mijały minuty a nikt mu nie otwierał. Zadzwonił raz jeszcze i kolejny, ale nadal nic. Zastanawiał się, czy w jakikolwiek sposób ją uraził bądź powiedział coś nie tak.
- Lili otwórz! - krzyknął waląc nerwowo w drzwi - Wiem, że tam jesteś, możemy porozmawiać?
Nic głucha cisza, nie słyszał niczego oprócz dźwięków muzyki dochodzących z piętra budynku.
- Lili do cholery dlaczego się do mnie nie odzywasz? - wrzasnął.
Kolejna próba z jego strony poszła na marne. Lilianna za żadne skarby nie chciała z nikim rozmawiać. A tym bardziej nie chciała, aby Erik widział ją w tym stanie. Durmowi zaczęło strasznie zależeć na niej i nie chciał tak łatwo odpuścić. Bolało go to, że nie chciała z nim rozmawiać a zwłaszcza, że nie wiedział dlaczego. Zostawił kwiatek pod jej drzwiami. Odwrócił się i zamierzał już wracać, gdy zobaczył przed sobą Reusa, który nie cieszył się zbytnio z jego wizyty u jego kuzynki.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał oschle, mierząc go wściekłym wzrokiem.
- Przyszedłem do Lili - warknął w jego stronę - Ale nie chce mi otworzyć - dodał
- Nie zawracaj jej teraz głowy, ona ma pewne problemy i to jej wystarczy - rzekł i wyminął go.
Wszedł do środka a obrońca odprowadził go tylko wzrokiem. Widział, że wziął różę, którą przyniósł dla Lilianny. I choć szczerze go nienawidził to w tamtym momencie był mu wdzięczny, że nie wyrzucił ją do kosza, tylko przekaże blondynce.
Westchnął cicho i ruszył w stronę własnego mieszkania. Słowa Reusa nadal biegały mu w głowie.
Co oznaczało, że ma problemy?.

__________________________________________________________________________

Przybywam z kolejnym rozdziałem i znów was przepraszam, że dopiero teraz się pojawił.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;)

+ Nie chcę nikogo urazić i przepraszam, że obrażam tak Marco i Roberta, ale potrzebne mi to do opowiadania ;)