niedziela, 29 czerwca 2014

Czternaście.

To jeszcze nie koniec życie toczy się nadal.
Każdy dramat nawet najmniejszy odbija się na nas,
ale to jeszcze nie koniec - weź się w garść i wstawaj.


Odczytał to jako znak, po prostu znak, który dał mu do zrozumienia, że Vanesska się nie gniewa. Uścisk na sercu jak i wyrzuty sumienia troszkę odpuściły, ale nadal twierdził, że to on właśnie powinien leżeć zimny i nie żyć. Od tamtego czasu minęły dwa tygodnie, a on z każdym dniem staczał się na dno. W domu przy Liliannie udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tak samo było w szatni jak i na boisku, lecz gdy tylko zostawał sam, wariował i to bardzo mocno. Nie wytrzymywał psychicznie. Myśli, które dręczyły go od tamtego momentu nie dawały mu spokoju. 
- Jeden woreczek - rzekł znajdując się w kanale, na obrzeżach Dortmundu.
- Widzę, że mamy nowego, stałego klienta - uśmiechnął się szyderczo.
Erik puścił te słowa, nie reagując wcale na nie. Zapłacił należną kwotę i czym prędzej udał się do swojego mieszkania, które od tamtego dnia stało puste. Mieszkał cały czas z Lili. Otworzył drzwi i zasłonił wszystkie okna. Westchnął cicho siadając na podłodze przy stoliku. Rozsypał na nim biały proszek i jednym sprawnym ruchem wciągnął mały kawałek. Tylko to od tamtego czasu pozwalało mu mieć choć trochę lepszy humor. Mdłości i lekki zawrót głowy nadszedł chwilę później. Nie przejął się tym. Zdążył się już przyzwyczaić. Minęła krótka chwila, gdy postanowił po raz kolejny zaszczycić swój organizm narkotykiem. Gdy po białym proszku nie było już śladu, a objawy ustały. Podniósł się ostrożnie i podszedł do lustra, jego tęczówki były powiększone, a on poczuł jak radość mimowolnie przeszywa jego ciało. Uśmiechnął się szeroko do swojego odbicia po czym ruszył na spacer, nucąc sobie cicho piosenkę pod nosem. Każdego, kto szedł obok niego obdarował wielkim uśmiechem. Niektórzy spoglądali na niego dziwnie, inni odwzajemniali ten gest. Nie wiedział dlaczego, ale nogi poprowadziły go wprost do domu swojej dziewczyny. Zadzwonił dzwonkiem i wszedł do środka. Lilianna jak zawsze sprzątała cały dom. Uspakajało ją to, a przede wszystkim nie myślała tak często o tym, że chciałaby mieć córeczkę z powrotem.
- Hej kochanie - uśmiechnął się do niej skradając z jej ust krótki pocałunek - Co słychać? - spytał 
- Cześć - odparła - Lepiej - kąciki jej ust lekko powędrowały do góry
Chłopak chwycił jej rękę i pociągnął ją za sobą na kanapę, sprawnym ruchem sprawił, że usiadła mu na kolanach. Wtulił się mocno w jej ciało. Lili położyła swoją dłoń na jego policzku i za wszelką cenę podniosła jego głowę tak, aby spojrzeć na niego.
- Masz jakieś dziwnie duże oczy - stwierdziła wpatrując się w niego.
- Po prostu jestem przemęczony - palnął - Za dużo ostatnio się działo i nie sypiam dobrze - rzekł.
- Musimy zacząć żyć normalnie misiu - zaczęła - Nie cofniemy czasu - dodała po krótkiej chwili.
- Wiem.. - powiedział cicho.
Ponownie wtulił swoją głowę w jej włosy. Źle się czuł, że ją okłamywał, lecz inaczej nie potrafił. Lili nie wybaczyłaby mu tego, że zażywa narkotyki. 


- * * * -


Z każdym dniem martwiła się o swojego chłopaka coraz bardziej. Dziwnie się zachowywał i miał prawie codziennie bardzo duże oczy. Zastanawiała się nad tym coraz częściej, ale odrzuciła od siebie myśl, że Erik może brać narkotyki tak szybko jak się ona pojawiła. Chciała się dowiedzieć co takiego się stało. Nie mogła zostawić tak tej sprawy. Co tydzień odwiedzała grób swojej córeczki, przynosząc cały czas nowe kwiatki jak i znicz. Często mówiła do niej, czuła że jest z nią. Lilianna stwierdziła, że musi żyć dalej. A mała Van nadal żyje w ich sercach, a tam nigdy nie umrze, zawsze będzie. 
- Jak się trzymacie? - usłyszała głos swojego brata w słuchawce.
- Dajemy radę - odparła - Jordi? 
- Tak? - zapytał 
- Dziękuję ci za wszystko - powiedziała - Za to, że byłeś z nami, pomagałeś nam, wspierałeś.. - wymieniła.
- Wiedz, że teraz będę już na zawsze siostrzyczko - rzekł pewnie.
Na twarzy Lilianny momentalnie pojawił się uśmiech. Obawiała się tego, jakie będą jej relacje z Albą, lecz już na pierwszym spotkaniu bardzo zbliżyli się do siebie. Była mu strasznie wdzięczna za wszystko.
Gdy jej telefon po raz kolejny tego dnia wylądował na swoim miejscu na stoliku zrozumiała, że musi walczyć o swój związek. Słowa, które przekazał jej Jordi dały jej dużo do myślenia. Miał rację, oddalali się od siebie, choć może oni tego nie widzieli, ale inni tak. Erik coraz częściej nie odbierał od niej telefonów, co jeszcze bardziej przekonało ją do słów brata. 
Zamknęła za sobą drzwi i skierowała swoje kroki do posiadłości Durma. Musiała z nim porozmawiać i wszystko sobie wytłumaczyć. Wtedy będzie wszystko mogła poukładać w jedną całość. Idąc ulicą dokładnie obserwowała ludzi dookoła siebie. Zrozumiała, że każdy przeszedł, lub dopiero przejdzie coś w życiu co na moment sprawi, że załamie się całkowicie. Tak jak oni wtedy. Szybko wspięła się po pięciu schodach, które prowadziły na ganek domu obrońcy. Zadzwoniła dzwonkiem, lecz nikt jej nie otworzył. Nacisnęła klamkę, lecz drzwi były zamknięte. Nie wiedziała co się z nim działo, ale obiecała sobie, że zrobi wszystko co w jej mocy aby się tego dowiedzieć.

__________________________________________________________________________

Chciałabym lepiej, ale naprawdę nie potrafię ;c
Przepraszam ;/

niedziela, 22 czerwca 2014

Trzynaście.

Ktoś rozcina nożem Twoje serce, gdy ono bije.


Słowa wypowiedziane przez lekarza szumiały mu cały czas w głowie. Spojrzał na martwe ciało dziewczynki, po czym wstał szybko i czym prędzej podszedł do łóżka w którym nadal leżały. Łzy leciały po jego policzkach i nie miały zamiaru przestać. Chwycił zimną dłoń Vanesski i przyłożył ją do ust. Płakał i nie wstydził się tego. Pokochał tą dziewczynkę i traktował jak własną córkę. Nie potrafił tam przebywać, robiło mu się gorąco, jak i duszno.
- Żegnaj - szepnął - Przepraszam, to ja powinienem zginąć nie ty księżniczko - dodał całując ją w czoło.
Wybiegł z budynku jak strzała. Dyszał, nie mogąc złapać oddechu. Świat wirował dookoła, a on podtrzymując się barierki starał się nie spaść ze schodów jak i przywrócić wszystko z jego organizmem do normy. Nie wiedział jak tą wiadomość przekazać Liliannie, przecież ona mu tego nie wybaczy. W końcu to on ją zabił. Szybko wybrał numer do Marco, wiedział, że mimo wszystko on mu pomoże. Choć wiedział również to, że Marco znienawidzi go za to, że mała Van zginęła przez niego.
- Marco, proszę przyjedź do szpitala - rzekł płaczliwym głosem. - Czekam na ciebie przed szpitalem, błagam przyjedź - dodał po chwili
- Poczekaj na mnie chwilę, zaraz do ciebie zejdę - rzekł spokojnie blondyn.
Nie trwało to długo. Reus szybkim krokiem wyszedł ze szpitala. Erik nie wiedział, że Lili zdążyła już zadzwonić po swojego kuzyna i wszystko mu wytłumaczyć. 
- Erik!, chłopie co się dzieje! - lekko potrząsnął chłopakiem kuzynki, widząc w jakim jest szoku.
- Zabiłem ją!, zabiłem ją rozumiesz! - wrzasnął przez płacz - Van nie żyje!, i to przeze mnie!
Marco doznał w tamtym momencie szoku. Przymknął oczy, by sam się nie rozpłakać. Nie wiedział co miał w tamtym momencie zrobić, więc szybko przytulił kolegę.
- Ty jej nie zabiłeś - powiedział spokojnie, walcząc z napływającymi do oczu łzami
- Własnie że ja - jęknął - Gdybym wtedy nie chciał jechać do domu, ona nadal by żyła Marco! - dodał 
Blondyn wiedział, że to nie jest jego wina. Lilianna wszystko mu opowiedziała. Nie mógł uwierzyć, że Erik obwiniał się o wszystko. Współczuł mu, ale wiedział, że musi im pomóc. To był szok dla tej dwójki, ale najbardziej obawiał się tego jak na śmierć córki zareaguje jego kuzynka. Vanessa była jej największym szczęściem. Była jej oczkiem w głowie, dla Erika również. 
Minął dzień zanim blondynka wyszła ze szpitala. Durm nie był w stanie nic zrobić. Załamany siedział cały czas na kanapie w salonie i tępo wpatrywał się w ścianę. Marco postanowił przejąć całą inicjatywę w związku ze sprawą powiedzenia Liliannie o śmierci jej córki. Na pomoc przyleciał mu Jordi, który nie potrafił patrzeć na cierpienie tej dwójki i musiał im pomóc jakoś z tego wyjść. Był chociaż jeden plus jego kontuzji, mógł spokojnie zostać w Dortmundzie na dłużej i zaopiekować się nimi razem z Reusem. 
Wiadomość o śmierci Van, blondynka przyjęła z ogromną histerią jak i płaczem, nie potrafiła dopuścić do siebie tej myśli, że nie zobaczy już swojej córeczki. Nie zobaczy jej rano, jak radośnie biega po całym domu, jak się bawi, jak przytula i jak mówi " kocham cie mamusiu ". Nie zobaczy również tego jak będzie dorastać. 
- Zrobimy wszystko, żeby się ułożyło siostrzyczko - Alba mocno przytulił ją do siebie całując w czoło. - Tylko musisz zrobić pewną rzecz - dodał po krótkiej chwili.
Zapłakane, niebieskie oczy dziewczyny wpatrywały się w niego bardzo zdziwionym wzrokiem. Nie wiedziała o co mogło chodzić jej bratu. 
- Musisz wytłumaczyć Erikowi, że to wszystko nie jego wina Lili - powiedział - On obwinia się o wszystko, załamał się strasznie. Gdy my coś próbowaliśmy mu wytłumaczyć wrzeszczał na nas, że to on powinien leżeć na jej miejscu. - spojrzał na siostrę - Ciebie posłucha Lil, kocha cię - szepnął przytulając ją mocno do siebie.
Wtuliła się mocno w jego ramiona. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Erik tak myślał, przecież to nie była jego wina...


- * * * -


Czas mijał nieubłaganie szybko, a Lili każdego kolejnego dnia uświadamiała sobie, że śmierć jej córeczki nie jest fikcją a brutalną rzeczywistością. Wiedziała, że musi się podnieść dla niej. Vanessa nigdy nie chciałaby, by ona była smutna. Ona w przeciwieństwie do jej chłopaka zrozumiała wszystko, a przede wszystkim, że ich mała księżniczka już nie wróci. Patrząc codziennie na załamanego Erika przyprawiał ją o mocne bicie złamanego już serca. Kochała tego chłopaka, ale nadal z nim nie porozmawiała. Pogrzeb dziewczynki odbywał się dziś. Wszystko było przygotowane, a Lilianna była strasznie wdzięczna kuzynowi jak i bratu, że są teraz przy nich cały czas. Gdyby nie oni, nie wiedziałaby czy nadal stąpałaby po świecie. 
- Gotowa? - usłyszała cichy, zachrypnięty głos Erika
Kiwnęła mu potwierdzająco głową, spojrzał na nią pełnym bólu wzrokiem. Nie potrafiła widzieć go takiego. Szybko przytuliła się do niego, a gdy tej objął ją swoimi ramionami, wtuliła się w niego jeszcze bardziej. 
- Erik to nie jest twoja wina - szepnęła - Nigdy nie była, i nie będzie - dodała - To nie ty ją zabiłeś rozumiesz?! to ten idiota, który w nas wjechał - rzekła.
Chłopak nic jej nie odpowiadając chwycił jej dłoń i skierował się do wyjścia. W samochodzie czekał na nich  Jordi jak i Reus.
Drogę przebyli w ciszy. Ciszy, która ciążyła Erikowi. Różne myśli zaczęły nachodzić jego głowę. Za żadne skarby nie dopuszczał się innej myśli, niż ta, że to on zabił dziewczynkę. Zrozumiał, że jest słaby. Nie fizycznie, ale psychicznie. Nie potrafił podnieść się po tym co ich spotkało, choć wiedział, że czasu nie cofnie i inaczej już nie będzie. 
- To nie jest twoja wina - szepnęła Lili wtulając głowę w zagłębienie jego szyi.
Pomału jednak to zaczęło do niego docierać. Zrozumiał, że Lili pogodziła się z tą sytuacją i on też musiał. Nie miał innego wyjścia. Ale czy potrafił? na to pytanie on sam nawet nie znał odpowiedzi. Przepłakał cały pogrzeb, tak jak jego ukochana. Podchodząc do trumienki dziewczynki szepnął po raz kolejny przeprosiny oraz błagając, że jeśli gdziekolwiek jest blisko dała jakiś znak, że się nie gniewa. A jemu mogłoby mu trochę ulżyć. Wracając do swojej dziewczyny i po raz kolejny tuląc ją do siebie, momentalnie na niebie pojawiło się słońce. Niebo rozjaśniło się z ciemnych jak smoła chmur. Zrozumiał, a kolejna, pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.
- Dziękuje - szepnął przytulając mocniej do siebie Liliannę. Nie potrafił, po prostu się rozpłakał. 

___________________________________________________________________________

Wybaczycie mi te flaki z olejem? 
Smutno, wiem i będzie jeszcze tak chwilę, ale obiecuje, że jeszcze będą szczęśliwi.
Za błędy jak zawsze przepraszam.

czwartek, 19 czerwca 2014

Dwanaście.

Tęsknie kochając, kocham tęskniąc...


Oboje cieszyli się, że jego rodzina przyjęła dziewczyny. Uśmiech nie schodził im z twarzy, gdy rano zeszli na śniadanie a jego mama przywitała ich ciepło. Pogoda za oknem nie odwzajemniała ich humorów. Siarczysty deszcz lał się z nieba, czym roztapiał bielutki śnieg. Niebo było granatowe, a po słońcu nie było żadnego znaku. Jednak nie przeszkadzało to żadnemu z nich, cieszyli się atmosferą jaka panowała przy stole.
- Zostaniecie do południa? - spytała pani domu - Nie puszczę was w taką ulewę do domu - dodała szybko
- Nie wsiadłbym za kółko w taką pogodę mamo - powiedział
- Zawsze byłeś rozsądny - rzekł ojciec - I bardzo mnie to cieszy - dodał po chwili. - A tak w ogóle to jak się poznaliście? jesteście od wczoraj a ja zapomniałem kompletnie o to zapytać.
- Lili kiedyś przyszła na nasz trening, nie znałem jej, ale momentalnie skradła moje myśli - wyjaśnił spoglądając na nią z uśmiechem - Nie odpuściłem i w końcu jest moja - dodał cmokając ją w policzek.
Mijały godziny a deszcz ustał tylko odrobinkę. Oboje stwierdzili, że nie będą dłużej czekać i ruszyli w stronę powrotną, wcześniej obiecując państwu Durm, że będą jechać ostrożnie i na pewno nic im się nie stanie. Żadne z nich nie wiedziało, że ta obietnica nie zostanie dotrzymana. Będąc już niedaleko domu, w którym mieszkały dziewczyny Erik odetchnął z lekką ulgą, że już na pewno dojadą bezpiecznie do domu. Pogoda ich naprawdę nie rozpieszczała, wycieraczki choć chodziły na najwyższych obrotach wcale nie ukazywały drogi. Na ostatnim skrzyżowaniu, gdy światło zrobiło się zielone, chłopak ruszył lecz ciężarówka jadąca z ogromną prędkością, wjechała w auto Erika spychając ich w rów. Ciemność przed ich oczami nastała bardzo szybko. 
Obudził się kilka godzin później w szpitalu. Białe ściany, sterylny zapach jak i pikające maszyny dookoła dały mu znak do rozpoznania gdzie się znajdował. 
- Synku - usłyszał płaczliwy głos jego mamy
- Co się stało? - zapytał 
- Ciężarówka w was wjechała - wyjaśniła ściskając mocno jego dłoń.
- Gdzie.. gdzie dziewczyny? - wychrypiał osłabionym nadal głosem. 
- Operują Van jak i Lili - wyjaśniła spoglądając niepewnie na syna.
Zesztywniał momentalnie, jego mięśnie się napięły. Przecież obiecywał sobie, mamie jak i Lili, że nic im się nie stanie, a teraz one walczyły o życie. Nie wiedział co może zrobić, bał się, cholernie się bał....


- * * * -


Lilianna otwarła swoje oczy dzień później. Nie pamiętała co się wydarzyło, ale wiedziała jedno, znajdowała się w szpitalu. Gdy chciała się podnieść do pozycji siedzącej przez jej ciało przeszedł ogromny ból, zaczynając od nóg a kończąc na głowie. Szybko powróciła do poprzedniej pozycji.
- Musisz leżeć - usłyszała cichy głos chłopaka.
- Erik - jęknęła - Nic ci nie jest - dodała badając jedną dłonią jego twarz.
- Nic kochanie - szepnął chwytając ją w swoją i delikatnie całując jej wierzch.
- Gdzie Van? - spytała patrząc mu w oczy, milczał przez bardzo dłuższą chwilę - Erik gdzie Vanesska ? - ponowiła pytanie, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Leży trzy piętra wyżej, na oddziale dziecięcym. Van jest w śpiączce - wyjaśnił smutno
- To nie możliwe - szepnęła płacząc.
- Przepraszam was - powiedział roniąc łzy - To wszystko moja wina - dodał, po chwili sam zaczął płakać.
Lili szybko przytuliła go do siebie, chciała mu powiedzieć, że to nie jest jego wina, to nie on wjechał w ta ciężarówkę tylko ona w nich, ale nie potrafiła. W tamtym momencie jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół jej małej córeczki, która była w śpiączce.
Bała tak strasznie się bała.
- Prześpij się słońce - powiedział czule spoglądając na nią
- Dobrze - westchnęła cicho - Erik...
- Tak? - zapytał
- Mam do ciebie jedną prośbę, pójdziesz zobaczyć do Van?
- Taki miałem zamiar - rzekł - Wszystko będzie dobrze, dobranoc - dodał i wyszedł z jej pokoju.
Wiedział, że nic nie będzie dobrze, wszystko było jego winą tylko i wyłącznie. To on najbardziej chciał już wracać, nie chciał dłużej siedzieć na głowie rodzicom. Gdyby wtedy zaczekał nic takiego by się nie stało.
Szedł korytarzem na czwarte piętro szpitala, na oddział w którym znajdowała się mała Vanessa. Najbardziej bał się o nią. Wchodząc na oddział rozglądał się dookoła. Nie wiedział gdzie ma iść, więc zapytał pielęgniarki o drogę.
W sali znajdował się lekarz, Erik spojrzał na niego przeczuwając coś złego, i to bardzo złego. Doktor Lindke miał bardzo smutną minę. Do oczu Erika momentalnie napłynęły łzy...
- Panie doktorze czy ona...? - zapytał, a po jego policzku łzy spływały strumieniem.
- Przykro mi, zmarła przed chwilą. Nie zdążyliśmy jej uratować - rzekł 
Chłopak upadł na kolana i zaczął wyć jak mała owieczka, nie mógł dopuścić do siebie tej myśli, że to przez niego mała Vanessa umarła...

_______________________________________________________________________

Chciałabym lepiej, ale nie potrafię i nie umiem ;c
Miał być we wtorek wiem, ale nie miałam po prostu chwili oraz pomysłu.
Mam napisane chyba z pięć wersji roboczych tego rozdziału i żadna nie jest dobra ;/
Przepraszam was ;c

sobota, 14 czerwca 2014

Jedenaście.

Kolor jego oczu, był dla niej ósmym kolorem tęczy...


Nadszedł w końcu ten piękny wigilijny wieczór, wszystko miała pięknie poszukiwane. Biały obrusek zdobił stół, a pod nim znajdowało się sianko. Ładnie ułożone talerze jak i sztućce. A dwie czerwone świeczki stojące na środku stołu, ślicznie komponowały się z krwistymi serwetkami. W całym domu pachniało przeróżnymi potrawami. Lilianna kończyła właśnie przygotowywać jedzenie, na ten piękny dzień, a mała Vanessa z utęsknieniem wypatrywała pierwszej gwiazdki na niebie. Śnieg prószył z nieba i jak na razie nie miał zamiaru przestać, choć nikt tego nie chciał. Dodawało to ogromnego uroku temu wyjątkowemu dniu. Dziewczynka również rozglądała się za Erikiem, który lekko się już spóźniał. 
- I jak jest ta gwiazdka księżniczko? - Lili przytuliła mocno córkę do siebie i razem z nią spojrzała w niebo.
- Nie ma jeszcze - odparła smutno dziewczynka - Erika też nie - westchnęła
- Spokojnie myszko - uśmiechnęła się lekko - Zaraz będzie, są korki na mieście i utknął - wyjaśniła - Lubisz go? - zapytała nagle 
- Kocham - wyszczerzyła swoje ząbki w szerokim uśmiechu - Jest wspaniały mamusiu, zawsze chciałam mieć takiego tatusia - dodała po chwili przytulając się jeszcze mocniej.
Serce blondynki momentalnie zabiło szybciej a w środku zrobiło się jakoś cieplej. Bała się, że mała nie zaakceptuje Durma, a jednak się myliła. Była szczęśliwa...
- Erik! - pisnęła radośnie Van wyrywając się z objęć mamy i biegnąc wprost do drzwi, w których po chwili pojawił się chłopak. Dziewczynka momentalnie wdrapała się na jego ręce i obdarzyła mocnym uściskiem i buziakiem.
- Cześć księżniczko - uśmiechnął się radośnie. - Przepraszam za spóźnienie - rzekł
Lili obserwowała ich z uśmiechem. Erik robił wszystko, aby one obydwie były szczęśliwe. Była mu strasznie wdzięczna, bo to właśnie dzięki niemu dowiedziała się co to miłość i szczęście. We trójkę usiedli przy stole dzieląc się wcześniej opłatkiem. Czując znów jego usta na swoich wiedziała, że to ten jedyny. Uśmiechnęła się do niego co odwzajemnił. Kochali się, to było najważniejsze...
Czas mijał szybko, nawet się nie obejrzeli a była już dwudziesta. Erik zniknął gdzieś na chwilę, by wrócić przebrany w strój św. Mikołaja. Zaczął rozdawać prezenty. Blondynka mimowolnie zaczęła sama się uśmiechać, widząc jak jej córka jest radosna. Nigdy jej takiej nie widziała, i właśnie tego żałowała. Choć robiła wszystko, aby mała była szczęśliwa nie udawało jej się to. Vanessa szybko otwierała swoje prezenty i od razu zaczęła się bawić swoimi nowymi zabawkami, dziękując przy tym Durmowi jak i swojej mamie.
- Wesołych świąt - chłopak ukucnął przed nią podając niewielką, pięknie zapakowaną paczuszkę.
- Nie musiałeś - odparła spoglądając w jego oczy
- Ale chciałem - uśmiechnął się do niej - Sama dałaś mi prezent więc jak ja mogłem ci nie dać?
- Jest przepiękny, dziękuje - powiedziała wpatrując się w śliczny naszyjnik z pierwszymi literkami ich imion. Ich trzech... Tylko ich trzech...
- Cieszę się - po raz kolejny posłał jej uśmiech i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. - Kocham cię - szepnął tuż przy jej ustach. Jeździła wzrokiem po jego twarzy tak, jakby chciała zapamiętać jej każdy szczegół na nowo. W końcu spojrzała wprost w jego oczy... - Kocham was - poprawił 


- * * * -


Promienie słońca obudziły go już o ósmej rano. Uśmiechnął się, czując ciało blondynki tuż obok swojego. Lilianna nadal smacznie spała, nie obudziła się od momentu, gdy wczorajszego wieczoru przyniósł ją do sypialni po tym jak zasnęła w salonie. Ucałował ją delikatnie w głowę i ostrożnie wydostał się z jej objęć. Zajrzał do pokoju dziewczynki, a gdy okazało się, że słodko drzemała tak jak jej mama zszedł do kuchni by zrobić im śniadanie. Zapach jego popisowej jajecznicy rozchodził się po całym domu, co zbudziło jego dziewczyny. Uśmiechnął się widząc je obydwie gdy schodziły ze schodów.
- Dzień dobry księżniczki - uśmiechnął się promiennie - Jajecznicy? - zapytał a gdy dziewczyny skinęły mu potwierdzająco głową zabrał się do nakładania. - Wyspane? - spojrzał na nie, postawiają talerze na stole.
- Mhm - mruknęły równocześnie zajadając się posiłkiem
Zaśmiał się cicho pod nosem. Obserwował je dokładnie... Vanesska była kopią swojej mamy, zupełnie identyczna. Cieszył się ogromnie, że dziś jego rodzice będą mogli je poznać. Tylko o tym marzył...
Dwie godziny później, gdy we trójkę ogarnęli mieszkanie, wsiedli do samochodu i ruszyli. Widział strach w oczach swojej dziewczyny, natomiast Van kipiała radością, że w końcu pozna swoich dziadków. Erik był szczęśliwy, z tego powodu, że jego rodzice pozwolili tak się zwracać małej. Mimo iż nie znali jej jeszcze, szczęście ich syna było dla nich najważniejsze...
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się kładąc swoją dłoń na kolanie blondynki
- Wierzę ci - odwzajemniła gest.
Resztę drogi jechali w ciszy, wiedział, że Lilianna musi sobie przemyśleć wszystko, aby wypaść dobrze. To samo było z Sandrą, tylko był jeden szczegół. Wtedy Erik nie był zakochany. Zaparkował jak zawsze na podjeździe i wysiadł szybciutko by otworzyć drzwi swojej dziewczynie. Chwilę później wziął na ręce Van i razem ruszyli w stronę domu. Czuł jak lekko drżała z przerażenia, gdy trzymał jej rękę. 
- Mamo! Tato! - zawołał w drzwiach posyłając Lili uśmiech, który odwzajemniła. Weszli dalej i zauważyli jak jego rodzice mieli właśnie iść w ich stronę. - Poznajcie moją małą rodzinę - uśmiechnął się - To jest Lili, a to Vanessa - wskazał 
- Dzień dobry - odpowiedziały równocześnie.
- Witajcie w naszej rodzinie! - powiedziała radośnie pani Durm. 
Wieczorem, gdy byli już po wszystkim i dziewczyny zostały miło powitane w domu rodziców Erika. Siedzieli właśnie na balkonie, we dwójkę i rozkoszowali się ciszą jaka panowała w około. Dziewczynie spadł kamień z serca, gdy została przyjęta do rodziny chłopaka. 
- Kocham cię - uśmiechnęła się dając mu buziaka...

____________________________________________________________________

Nie wiem czy wróciła wena czy nie XD ale dodaję :D
Jestem jakaś dziwna ;D, niedługo wakacje a ja o świętach piszę :P
Za błędy przepraszam :)

wtorek, 10 czerwca 2014

Dziesięć.

Bo twoje serce jest w moich rękach


Z dnia na dzień zakochiwał się w niej jeszcze bardziej. Sprawiał, że czuła się szczęśliwa. Była dla niego wszystkim. Z racji tego, że już niedługo miały być święta, Erik postanowił przedstawić swojej rodzinie najważniejsze w jego życiu kobiety. W tamtym momencie, myśląc o tym nie obchodziło go to, że Lilianna nie chciała. Wiedział, że dla niej to za wcześnie, ale dla niego było w sam raz. A on jest uparty jak osioł i postawi na swoim mimo wszystko. Codziennie po treningu kierował się do domu ukochanej.
- Żeluś! - zawołał radośnie Kevin wyrywając Erika z zamyśleń
- Nie jestem Żeluś! - jęknął rozpaczliwie co wywołało u Grosskreutza salwę śmiechu.
- No denerwuj się tak - przytulił go do siebie - Jak ci się z Lilcią układa młody? - zapytał
- Bardzo dobrze - na wspomnienie jej imienia mimowolnie się uśmiechnął.
- Dbaj nam o nią - rzekł poważnie - Mam nadzieję, że wpadniecie we trójkę do nas na imprezę w sobotę - spojrzał na niego
- Zapytam Lili, ale pewnie tak - posłał mu uśmiech.
Razem skierowali się do wyjścia. Każdy rozszedł się w swoją stronę i już po chwili Durm pędził w stronę domu blondynki. Stęsknił się, nie widzieli się aż do wczoraj. Wariował z miłości, mógł się do tego przyznać. Gdy zaparkował samochód na podjeździe i wyszedł z niego usłyszał głos małej Vanessy biegnącej w jego stronę.
- Erik! - krzyknęła radośnie wskakując mu na ręce.
- Hej żabko - uśmiechnął się dając jej buziaka w policzek - Gdzie masz kurteczkę co? Zimno jest Van - powiedział troskliwie, szybko kierując się z dziewczynką do domu. - Cześć - cmoknął Lili w usta
- Cześć - uśmiechnęła się słodko w jego stronę - Zmęczony? - spojrzała mu w oczy
- Troszkę, ale dla was zawsze mam siłę - odwzajemnił uśmiech siadając na kanapie.
Dziewczyny po chwili dołączyły do niego, we trójkę spędzali razem czas. Bawili się z małą, która tak się wybiegała, że zasnęła gdy ledwo usiadła na kolanach chłopaka.
- Zaniosę ją - oznajmił wstając delikatnie wraz z dziewczynką z kanapy.
- Pójdę z tobą - powiedziała i ruszyła przed nim, by otworzyć mu drzwi.
Erik delikatnie położył Vanessę do łóżka i przykrył kołderką. Czule pogłaskał ją po główce i ruszył w stronę Lilianny, która przyglądała mu się przez cały czas. Nic nie mówiąc wtuliła się w niego. Była szczęśliwa...


- * * * -


Nim się obejrzała, a były już dwa dni przed świętami. Od samego rana chodziła po sklepach i szukała odpowiedniego prezentu dla Erika jak i swojej córki, choć z Vanessą był mniejszy problem. Nie miała bladego pojęcia, co podarować Durmowi. Wychodząc z dziecięcego sklepu cieszyła się, że miała już jeden podarunek z głowy. Maszerowała od sklepu do sklepu, ale nadal nie mogła nic znaleźć. W końcu po czterech godzinach poddała się. Nie miała bladego pojęcia co mogłaby mu podarować. Zmęczona wróciła do domu i czym prędzej schowała prezent dla córki. Szybko zabrała się za przygotowania posiłku dla dwóch głodomorów, którzy mieli niedługo wrócić z basenu.
- Cześć mamusiu - usłyszała radosny głos Van w korytarzu.
- Hej kochanie - Erik zjawił się szybko koło niej i momentalnie skradł buziaka z jej ust.
- Hej - odparła - Głodni? - zapytała z uśmiechem na ustach odwracając się w ich stronę.
- Jak wilk - odparli równocześnie śmiejąc się po chwili.
Lilianna nałożyła im posiłek na talerze i podała im. Nie mogła przestać się śmiać z widoku dwójki, która prawie moczyła nosy w talerzach.
- W pierwszy dzień świąt pojedziemy do moich rodziców dobrze? - wypalił nagle z lekkim uśmiechem na twarzy,
- Ale jak to? Erik, przecież to za wcześnie - odparła przerażona faktem, że będzie musiała poznać rodziców swojego ukochanego. Obawiała się, że jej nie polubią, zwłaszcza przez to, że ma Vanessę.
- Lili proszę - spojrzał na nią - To dla mnie bardzo ważne - rzekł - Wy jesteście najważniejsze w moim życiu i chcę aby rodzice was poznali - uśmiechnął się zachęcająco.
- No dobrze - westchnęła...

_________________________________________________________________________

Jagoda nie umie pisać bum :D
Oddaję w wasze ręce takie o to coś, co rozdziałem nazwać nie idzie ;P
Zastanawiałam się czy w ogóle to publikować, ale później stwierdziłam, że lepiej tak, ponieważ nie wiem kiedy na tym blogu pojawi się następny ;/
Obiecać wam mogę jedno, jak wena mi wróci.
Znów mnie opuściła małpa ;/

środa, 4 czerwca 2014

Dziewięć.

Twe gesty, twe oczy zdradzają co czujesz.


Nie wiedziała w tamtym momencie co ma zrobić. Kochała go, wiedziała to na pewno, ale nie chciała zniszczyć jego kariery za żadne skarby. Przecież brukowce nie dadzą mu spokoju w związku z tym, że związał się z dziewczyną, która ma dziecko. Spoglądała wprost w jego zielone oczy. Hipnotyzowały ją, dokładnie badały jej twarz. Jego dłoń czule gładziła jej policzek. Przymknęła powieki, totalnie skupiając swoją uwagę na pozbawieniu się natrętnych myśli, które cały czas buzowały w jej głowie. 
- Lili - usłyszała jego czuły szept.
Wiedziała, że rani go tą ciszą, ale w tamtym momencie nie potrafiła nic mu powiedzieć. Chciała spróbować, może akurat by im się udało. Jej kochana córeczka w końcu miałaby pełną rodzinę. Mamę i tatę, którzy kochali by ją z całego serca. Wiele razy zastanawiała się jakby to było. Mała pewnie czułaby się szczęśliwa...
- Przytul mnie, proszę... - powiedziała cichutko.
Durm szybko przyciągnął ją do siebie pozwalając całkowicie się jej wtulić w swoje ciało. Wdychał zapach jej truskawkowych włosów. Nie chciał jej już nigdy puszczać. Zrozumiał, że on też potrafi i musi kochać. Skrzywdził Sandrę, kłamał jej w oczy mówiąc, że ją kocha. Z Gonzalez było inaczej. Kochał ją naprawdę, najprawdziwiej w świecie. Chciał zrobić wszystko by była szczęśliwa. Po chwili oboje usłyszeli tupot małych stópek, które zbiegały ze schodów. Mała Vanessa niedługo później pojawiła się obok nich.
- Cześć - chłopak przykucnął przy dziewczynce - Erik jestem, a ty księżniczko? - uśmiechnął się dodając jej tym lekko odwagi.
- Vanesska - odpowiedziała i podała swoją maleńką rączkę, którą uścisnął delikatnie - Kim jesteś? - zapytała niepewnie.
- Ja?... ja jestem? em... - spojrzał na Liliannę, nie wiedząc co odpowiedzieć małej kruszynce.
- Erik jest dla mnie kimś bardzo ważnym słoneczko - oznajmiła dziewczyna - Bardzo, bardzo ważnym - spojrzała na niego i chwyciła jego dłoń splatając ich palce. Te gesty sprawiły, że twarz piłkarza momentalnie rozpromieniała a na jego usta wkradł się ogromny uśmiech.
- Naprawdę? - zapytał nie dowierzając w słowa blondynki.
- Naprawdę - odparła i bez zastanowienia obdarzyła go buziakiem. 
- Ble - skwitowała Vanessa i wskoczyła na kanapę nadal obserwując swoją rodzicielkę.
- Ciekawe żabo jak ty będziesz się całować - zaśmiała się blondynka i ciągnąc osłupiałego Durma za rękę poszła w ślady córki.
Chłopak cały czas siedział i tępo spoglądał w ścianę dokładnie odtwarzając sobie w myślach słowa dziewczyny. Cały czas zadawał sobie pytanie czy to jest sen czy jednak realność. Lilcia się zgodziła. Nie mógł w to uwierzyć. Wiedział, że będzie od teraz robił wszystko, aby zdobyć jeszcze bardziej jej serce jak i serce małej Van. 
- Co jest? - zapytała dziewczyna spoglądając na niego troskliwie
- To jest sen? - spojrzał w jej oczy.
- Nie - odparła zbliżając do niego swoją twarz, teraz już się nie bała - Żaden sen - uśmiechnęła się skradając z jego ust małe pocałunki. 
Przyciągnął ją bardziej do siebie, chciał pogłębić ten pocałunek, jednak wiedział że dziewczynka cały czas im się przygląda.
- Pobawimy się? - zapytała radośnie wskakując na kolana swojej mamy.
- A w co? - zapytała blondynka
- W chowanego! - pisnęła radośnie 
- To dziewczynki chowajcie się, a ja szukam - rzekł Erik idąc do kuchni i stając przodem do ściany zaczął głośno liczyć.
W środku czuł się jak dzieciak. Radość rozsadzała go od środka, gdyby mógł to skakałby ze szczęścia do samego nieba...


- * * * -


Co nim kierowało? Zdecydowanie miłość. To ona zrobiła z nim coś, czego sam nie potrafił opisać. Zmienił się na najlepszego jakim mógł być. Dorósł do bycia dwudziestojednoletnim chłopakiem. Zmądrzał i przeprosił wszystkich za wyrządzone im krzywdy. Jego mama była niesamowicie z niego dumna, nawet popłakała się ze szczęścia, gdy przeprosił ją za wszystko, za to że tak strasznie ją ranił. Była szczęśliwa jak i niezmiernie wdzięczna Liliannie za to, że potrafiła tak odmienić jej syna. Bardzo chciała ją poznać, lecz dla blondynki było to jeszcze trochę za wcześnie. Erik robił również wszystko by osoby bliskie potrafiły mu znów zaufać. 
- Te Durm! - krzyknął radośnie Marco rzucając w niego piłką, którą dostał w głowę i dopiero wtedy ocknął się ze swojego zamyślenia.
- Co jest? - zapytał zdziwiony rozmasowując bolące miejsce 
- Słyszałem, że w końcu jesteście z Lilcią razem - uśmiechnął się - Powiem ci szczerze, nienawidziłem cię kiedyś, ale Lili cię zmieniła. Kibicuje wam, wiedz o tym i mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi. Bo ona tego potrzebuje. Mam dość patrzenia na nią jak jest smutna. I mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz - rzekł grożąc mu palcem - Bo inaczej znów zacznę cię nienawidzić i obiecuje ci to tutaj i teraz, że gdy ją skrzywdzisz twoja twarz już nie będzie wyglądała tak samo. - zaśmiał się
- Tak jest - zasalutował z głupim uśmiechem - Nigdy jej nie skrzywdzę panie - zaśmiał się.
Za ten głupi żart znów dostał od śmiejącego się Reusa piłką. Zaśmiał się ponownie i wrócił do treningu za nakazem szanownego trenera Kloppa. 
- Oj, oj - zaczął radośnie Nuri - popatrzcie panowie, co nasza kochaniutka Lili zrobiła z Erikiem - uśmiechnął się wskazując na radośnie biegającego obrońcę. 
- Co chcesz, zakochał się chłopaczek - rzekł trener
- No normalnie cud - dodał swoje trzy grosze Kevin - Pierwszy raz widzę takiego, że oto Durma - machnął rękami od góry do dołu prezentując sylwetkę piłkarza.
- Taka już jest ta miłość - westchnął Piszczu
Erik przyłożył swoją dłoń do czoła, nie mogąc powstrzymać śmiechu z głupoty swoich kolegów z drużyny. W tunelu zobaczył blondynkę radośnie kroczącą w ich stronę. Gdy przywitała się już ze wszystkimi podbiegł do niej i czule ucałował ją w usta. Uśmiechnęła się do niego i wtuliła w jego ramiona. Byli szczęśliwi, sama nie wiedziała, dlaczego się tego bała.
- Gołąbeczki - uśmiechnął się Marco
- O jeju - jęknął smutny Marcel - Też tak chce - dodał, a zdziwiony wzrok każdego piłkarza wraz z blondynką został skierowany na niego - No co? Jenny wyjechała do rodziców - dodał po chwili

________________________________________________________________________

Bla, bla, bla. Nie wyszedł ;/
Są razem ;) na jak długo? sama nie wiem XD
Za błędy przepraszam ;*
Do następnego <3