Ja jestem tu, zajęta milionem myśli.
Ja jestem tu, kiedy dookoła odbywa się wyścig.
Często wydawać by się mogło, że życie jest piękne, cudowne i idzie je sobie poukładać. A tak właśnie nie jest. Życie potrafi popsuć plany jakie postanowiliśmy sobie na najbliższe lata. Życie rzuca kłody pod nogi, by tylko utrudnić ci wszystko co chciałabyś osiągnąć bądź też zrobić. Szczęście, że jest jedna taka osoba, a nawet dwie, które wspierają cię we wszystkim. I nawet nie pomyślałabyś wcześniej, że jedną z tych osób będzie zupełnie ci obca, która z czasem stanie się dla ciebie jedną z najważniejszych. Masz w nich wsparcie za co jesteś im strasznie wdzięczna. Bo robią wszystko abyś była szczęśliwa.
Siedziałam właśnie na swoim miejscu w samolocie podziwiając piękne widoki za oknem. Cały czas z moich słuchawek płynęła muzyka. Zaczynałam nowe życie, bez rodziców, którzy wyrzucili mnie z domu po tym, jak oznajmiłam im, że chcę się wyprowadzić. Myślałam, że zawsze mogę na nich polegać, ale jednak się myliłam. Ani ojciec, ani matka nie pracowali, żyli tylko z renty i wieczorami często pili. Ale nigdy tak, żeby nie pamiętać dnia. Pili ze smutku i nikt im nie potrafił pomóc. Choć ja chciałam, dawałam im pieniądze na mieszkanie i jedzenie... Dłużej tak nie mogłam. Musiałam zostawić moją kochaną Barcelonę dla mojego ukochanego Dortmundu. Westchnęłam cichutko przeczesując swoje blond włosy ręką. W moim życiu był jeden mężczyzna, którego kochałam najbardziej na świecie. To jemu oddałam swoje serce i do niego będzie należeć już zawsze. Mój najwspanialszy kuzyn. Zawdzięczam mu bardzo dużo, to co osiągnęłam w życiu to właśnie dzięki niemu. Tęskniłam za nim strasznie, nie widzieliśmy się aż rok... On miał mecze a ja studia, które ograniczały mi z nim kontakt jedynie do rozmów telefonicznych i smsów. Nawet nie miałam czasu pogadać z nim przez skype. Zawsze musiało mi coś wtedy wypaść... Teraz w końcu będę mogła go ujrzeć, przytulić i powiedzieć jak bardzo go kocham...
- Proszę zapiąć pasy, lądujemy - oznajmił ciepły głos stewardessy
Uśmiech momentalnie wkradł się na moją twarz, już za chwilkę utonę w jego ramionach i znów poczuje zapach jego perfum. Ten którego tak uwielbiam...
Nienawidziłam latać samolotami, miałam lęk wysokości, ale tabletki pomagały mi go zwalczyć tak, że widoki za oknem nie powodowały u mnie mdłości. Turbulencje, które dopadły nasz samolot były okropne. Kilka rzędów przede mną dwie małe bliźniaczki aż popłakały się ze strachu. Udało nam się wylądować bezpiecznie. Wychodząc z samolotu poczułam to cudowne powietrze. Moje stopy w końcu dotknęły tej ziemi, tak utęsknionej. Żwawym krokiem ruszyłam odebrać swoją walizkę, szczęście że resztę rzeczy miałam już w moim nowym mieszkaniu, które zostało wybrane przez kuzyna. Obawiałam się trochę, ale całkowicie mu zaufałam. Chwyciłam rączkę od walizki i wypatrywałam w tłumie tej blond czupryny. Nigdzie jej nie widziałam. " Lili Gonzalez " przeczytałam kartkę, którą trzymał w dłoni jakiś mężczyzna z kapturem i okularami na głowie. Ten uśmiech, jego dało się rozpoznać wszędzie...
- Moja maleńka! - uśmiechnął się i obrócił dookoła własnej osi. - Tęskniłem tak strasznie - wtulił się w moje ciało.
- Ja też kogucie - zaśmiałam się dając mu buziaka w policzek.
Życie jednak sprawiło mi mały prezent zsyłając mi tak wspaniałego i kochanego kuzyna jakim był Reus. Na nim zawsze mogłam polegać. Wziął moją walizkę oraz chwycił moją dłoń splatając nasze dłonie. Nie wstydził się tego, ja również. Uśmiechnęłam się do niego radośnie. Tak strasznie brakowało mi jego obecności i głosu, brakowało mi go całego.
- Przystojniak się z ciebie zrobił miśku - uśmiechnęłam się promiennie.
Marco dał mi buziaka w policzek mrucząc ciche "dziękuje" do mojego ucha. Zaśmiałam się cichutko, po chwili zatrzymaliśmy się przed czarnym Porsche. Blondyn otworzył mi drzwi i gestem ręki wskazał abym wsiadła.
- Dżentelmen jak zawsze - uśmiechnęłam się wsiadając na miejsce pasażera
- Oczywiście - odparł z uśmiechem
Włożył moją walizkę na tylne siedzenia i szybko znalazł się na miejscu kierowcy. Jechaliśmy przez ulice Dortmundu.. Choć tak dawno mnie tutaj nie było to nic się nie zmieniło. Nadal było tak pięknie jak rok temu.
- Chciałem ci załatwić dom obok mojego - zaczął nie odrywając wzroku od jezdni - Ale niestety mi się nie udało i będziesz mieszkać dwie ulice dalej ode mnie - westchnął - A to zaledwie piętnaście minut samochodem a trzydzieści pieszo do mnie - uśmiechnął się
- Sprawdzałeś stoperem ? - zaśmiałam się
- Pewnie - odwzajemnił gest.
Zmierzwiłam mu jego blond czuprynę, choć wiedziałam że tego nienawidzi. Nie mogłam się opanować widząc jego minę, i wzrok którym obdarzył mnie w tamtym momencie. W końcu dotarliśmy na miejsce. Wiedziałam, że Marco jest pomysłowy i szalony, ale nie pomyślałabym, że aż tak.
- To jest ogromne - powiedziałam patrząc na budynek
- Nie przesadzaj - machnął ręką - To tylko dwie łazienki, dwie sypialnie, siłownia, basen, salon i kuchnia - zaśmiał się - No chodź! - rzekł otwierając drzwi do środka
- Wariat! - skomentowałam śmiejąc się pod nosem - Dziękuje ci za wszystko - cmoknęłam go w policzek...
- * * * -
Miłość? Bardzo śmieszne.. to nie dla mnie. Nie kocham nikogo, bo po co mam kochać... Przepraszam miłością darzę tylko moją piękną i kochaną... Piłkę. Tak tylko dla niej jestem w stanie poświęcić wszystko co do tej pory osiągnąłem. A osiągnąłem coś w ogóle?. Kolejny poranek spędzony w mieszkaniu z nią. Miałem jej serdecznie dość, cały czas robiła mi awantury z głupich powodów. Po co jestem z Sandrą? odpowiedź jest prosta. Nie chcę aby fanki wskakiwały mi do łóżka. Może i dla wszystkich jestem idiotą albo Bóg wie kim. Ale nigdy w życiu nie zdradziłem i nie zdradzę... Jedyna zasada, którą zawsze będę przestrzegał. Gunter była osobą czasem nie do zniesienia. Jonas często powtarzał, że to moja wina.
Szczerze mówiąc miałem ją gdzieś, nawet gdyby się wyprowadziła nawet bym jej nie szukał. Miałem gdzieś cały otaczający mnie świat. Byłem sobą, nikt mnie nigdy nie zmieni.
Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
Kiedyś się rozpadną - pomyślałem.
Zbiegłem ze schodów, wrzuciłem torbę na siedzenie obok i miałem zamiar wsiadać już do środka, gdyby nie głos Sandry...
- Nie łaska się nawet pożegnać ? - zapytała z wyrzutem patrząc w moje oczy.
- Cześć - powiedziałem oschle i wsiadłem do środka.
Spojrzałem na nią jeszcze raz, zauważyłem ten jej smutny wzrok... Pokręciła bezradnie głową i wróciła do środka. O co znów jej mogło chodzić. Odpaliłem auto i ruszyłem wprost na stadion. W końcu będę mógł się wyluzować. Hofi jak zawsze czekał na mnie pod obiektem. Wiele razy słyszałem, że chłopaki pytają się go jak można się ze mną przyjaźnić lub współczują mu takiego przyjaciela jak ja. Często po tym wybuchały kłótnie.
- Siema - rzekłem sucho do bruneta
- Co znów się stało? - westchnął bezradnie
- Czy coś musiało się stać? - warknąłem w jego stronę. - Daj sobie spokój! nie jesteś moją matką! - wrzasnąłem kierując się do środka.
Poprawiłem torbę na swoim ramieniu i zaczekałem na niego. Nie miałem ochoty się kłócić, na pewno nie z nim. Ale irytował mnie tymi swoimi głupimi pytaniami. Nie powinno go to interesować. Nawet jeśli traktowałem go jako przyjaciela. Wchodząc do szatni nie uniknęły mnie wrogie spojrzenia chłopaków. Usiadłem na swoim miejscu i zacząłem się przebierać. Nigdy nie rozmawiałem z nimi, nie miałem ochoty zamienić choć jednego zdania z tymi tępymi dupkami. Widziałem co jakiś czas, że Hofmann bacznie mi się przygląda i próbuje wyczytać z mojej twarzy dlaczego mam zły humor. Lecz niestety przykro mi to stwierdzić, ale mu się nie uda. Rozglądnąłem się dookoła i zobaczyłem, że nie ma tego lalusia Reusa, choć nie tylko jego bo przylizanego Lewandowskiego też nie. Czyżby wielkim gwiazdeczką Borussii nie chciało się ruszyć tych zasranych tyłków na trening.
- Chodźcie panowie - usłyszałem głos trenera.
Podniosłem się z miejsca i idąc tuż za Jonasem kierowałem się na murawę. Nie miałem ochoty dzisiaj na nic, a zwłaszcza nie na trening. Ale... dla piłki zrobię wszystko.
- A tych dwóch gogusiów nie ma ? - zapytałem Kloppa, który od razu spiorunował mnie wzrokiem wraz z innymi piłkarzami
- Ogarnij się - syknął Hofi przechodząc obok mnie
- Lewy doznał kontuzji w ostatnim meczu mój drogi, a Marco musiał coś załatwić na mieście i poprosił o dzień wolnego - powiedział dość spokojnie.
- No proszę wielkiej gwieździe się wszystko należy - podsumowałem.
- Dosyć tego Durm, zostajesz po treningu i biegasz karne kółka - wrzasnął i wrócił do rozmawiania z zastępcą...
_____________________________________________________________________________
Napisałam jedynkę :D Miałam trochę czasu bo jestem chora więc ;)
Czekam na waszą opinię ;)
Przyznam się szczerze i bez bicia, że nigdy nie pisałam o jakimś bohaterze opowiadania jako tym "złym" więc nie wiem jak wyszło :D i wyjdzie w dalszych rozdziałach xd
Wow świetne! Erik taki buntownik no nie mogę go sobie takiego wyobrazić. Czekam na nexta i zapraszam do mnie everyone-wants-to-be-happy.blogspot.com xx
OdpowiedzUsuńAwww ! :* Już kocham tego bloga i nie mogę się doczekać 2 ! :D <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
No i oczywiście zapraszam do mnie ;)
http://a-co-sie-stanie-gdy-bedziemy-marzyc.blogspot.com/
Wyszło super. ;-)
OdpowiedzUsuńNie jestem przyzwyczajona do wersji takiego zbuntowanego Erika. :D Ale nic mi się nie staje, jeśli wyobraźnia trochę popracuje. ;D Mam nadzieję, że szybciutko napiszesz dwójkę, bo chyba się już zakochałam w tym opowiadaniu. <3 ;)
Buuuziole. ;**
O kurde. Mimo że Dortmund nie jest moim ulubionym tematem na opowiadania to Twoje czyta się super :) Może dzięki Tobie polubię takie opowiadania?
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Truskawka xd
Super rozdział. Durm jako bad-boy. No może nie całkiem. Kocham twoje opowiadania. Życzę zdrowia i wytrwałości do pisania kolejnych rozdziałów na blogach i zapraszam w wolnej chwili do siebie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu *__* Erik w roli złego chłopca? Czemu nie ;D A Reus i Lili cudowny kuzynostwo ;3 Widać na pierwszy rzut oka że się uwielbiają ;D Już się nie mogę doczekać 2 ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;****
Hahah, Erik, omg hahaha ♥ Taki Bad Boy, rawr ♥
OdpowiedzUsuńA Lili I Marco, to takie idealne kuzynostwo, omg *-* ♥
Aww, czekam na dwójkę ♥
Pozdrawiam i całuję ♥
26 yr old Human Resources Assistant IV Mordecai Prawle, hailing from Manitouwadge enjoys watching movies like "Craigslist Killer, The " and Jigsaw puzzles. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Tacoma. strony
OdpowiedzUsuńdobry prawnik rzeszow
OdpowiedzUsuń