poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Epilog.

Zdenerwowany chodził z kąta w kąt po całym korytarzu. Z jego czoła leciał pot. Denerwował się tak chyba po raz pierwszy w życiu. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Słyszał ciche śmiechy Marco, który dokładnie obserwował obrońcę. Wiedział, że to jeden z najważniejszych dni w życiu kolegi, ale nie sądził, że aż tak będzie się denerwował. Ta sytuacja była komiczna, nie tylko dla Reusa, ale dla każdego, kto przechodził obok nich. Marco objął dumnie swoją narzeczoną Olivię i cmoknął ją w policzek. Już nie chciał wiedzieć co stanie się za kilka miesięcy, gdy on będzie na miejscu ukochanego swojej kuzynki.
- Chłopie opanuj się trochę - powiedział rozbawiony.
- Jak mam się... - pisnął przerażony, gdy usłyszał krzyki Lilianny za drzwiami - Zaraz dostanę zawału!
- Erik spokojnie, jeszcze chwila - Olivia posłała mu ogromny uśmiech - Jeśli ty będziesz mi tak robił, to chyba powiem ochronie, żeby za żadne skarby cię nie wpuścili do szpitala - zwróciła się do blondyna, po czym została obdarzona czułym buziakiem w czoło. Marco dumnie położył dłoń na brzuchu swojej narzeczonej. Durm wypuścił głośno powietrze ze swoich płuc siadając ociężale na plastikowym krzesełku. Mijały sekundy, minuty, godziny. Dźwięk wskazówek zegara był przerywany krzykami Lili. Zrobiło mu się słabo, a mroczki przed oczami stały się uciążliwe. W końcu stracił przytomność. Marco szybko złapał chłopaka by nie spadł z krzesełka i zawołał przechodzącą obok pielęgniarkę. Szybko udało im się przywrócić Erika do świata żywych. Wypił cały kubeczek wody, trochę mu pomogło. Jak poparzony wstał z krzesła gdy usłyszał płacz dziecka. Po kolejnych dziesięciu minutach z sali wyszła lekarka.
- Gratulacje panie Eriku, żona urodziła zdrową córeczkę - posłała mu szeroki uśmiech. - Może pan teraz pojechać do domu, chwilę odpocząć i wrócić za godzinę. Wykonamy jeszcze podstawowe badania i wtedy będzie mógł pan odwiedzić żonę i córkę - dodała.
- Dziękuje bardzo - rzekł ciężko dysząc.
- Wszystko w porządku? - zapytała spoglądając na chłopaka
- W jak najlepszym - uśmiechnął się - Jestem tatą! - krzyknął radośnie wskakując na ramiona Marco i mocno go do siebie przytulając.
Reus nie mógł powstrzymać śmiechu po raz kolejny. Dosłownie zrzucił obrońcę ze swoich rąk i szczerze mu pogratulowali. Wrócili we trójkę do domu, odświeżająca kąpiel bardzo dobrze mu zrobiła i po zjedzeniu posiłku od razu pojechał do szpitala. Biegł radośnie na trzecie piętro na którym znajdował się oddział położniczy. Skierował się do drzwi, które wskazała mu pielęgniarka. Zapukał lekko i wszedł do środka z szerokim uśmiechem. Tamten widok go rozczulił, Lili trzymała na swoich rękach małe zawiniątko i uśmiechała się. Podszedł cichutko i usiadł obok swojej żony.
- Nasza mała Jenny - uśmiechnął się obejmując blondynkę ramieniem i całując ją w głowę.
- Chcesz ją potrzymać? - zapytała spoglądając na niego.
- Oczywiście - powiedział jak w transie i ostrożnie przejął swoją córkę.
Wpatrywał się w nią jak w ósmy cud świata. Był ogromnie szczęśliwy. Mała Jenny spoglądała na niego swoimi zielonymi oczkami, machała swoimi malutkimi rączkami w przeróżne strony. Złapała palec wskazujący Erika i nie chciała go puścić. Pocałował ją w czubek główki. Był szczęśliwy. Lilianna przytuliła się do niego.
- Jest piękna - szepnął, gdy mała zasnęła Odwrócił głowę w stronę swojej żony i spojrzał jej w oczy. Nadal trzymał córkę na rękach i nie zamierzał jej puścić.
- Kocham cię - powiedziała cicho całując go w usta. Oderwała się od niego po chwili i kładąc głowę na jego ramieniu spoglądała na małą kruszynkę. Delikatnie złapała rączkę dziewczynki. Była szczęśliwa, cholernie szczęśliwa....
Po trzech dniach Lili wraz z Jenn zostały wypisane ze szpitala. Radośnie zostały przywitane przez przyjaciół i rodzinę chłopaka. Na chrzest dziewczynki zjechały się najważniejsze osoby w życiu tej dwójki. Marco dumnie nosił swoją chrześnicę na rękach.
- Za naszą piękną Jenny Vanessę Durm - uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn wzniósł swój kieliszek ku górze.
Mała była oczkiem w głowie swoich rodziców biologicznych jak i chrzestnych oraz dziadków. Nie widzieli poza nią świata. Ani Erik, ani Lilianna nie bali się tego i od małego opowiadali jej o Vanessie...

Minęło pięć lat, a ich życie nie uległo zmianie. Byli bardzo szczęśliwi, z radością spoglądali jak ich córeczka rośnie. Stali właśnie przed grobem Van. Lili spoglądała na zdjęcie, które znajdowało się na mogile jej pierwszej córeczki. Jedna samotna łza spłynęła po jej policzku, co nie ubiegło uwadze Erika. Mocno przytulił ją do siebie. Drugą rękę kładąc na ramieniu Jenny. Dziewczynka położyła bukiet małych różyczek na grobie swojej siostrzyczki. Nie znała jej, ale bardzo chciała ją poznać. Jej wzrok powędrował w bok. Zobaczyła ją, siedziała na ławeczce obok nich. Uśmiechała się do niej.
- Opiekuj się mamusią i tatusiem - powiedziała - Ja będę z wami na zawsze, powiedz im to - dodała - Pamiętaj o mnie i wiedz, że cię kocham Jen, moja malutka siostrzyczko - po tych słowach zniknęła.
- Mamusiu - zaczęła blondynka unosząc swoją głowę ku górze.
- Tak?
- Vanesska powiedziała, że będzie z nami na zawsze - rzekła - I odeszła, na swoim białym koniku o tam do góry - wskazała na bezchmurne, błękitne niebo.
Lilianna spojrzała na Erika i kucnęła przy córce. Mocno ją do siebie przytuliła. Nie potrafiła przestać płakać... Ich życie uległo zmianie, byli już szczęśliwi do końca... Po kilku kolejnych latach, urodził im się syn, mały Matthias. Byli dumni ze swoich dzieci, i żadnemu z nich nie pozwolili zapomnieć o Vanessie.
Ona zawsze była obecna w ich życiu...

____________________________________________________________________________

No i mamy koniec, ryczałam jak głupia, ale tak bardzo związałam się z tym blogiem. 
Chciałabym wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze, ponad jedenaście tysięcy wyświetleń i osiemnastu obserwatorów. Może na niektórych nie jest to dużo, ale dla mnie jest to aż mnóstwo ;)
Byłyście ze mną zawsze, nawet wtedy, gdy dodawałam bezsensowne rozdziały, robiłam masę błędów bo czytając rozdziały przekonywałam się o tym sama. I nie wiem dlaczego, tak dużo ich robiłam. Gdy wena mnie opuściła. Wspierałyście mnie i dodawałyście mnóstwo motywacji. Jestem wam ogromnie wdzięczna za wszystko. Chciałabym wam podziękować każdej z osobna, ale chyba zajęło by mi to więcej niż epilog. Więc jeszcze raz wam bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo dziękuje z całego serduszka. Nawet nie wiecie jak was kocham i jestem wam wdzięczna, że jesteście ze mną. 

Jest jedna osoba, której chcę podziękować najmocniej. Tak Domi, o ciebie chodzi. Jestem ci tak cholernie wdzięczna, i nie wiem co jeszcze. Nie potrafię się wyrazić nawet. Jesteś kochana ze mną na moim każdym blogu i nie ważne, czy jesteś fanką, czy nie. Zawsze jesteś, komentujesz i wspierasz mnie. Wiem, ja czasem zawodzę i nie komentuje wszystkich twoich rozdziałów. I trochę mi głupio. Choć bardzo bym chciała, po prostu czasem nie mogę. Twoje komentarze, dają mi chyba najwięcej pomysłów i weny. Inne również, ale twoje jednak najbardziej. Jeszcze raz ci kochana bardzo dziękuje, szczerze mogę napisać, że sprawiasz mi ogromną radość, gdy komentujesz moje blogi. ♥ Ogromnie mocno ci dziękuje za wszystko naprawdę ♥
Jesteś chyba najwspanialszą czytelniczką, jaką mam, ale reszta również jest dla mnie ważna ;). 
DZIĘKUJE CI KOCHANA Z CAŁEGO SERDUSZKA ♥

Nie mam pojęcia ile razy już napisałam słowo dziękuje, ale mam to gdzieś i jeszcze raz bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mocno dziękuje wszystkim za to, że byli ze mną na tym blogu ♥

I ostatnia moja prośba. Kto czytał, mógłby zostawić chociaż komentarz? Zwykła kropka wystarczy. A ja będę wiedziała przynajmniej wiedziała, kto był ze mną. 

DZIĘKUJE I KOCHAM WAS MOCNO ♥♥♥

Będę jeszcze tutaj ;) :

sobota, 2 sierpnia 2014

Dwadzieścia.

Ponieważ odkąd się pojawiłeś,
nauczyłam się żyć tylko z Tobą...


Spoglądał na nią z ogromną czułością, tęsknotą, miłością. Odgarnął kosmyk spadających włosów za jej ucho. Uśmiechnął się, a jedna samotna łza spłynęła po jego policzku. Tak bardzo się cieszył, że ma ją znów przy sobie, że mu wybaczyła. Spała tak słodko, a jej oddech był spokojny. Przyszedł tutaj z mieszanymi uczuciami. Miał pewność, że Lili nie będzie chciała go znać, mógł się przyznać, że nie wierzył, że mu wybaczy. Wątpił w to a zwłaszcza po tym, co jej zrobił...
- O czym tak myślisz? - zapytała lekko się uśmiechając. Spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczkami, tymi, które zawsze sprawiały, że wariował.
- O tobie - powiedział wpatrując się w nią jak w ósmy cud świata. Dla niego właśnie nim była...
- Tak? - wyszczerzyła się - I co tam pomyślałeś o mnie? Chętnie posłucham...
- Szczerze, to przychodząc tutaj wątpiłem w to, że mi wybaczysz. Sądziłem, że nie chcesz mnie znać po tym wszystkim co ci zrobiłem, jak cię skrzywdziłem... - urwał - Zrozumiałbym wtedy, usunąłbym się w cień. Moje serce chciałoby, abyś była szczęśliwa. Wtedy ja też będę - dodał po chwili.
- Bez ciebie byłabym nieszczęśliwa Erik - odpowiedziała szybko. Położyła swoją dłoń na jego policzku i delikatnie go gładząc spoglądała mu prosto w oczy. - Gdy ciebie nie było obok mnie wariowałam. Zachowywałam się czasem jak jakaś idiotka, chora psychicznie dziewczyna. Uzależniłam się od ciebie - przytuliła się do niego, a jego umięśnione dłonie zamknęły ją w bardzo szczelnym, ale czułym uścisku. - Kocham cię - szepnęła cicho.
Pod wpływem jej słów jego mięśnie się napięły. Ułożyła głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwała się w bicie jego serca, które było dla niej melodią, którą najbardziej kochała.
- Ja ciebie też - odpowiedział.
Uniosła głowę ku górze i uśmiechnęła się lekko. Bez problemu znalazła jego usta, chwilę później skradając z nich pocałunki. Pocałunki pełne miłości, czułości, namiętności...
Jego serce się radowało, można i nawet stwierdzić, że zaczynało żyć od nowa. Kiedy stracił Liliannę, ono umarło. Widząc uśmiech na jej twarzy radował się w środku. Objął ją rękoma w tali i wtulił się mocno w jej plecy. Odwróciła głowę w jego stronę z szerokim i szczerym uśmiechem na twarzy, wiatr rozwiewał jej długie blond włosy w różne strony co dodawało jej jeszcze większego uroku. Zrozumiał, że jest szczęśliwa tak jak on. Choć nie do końca... Brakowało tylko jednego elementu..
- Tak w ogóle zawsze miałem się o to zapytać - zaczął lekko się śmiejąc - Dlaczego w ogóle ja? czemu to mnie wybrałaś? - zapytał - Przecież był Jonas, Miki, Milos... różni zawodnicy...
- Sama nie wiem, ty miałeś ten urok buntownika i złego chłopca, który mnie zaczął przyciągać do ciebie od razu - odwróciła się w jego stronę opierając się plecami o barierki  - Nigdy nie zwracałam uwagi na chłopaków, nie interesowali mnie. Zmieniło się to, gdy właśnie zobaczyłam ciebie - uśmiechnęła sie uroczo.
- Ja powiem ci szczerze, nie wiedziałem co to prawdziwa miłość. Może i byłem z Sandrą, ale nie kochałem jej. Ona też zrobiła błąd, gdy została moją dziewczyną. Jednak w porę zrozumiała, że tak naprawdę od bardzo dłuższego czasu kochała Hofiego, co bardzo mnie ucieszyło, że jej nie zraniłem. A prawdziwa miłość spotkała mnie właśnie wtedy, gdy najpiękniejsza blondynka na całym świecie przyszła na nasz trening, przywitać się z Kloppem a później biegałem z trzymając ją na barana karne kółeczka - odwzajemnił jej uśmiech kolejny raz spoglądając jej prosto w oczy. Jego ukochane...
Przytuliła się do niego bardzo mocno wtulając twarz w jego klatkę piersiową, pod wpływem jego silnych dłońmi, które objęły ją dostała lekkiego, ale przyjemnego dreszczu. Była cholernie szczęśliwa, nie potrafiłaby mu nie wybaczyć. Za bardzo był dla niej ważny. A takim osobą warto dać drugą szansę, zwłaszcza że znaczył dla niej wszystko. Nie mogła sobie wyobrazić tego, że Erika mogłoby zabraknąć w jej życiu. Zraniłaby nie tylko siebie ale również małą Vanesskę, która kochała Durma tak samo jak ona. Przymknęła oczy rozkoszując się zapachem jego perfum, tych które zawsze należały do niego, zawsze kojarzyły się jej tylko i wyłącznie z nim. Skradł jej serce, i oddać już nie chciał. A ona nawet nie chciała mu go odbierać, bo w zamian on podarował jej swoje... Swoją ręką odnalazł jej podbródek i lekko uniósł go do góry sprawiając, że spojrzała się w jego oczy. Znów zauważyła w nich tą wspaniałą iskierkę, która zawsze świeciła wtedy gdy byli razem we dwójkę, a kiedyś we trójkę...

- Lilcia - zaczął niepewnie
- Tak? - zapytała lustrując go wzrokiem.
Włożył swoją dłoń do kieszeni a po tym gdy odnalazł, wyciągnął to... Ściskając w dłoni maleńkie pudełeczko uklęknął przed nią na jedno kolano i zwinnym ruchem je otworzył.
- Nie mogę, nie chcę cię kolejny raz stracić, i mam nadzieję, że nigdy w życiu się to już nie stanie. Jesteś dla mnie cholernie ważna, wiesz o tym. Kocham cię nad życie i marze tylko o tym, byś została moją żoną, panią Durm, którą będę mógł uszczęśliwiać już do końca życia, przy której będę mógł się budzić i przywitać ją ogromnym uśmiechem jak i pocałunkiem, która wychowa moje dzieci, choć o Vanessie na pewno nie zapomnę i będzie na zawsze w moim sercu, będzie zawsze moją córeczką. Pragnę byś była ze mną na zawsze - uśmiechnął się delikatnie - Wyjdziesz za mnie? - zapytał.
- Erik - powiedziała a łzy moczyły jej policzki - Proszę wstań - dodała chwilę później. Zrezygnowany spojrzał na nią i wstał. Stracił nadzieję, czuł, że się wygłupił. - Powiedziałeś najpiękniejsze słowa, które kiedykolwiek usłyszałam od kogoś. Gdy mówiłeś, że Van była twoją córeczką - przerwała bo nie potrafiła się opanować, płacz przeszkodził jej we wszystkim - Oczywiście, że za ciebie wyjdę. Tylko tego chcę, tylko tego pragnę - spojrzenie chłopaka lustrowało ją uważnie. Założył pierścionek na jej delikatną dłoń, po czym wpił się namiętnie w jej usta. Radość ogarnęła całe jego ciało, choć nie tylko jego. Wziął ją na ręce i okręcił ją dookoła własnej osi. Wszystko to co się wtedy działo wydawało mu się fikcją. Nie miał pojęcia czy to sen czy naprawdę obok niego idzie Lili jego już oficjalnie narzeczona.
- Lili możesz mnie uszczypnąć? - spytał spoglądając na nią.
- Uszczypnąć? - powtórzyła śmiejąc się cicho pod nosem
- Chce się przekonać, że to nie jest głupi sen - powiedział.
- I co? - uśmiechnęła się.
- To nie sen - odpowiedział rozmasowując bolące miejsce.
- Tak to nie jest sen Erik - powiedziała - To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu - cmoknęła go w usta i wtuliła się w niego.
Wracali do domu obejmując się wzajemnie. Los nie miał zamiaru ich już więcej ranić. Oboje przeszli w życiu wiele, choć mają dopiero po dwadzieścia dwa lata. Zastanawiając się czym jest tak naprawdę prawdziwa miłość, można zrozumieć na nich. Ich miłość przetrwała mimo wielu kar, które ich spotkały, wielu problemów i załamań. Wyszli z tego cało, we dwójkę, choć czasem musieli radzić sobie sami, ale mieli nagrodę, w postaci drugiej osoby, która kochała ich tak bardzo, że mogłaby dla niej wskoczyć w ogień...
Każdy z nas potrzebuje tej drugiej osoby, która będzie z nami w każdym momencie naszego życia, nie ważne czy złego, czy dobrego. Będzie na dobre i na złe. Tak jak Erik przy Liliannie.
Półtora miesiąca po cudownym dla tej dwójki dniu, pojechali do jego rodziców. Przez ten czas nie mieli kontaktu z nikim, chcieli nacieszyć się sobą i uporządkować do końca swoje życie. Blondynka z ogromną radością została przywitana przez jego rodziców. Byli wspaniałymi ludźmi. Pokochała ich bardzo mocno.
- Mamo, tato chcielibyśmy wam coś powiedzieć - zaczął uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak.
- Mamy dwie dobre wiadomości - dodała Lili z również wielkim uśmiechem na twarzy.
- Powiecie nam dzisiaj? - zapytała zniecierpliwiona pani domu.
Erik zaśmiał się cicho pod nosem i spoglądając wymownie na swoją ukochaną ucałował ją w głowę. Przyszła pani Durm zaśmiała się cicho i szturchając go lekko łokciem dała mu znak, że ma zacząć w końcu mówić.
- Lili niedługo zostanie panią Durm - rzekł - Zaręczyliśmy się - dodał po chwili.
Oboje momentalnie znaleźli się w objęciach rodzicielki chłopaka, która od razu zaczęła składać im gratulacje.
- Zaraz, zaraz - pan domu zabrał głos - A ta druga dobra wiadomość? przecież mówiliście, że macie dwie - dodał po chwili. Ciekawy wzrok jego mamy po raz kolejny powędrował na twarze tej dwójki.
- Będę tatą! - pisnął radośnie - A wy dziadkami!
- Naprawdę!?
- Tak - Lilianna po raz pierwszy zabrała głos - Jestem w ciąży, to już trzeci tydzień - uśmiechnęła się.
Łzy radości pani Durm wywołały u tej dwójki ogromne ciepło w środku ich ciał. Nie tylko oni byli szczęśliwi. Mała Vanessa, która obserwowała ich z góry skakała z radości, choć nie będzie mogła uczestniczyć w życiu swojego braciszka lub siostrzyczki wiedziała, że prędzej czy później jej rodzeństwo dowie się o niej i pokocha ją tak samo jak ona. Była ogromnie szczęśliwa, że wszystko w życiu jej ukochanej mamy jaki i taty bo teraz na pewno mogła go tak nazywać się ułożyło. Gdy oboje odwiedzili jej grób z ogromnymi uśmiechami na twarzy siedziała na swojej mogile i uśmiechała się do nich. Choć wiedziała, że jej nie widzą, to wiedzą, że jest.
- Tęsknie kochanie - szepnęła Lilianna kładąc ogromny bukiet kwiatków do wazonu. Wróciła do Erika i usiadła obok niego na ławce. Pogłaskała swój już widoczny brzuszek i otarła jedną łzę, która płynęła po jej policzku.
- Ja też mamusiu - odpowiedziała.
Podbiegła do niej i mocno ją przytuliła, Lili momentalnie położyła rękę na swoim ramieniu. Poczuła coś dziwnego. Zrozumiała, że to jej córeczka, jest tutaj z nimi. I będzie na zawsze.
- Kocham was - dodała i ruszyła w stronę światełka, które pojawiło się na niebie.
- My ciebie też kochamy Vanessko - szepnął cicho Erik
Dziewczynka momentalnie odwróciła się w jego stronę. Wiedziała, że jej nie słyszą ani nie widzą, ale czuli jej obecność. Ostatni raz przytuliła się do nich i ruszyła w kierunku światełka. Teraz mogła odejść... Choć w ich sercach zostanie już na zawsze, z nich nigdy, przenigdy nie odejdzie...

___________________________________________________________________________

Idę do was z ostatnim rozdziałem na tym blogu ;c. Pisany był o pierwszej w nocy więc jeśli będą błędy to przepraszam. Został tylko epilog, a ja wyłam jak głupia już na ostatnim rozdziale. 
Nie wiem jak ja będę żyła bez tego bloga. Beż Erika, bez Lili...
Dziękować wam jeszcze w epilogu ale teraz też mogę.
Dziękuję za komentarze pod tym rozdziałem ♥
Kocham was wiecie o tym misie nie? ♥♥♥

wtorek, 29 lipca 2014

Dziewiętnaście.

Chcę być twoim najpiękniejszym powitaniem,
i najtrudniejszym pożegnaniem.


Z ogromnym uśmiechem na ustach żegnał się ze wszystkimi mieszkańcami ośrodka. Tak właśnie dziś zakończył swoją terapię i mógł wracać do Dortmundu. Był szczęśliwy, że udało mu się wyjść nałogu. Brzydził się narkotykami. Nie miał zamiaru brać ich kolejny raz i niszczyć sobie jeszcze bardziej życie. Wrzucił walizki do bagażnika swojego samochodu. Odetchnął z ulgą to był już koniec. Mógł wrócić do piłki. Miał tylko jeden główny cel, musiał jak najszybciej porozmawiać z Lilianną. Chciał jej wszystko wytłumaczyć, a przede wszystkim chciał ją przeprosić. Popełnił ogromny błąd w swoim życiu, wiedział to.
- Synku jedź ostrożnie - usłyszał w słuchawce swojego telefonu.
- Wiem mamo - odparł - Muszę już wyjeżdżać, odezwę się jak będę w Dortmundzie - powiedział.
Odpalił szybko auto i ruszył w drogę. Nie mógł się już doczekać, aż ją zobaczy. Obawiał się trochę, ale rozmowa z Marco uświadomiła mu, że ona nigdy nie przestała go kochać. Cieszył się, nawet bardzo. On kochał ją nad życie i kochać nie miał zamiaru przestać. Zrobił sobie jedną przerwę, musiał napić się kawy. Siedział w samochodzie i popijał kawę spoglądał na ekran swojego telefonu. Ponad półtora roku jej nie widział. Z tego co wiedział, w ogóle się nie zmieniła. Tak strasznie za nią tęsknił. Po kolejnych dwóch godzinach jazdy w końcu zobaczył znak z napisem Dortmund. Na jego twarz wkradł się ogromny uśmiech. Nic się tutaj nie zmieniło.Miasto miało swój urok tak jak kiedyś.
- Jesteś już?
- Właśnie wjechałem do miasta mamo, zaraz u was będę - powiedział.
- Już nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę kochanie - odpowiedziała.
Kochał swoją mamę bardzo mocno, to ona pomogła mu w jego karierze. Była jego osobistym doradcą. Zawdzięczał jej wiele, a przede wszystkim to, że dała mu życie. 
- Synku! - krzyknęła radośnie biegnąc w jego stronę.
- Cześć mamo - uśmiechnął się promiennie.
Zamknął swoją rodzicielkę w wielkim uścisku. Brakowało mu jej, choć była u niego w ośrodku najczęściej.
- Miło się widzieć synu! - uśmiech na twarzy jego ojca dawał mu wiele do rozumienia.
- Ciebie też tato - przytulił się do niego.
Spędził u rodziców ponad dwie godziny, lecz wiedział, że dłużej nie mógł. Musiał pojechać do Lili. Wszedł do swojego domu, a wspomnienia powróciły. Przymknął oczy i zobaczył biegającą Vanesskę po salonie jak i radosny uśmiech Lilianny. Potrząsnął kilkukrotnie głową by wyrzucić wszystkie myśli i poszedł od razu wziąć kąpiel. Już nie mógł się doczekać. 


- * * * -


Westchnęła cicho po raz kolejny, strasznie jej go brakowało. Tak bardzo pragnęła dowiedzieć się co się z nim dzieje, ale to że nikt nie chce jej tego powiedzieć doprowadzało ją do szału. Kolejny raz w tym tygodniu ścierała kurze. Nie wiedziała co ma ze sobą robić. Spotkania z przyjaciółmi, wypady na mecze zajmowały jej wiele czasu, lecz nie tyle aby spędzała z nimi cały dzień. Po skończeniu zrezygnowana usiadła na kanapie przed telewizorem. Tak właśnie spędziła cały ranek.
- Lili ty znów przed telewizorem? - zapytał troskliwie Marco.
- A powiedz kuzynku co mam robić? - rzekła spoglądając na niego.
- Mogłaś zadzwonić po mnie wcześniej. Przecież spędzilibyśmy razem trochę czasu - powiedział.
- Pewnie byłeś z Sandrą, nie chciałam wam przeszkadzać. - odparła
- Lili Sandra jest dla mnie ważna, ale ty również mała - ucałował ją w głowę i przytulił.
Reus zrobił wszystko i wyciągnął ją trochę na spacer. Nie mógł patrzeć jak jego kuzynka przesiaduje całe dnie w domu. Wiedział, że Erik niedługo wraca, lecz nie wiedział dokładnie kiedy. 
Wrócili do domu pod wieczór, blondyn niechętnie wyjeżdżał z posesji swojej kuzynki. Bardzo chciał spędzić z nią więcej czasu, ale umówił się wcześniej ze swoją dziewczyną. Spędzał z Lili coraz mniej czasu i to bardzo go bolało, ale Sandra chciała się cały czas spotykać, a nie mógł zapraszać kuzynki do siebie bo nie pasowało to jego dziewczynie. A nie przepadały za sobą obydwie. 
Położyła się na kanapie w salonie, i włączyła muzykę w telewizorze. Robiła to co wieczór, zamykała się w sobie, myślała nad swoim życiem. Przerwał jej dzwonek do drzwi. Niechętnie wstała i podreptała w ich stronę. Nie patrząc przez wizjer otworzyła je. Przed jej oczami ujrzała ogromny bukiet róż. Zdziwiła się...
Zasłaniał on całą twarz, osoby, która go przyniosła. Po chwili jednak osoba osunęła go trochę na dół. Jej serce przyspieszyło swoje bicie, wpatrywała się w niego jak w jakiś obrazek. Czuła jakby nie mogła oddychać. Podeszła do niego i opuszkami palców badała jego twarz. Cały czas spoglądała w jego oczy.
- Erik - szepnęła, a jej oczy zaszkliły się momentalnie.
- Przepraszam - powiedział cicho. - Lili przepraszam... - powtórzył - Byłem na terapii, dlatego nie było mnie tutaj przez półtora roku. Zrobiłem to dla ciebie, dla nas.... - urwał - Kocham cię Lili, nie potrafię o tobie zapomnieć... - dodał - Jeśli nie chcesz mnie znać, to po prostu mi to powiedz, usunę się z twojego życia...
Nie potrafiła mu w ogóle odpowiedzieć. Zrezygnowany odłożył kwiaty na podłogę i skierował się w stronę furtki. Łzy płynęły jej po policzkach strumieniem. Przymknęła oczy i szybko pobiegła w jego stronę. Odwrócił się niepewnie, wskoczyła mu w ramiona i zatopiła usta w jego. Teraz płakali oboje. Oderwał się od niej na chwilę i czym prędzej wytarł łzy z jej twarzy. Zrobiła to samo. 
- Też cię kocham, wróć do mnie proszę - szepnęła tuż przy jego ustach
- Wrócę, już na zawsze jeśli pozwolisz - rzekł.
Postawił ją na ziemi i mocno do siebie przytulił. Nie obchodziło go to, że moczy łzami jego koszulkę. Liczyło się to, że ma ją znów przy sobie. Od tamtej chwili znów była Jego Lilianną...

______________________________________________________________________________

Dlaczego ja muszę zawsze pisać takie rozdziały przy smutnych piosenkach i beczeć jak głupia...
Jeszcze jeden ;c
Wrócił cieszycie się? :)
Ja bardzo XD

środa, 23 lipca 2014

Osiemnaście.

Dopóki mnie kochasz.


Siedział na łóżku i dłonią skubał rękaw bluzy. Cały czas o niej myślał. Terapia postępowała. Coraz bardziej nienawidził białego proszku. Zastanawiał się jak żyje, co się z nią dzieję. Tak po prostu ją kochał, najbardziej na świecie. Marco odwiedził go pewnego dnia. Bardzo się ucieszył z tego powodu. Spojrzał stęsknionym wzrokiem na panoramę Elbingerode. Ciszę, którą tam panowała przerwał telefon... Mama
- Nie zapomniała o tobie - usłyszał - Widziałam ją dzisiaj. Szła na mecz, miała twoją koszulkę - dodała na jednym tchu.
- Naprawdę? - spytał. Musiał się upewnić, choć wiedział, że jego mama nigdy nie kłamie to nie dowierzał w to co usłyszał.
- Tak synku - odparła spokojnie - Erik, ja nie chce innej dziewczyny jako synowej - zaśmiała się lekko. - Razem z tatą uwielbiamy Lili...
- Mamo... Myślisz, że ja chciałbym inną kobietę za żonę? - zapytał - Nigdy w życiu. - dodał - Chciałbym być tylko i wyłącznie mężem Lilci. - uśmiechnął się na samo wspomnienie tego, że kiedyś mógłby właśnie nim być.
Rozmawiał z własną rodzicielką cały czas spoglądając na zdjęcie blondynki. Ścisnął w dłoni jej apaszkę. Przymknął na chwilę oczy, wdychając jej zapach. Tęsknił, strasznie tęsknił i nic nie mógł na to poradzić. Zmarnował sobie życie, potrafił przyznać się do tego bez żadnych podejrzeń. Jeszcze trochę zostało zanim stąd wyjdzie, ale wytrzyma. Obiecał to nie tylko sobie a bliskim.
- Erik, czas na rozmowę - Alice uśmiechnęła się lekko w drzwiach.
Odwzajemnił uśmiech i mówiąc krótkie już, zszedł na dół gdzie była już większość mieszkańców ośrodka. Usiadł na swoje wyznaczone miejsce i spojrzał na swoje kapcie. Nie lubił opowiadać patrząc na wszystkich. Każdy wraz z terapeutą to wiedzieli i całkowicie im to nie przeszkadzało. Wstydził się tego co robił. Zniszczył wszystko co osiągnął, ale nigdy się nie podda i będzie budował wszystko od początku. Będzie walczył.
Późnym wieczorem miał czas na oglądnięcie powtórki dzisiejszego meczu, chciał zobaczyć na żywo, lecz niestety mieli rozmowę. Nie znał wyniku i z tego się bardzo cieszył. Spoglądając na przyjaciół, biegających po boisku od razu posmutniał. Brakowało mu tego. Tych codziennych treningów, weekendowych meczy i radości po osiągnięciu wygranych jak i smutku po porażkach. Choć smutku to on miał dosyć.
Jedna samotna łza spłynęła po jego policzku. Nie wytarł jej, nie miał zamiaru. I to właśnie było błędem bo już po chwili ich strumień płynął z jego oczu. Westchnął zrezygnowany. Dał całkowity upust swoim emocjom i za żadne skarby nie powstrzymywał się przed płaczem. Miał gdzieś stwierdzenie, że chłopaki nie płaczą. On płakał...


- * * * -


Dawno tak się nie czuła. Te emocje na stadionie. Radość okazywana po strzelonych golach. Uśmiech na twarzy. Choć jedno nie dawało jej spokoju, nie było go tam. Bała się zapytać, choć sama nie wiedziała dlaczego. Za pomocą kuzyna zeszła do chłopaków na murawę, każdy uściskał ją bardzo mocno. Nie mogła przestać się śmiać. Wszyscy byli szczęśliwi, z tego że była radosna. Dawno jej takiej nie widzieli.
- Lilciak - Klopp mocno ją uściskał
- Hej wujku - uśmiechnęła się cmokając go w policzek.
- Jak się czujesz? - zapytał obejmując ją ramieniem.
- Już o wiele lepiej, dziękuje - odparła
Wybrali się całą ekipą na małą kawę. Musieli jakoś uczcić zwycięstwo a z tego powodu, że jutro mieli trening mogli sobie tylko pomyśleć o tym, aby napić się choć małego kufla piwa.
- Chłopaki mam pytanie - zaczęła niepewnie, ale musiała się dowiedzieć, ta ciekawość zżerała ją od środka.
- Wal śmiało kochana - rzekł Łukasz i wraz z resztą spojrzał się na nią.
- Gdzie jest Erik? - kolejny raz zadała pytanie.
- No bo wiesz....
- Myślę Lili, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli on ci sam to powie, ale musisz wytrzymać jeszcze trochę, aż wróci - Marco zabrał głos.
Jedna jej część ucieszyła się z tego powodu, że nic mu nie jest, natomiast druga nadal była ciekawa, gdzie się podziewa. Dopiła kawę do końca i przepraszając wszystkich wróciła do domu. Chciała pobyć chwilę sama. Zamknęła drzwi na klucz i włączyła jakiś film. Zamiast skupić się na nim, jej myśli wciąż krążyły wokół Erika.

__________________________________________________________________________

Wiem, że po raz kolejny krótki, nijaki, ale po prostu nie miałam dużo weny na niego ;/
Za błędy przepraszam, pisany na szybko ;c
Postaram aby następny był lepszy, choć niczego nie obiecuje bo nie wiem co będzie z moją weną, która kolejny raz mi ucieka :/
Jeszcze jedna smutna wiadomość dla was jak i dla mnie.
Jeszcze dwa rozdziały + epilog ;c

środa, 16 lipca 2014

Siedemnaście.

Siedział samotnie w sypialni i składał swoje ubrania wkładając je później do walizki. Wszystko starannie zwijał w kostkę. Nadal był załamany, głód narkotykowy nim szarpał, lecz on był silny. Nie dał się temu, choć bardzo ich potrzebował. Potrzebował ukojenia, które właśnie narkotyki potrafiły mu dać. Nie poddał się, nawet wyrzucił woreczki, które posiadał w domu do ubikacji. Musiał być silny. Wziął do ręki zdjęcie jego,
jak i Lilianny. Przejechał kciukiem po twarzy blondynki i zamknął na chwilę oczy. Oddychał ciężko.. Nadal nie mógł uwierzyć, że ją stracił. Włożył fotografię na wierz ubrań i zamknął walizkę. Dopiął do końca zamek i upewniając się czy ma wszystko zniósł cztery walizki po kolei na dół. Półtora roku to bardzo długo, nie wiedział jak wytrzyma tyle bez Lili, ale jakoś musi sobie poradzić. Zobaczył jej apaszkę powieszoną na wieszaku w korytarzu, nadal nią pachniała. Włożył ją do walizki i wyszedł z domu. Zamknął drzwi i wrzucił klucze do kieszeni bluzy, zapinając zamek. Obejrzał się jeszcze do tyłu i wsiadł do auta. Ruszył w dobrze znanym mu już kierunku, przemierzał ulice Dortmundu, jechał wprost do Elbingerode. Tam właśnie miał spędzić te osiemnaście miesięcy. Podróż miała trwać prawie cztery godziny, ale on był już przyzwyczajony. Wiedział, że jego kariera piłkarska gdy wróci będzie wisiała na włosku, ale zrobi wszystko by wrócić na boisko. Mknął przez autostrady i niemieckie drogi by dotrzeć w końcu na miejsce. Westchnął cicho widząc ogromną tabliczkę z napisem Ośrodek dla uzależnionych od narkotyków w Elbingerode. Wyszedł z samochodu i skierował się wprost do recepcji.
- Dzień dobry - zaczął - Erik Durm, ja miałem się dzisiaj zgłosić na półtora roczną terapię - dodał
- Ach tak, pan Erik. - uśmiechnęła się na oko trzydziestoletnia kobieta - Może wezwać kogoś na pomoc z bagażami? - zaproponowała.
- Byłbym wdzięczny - powiedział i lekko się uśmiechnął.
Tak naprawdę nie było mu radośnie. Bał się tutaj być, i już tęsknił za Dortmundem a najbardziej za Lilianną. Dwie minuty później szedł z miłym chłopakiem w jego wieku po walizki, które były w aucie. Wyciągnęli je i gdy zamknął samochód skierowali się do środka. Wraz z Hermanem i recepcjonistką został zaprowadzony do jego pokoju. Gdy został sam położył się na łóżku i schował twarz w poduszkę. Nie chciał tutaj mieszkać, ale nie miał wyjścia.
- Cześć synku - usłyszał w słuchawce smutny głos swojej rodzicielki. - Jesteś już?
- Hej mamo - westchnął - Tak jestem, nie jest źle... ale mamo ja się boję - jęknął jak małe dziecko.
- Będzie dobrze synek, wiesz że musi być - powiedziała - Dasz radę - dodała
- Kocham cię mamo - odparł
- Ja ciebie też syneczku - rzekła płaczliwie. Popłakała się słysząc te słowa. Nie powiedział ich od prawie pięciu lat. Zrobiło jej się ciepło na sercu. Nie potrafiła patrzeć normalnie jak jej dziecko cierpi i stacza się na dno, wiedziała że musi go wspierać.
- Robię to dla was, ale najbardziej dla Lilci - powiedział - Mamusiu muszę kończyć - dodał szybko - Zadzwonię któregoś dnia.
- Dobrze - odpowiedziała - Trzymaj się tam!
Nie czekał dłużej, tylko się rozłączył. Nie wytrzymał dłużej. Popłakał się jak małe dziecko. Był wtedy słaby, wiedział to...


- * * * -


Siedziała samotnie na kanapie w salonie i zajadała się lodami. Tak spędzała ostatnie tygodnie. Marco cały czas ją odwiedzał, cieszyła się z tego powodu. Od dwóch miesięcy nie miała kontaktu z Erikiem. Bardzo za nim tęskniła, ale potrzebowała czasu. Nie wiedziała co się z nim działo. Nie grał meczy, nie trenował z drużyną, media o nim nie rozmawiały. Zupełna cisza, która doprowadzała ją do szału. Bała się zapytać Reusa, a on na pewno wiedział gdzie podziewa się Erik.
- Jak tam Lili ? - usłyszała radosny głos kuzyna, który właśnie wszedł do jej mieszkania.
- Lepiej - powiedziała. Przytuliła się mocno do blondyna składając krótkiego buziaka na jego policzku.
- W piątek gramy mecz - zaczął niepewnie obawiając się jej reakcji. - Chłopaki jak i ja bardzo chcielibyśmy abyś przyszła na niego. Tęsknią za tobą, tak jak Klopp - dodał.
- Z wielką chęcią przyjdę Marco - posłała mu uśmiech. - Też za nimi tęsknie i przyda mi się wielki przytulas od wujka - zaśmiała się po raz pierwszy od bardzo dłuższego czasu. Marco aż rozpromieniał na twarzy z tego powodu. Brakowało mu takiej Lilianny, zawsze radosnej, zawsze uśmiechniętej, zawsze pełnej energii. Zrozumiał, że jego kuzynka wraca do normalnego życia. Wiedział jednak, że musi robić wszystko przez te osiemnaście miesięcy, by nie zapomniała o Eriku jak i nikt się do niej nie zbliżył. Wiedział, że przez to będzie cierpiała, ale musiał to zrobić. Obiecał Durmowi, a on słowa zawsze dotrzymuje.
Dwa dni minęły jej bardzo szybko. Coraz częściej wychodziła z domu jak i spędzała więcej czasu z przyjaciółmi. Wracała dawna Lili, ta która była kochana przez wszystkich a najbardziej przez Erika. Myślała o nim codziennie, myśli nie dały jej o nim zapomnieć. Marco cieszyła taka sytuacja. Bo zrozumiał, że Lilianna tak szybko o nim nie zapomni, a on będzie miał ułatwione zadanie. Gdy miała już ubrać swoją ukochaną koszulkę Borussii spojrzała na jej tył. Durm 37 Dortmund. Bardzo chciała go zobaczyć, lecz wątpiła w to tak samo jak w to, że zmienił klubowe barwy. Byłoby wtedy głośno na rynku transferowym. A o nim było właśnie bardzo cicho. Żadne brukowce nie wspominały nic na jego temat. Koszulka nadal pachniała jego perfumami. Uśmiech momentalnie wkradł się na jej twarz widząc autograf, który Erik napisał jej właśnie na niej.
Dla najpiękniejszej, najcudowniejszej i najukochańszej Lilianny.
Dziewczyny, która skradła moje serce ♥ ;)
Erik Durm, 37
Przejechała po napisie dłonią a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Ubrała koszulkę i przerzucając jeszcze przez szyję szalik wyszła z domu. Maszerowała ulicami Dortmundu kierując się na Signal Iduna Park. Nie zauważyła pewnej kobiety, która przyglądała się jej bardzo uważnie. Nie odezwała się do blondynki ani słowem, musiała tylko szybko wykonać jeden bardzo ważny telefon.

_______________________________________

Napisany wczoraj, ale dodany dziś :D
Czekam na wasze komentarze ;)
I bardzo za nie dziękuję ❤ 

sobota, 12 lipca 2014

Szesnaście.

Po prostu oddam Ci moje serce .
Ja tylko nie chce niczego stracić.


Siedział wpatrując się wprost w jej oczy. Nie wierzył, że ona tutaj jest, stoi i widzi jak stacza się jeszcze bardziej na dno. Jej wzrok mówi mu wszystko. Znienawidziła go, brzydzi się nim. Z jej oczu płynęły łzy. Nie potrafiła uwierzyć w to co przed chwilą zobaczyła. Nigdy w życiu nie sądziłaby, że Erik był w stanie zacząć ćpać. Nigdy... Jej ciało zbuntowało się. Serce natychmiast chciało stamtąd uciekać, lecz rozum podpowiadał aby została i wysłuchała wszystkiego co miał jej do powiedzenia. 
- Lili proszę idź do domu - powiedział cicho. - Bardzo cię przepraszam za wszystko, ale teraz nie jestem w stanie nic ci wytłumaczyć. - szepnął.
- Chciałabym ci pomóc, ale w tym momencie nie chcę cię znać. Nie mogę uwierzyć w to co zobaczyłam. Wybaczyłabym ci wszystko, ale nie narkotyki. Przepraszam - odparła i z płaczem wybiegła z jego domu.
Wypuszczając głośno powietrze ze swoich płuc schował twarz w dłonie pozwalając łzom swobodnie płynąć po jego policzkach. Schrzanił wszystko co było w jego najważniejsze. W tamtym momencie nawet narkotyki nie były wstanie przynieść mu radości. Jego serce rozpadło się na miliony małych kawałeczków. Stracił swój sens życia, swoje powietrze którym oddychał. Nie wiedział co w tamtym momencie mógł zrobić. Nie był w stanie biegnąć za nią i ratować wszystko co zrujnował. Załamał się kompletnie po raz kolejny. Choć teraz jeszcze gorzej. Wściekł się na siebie i uderzył dłonią w ścianę. Nie przejmował się bólem, który pulsował w jego ręce. Jego salon nie wyglądał dobrze. Kopnął nogą stolik, by później przewrócić mały regał z płytami. Teraz już nie płakał. Beczał... Wziął do rąk telewizor i z całej siły rzucił go na podłogę. Rzucając swoim zdjęciem wybił szybkę w szafie. 
- Erik! - wrzasnął Marco biegnąć w jego stronę, potrząsnął nim i czym prędzej przytulił go do siebie jak prawdziwy brat. Erik zachłysnął się swoimi łzami. 
- Jestem ćpunem Reus - jęknął - Ćpunem - powtórzył. - Straciłem ją! - jęknął
- Pomogę ci - zaczął - Pomogę ci rozumiesz! - dodał.
W tamtym momencie Durm potrzebował kogoś, kto po prostu by go przytulił. Był wdzięczny Marco, że wtedy był i nie wyszedł. Blondyn wiedział co się działo z obrońcą, więc gdy ten siedział na kanapie i wpatrywał się tempo w ścianę, on wziął się za sprzątanie. Ranił go widok kolegi z drużyny. Więc bał się co jest z Lilianną. Całe szczęście, że jest przy niej Jordi. Nie wiedział co robić. Po raz pierwszy w życiu, przeważnie jakoś radził sobie z takimi sytuacjami, ale widząc tak załamanego Erika, wszystko co mogłoby mu pomóc wyparowało. Z myśli wyrwał go dźwięk telefonu, obrońca nawet nie drgnął. Wyszedł na chwilę zostawiając go samego. Erik wtedy zrozumiał, nie mógł oczekiwać pomocy od Marco. Sam musiał sobie poradzić, przecież był już dorosły. Jeśli teraz nie będzie umiał pomóc sam sobie to już nigdy. 
- Marco - zaczął, gdy pomocnik wrócił z tarasu 
- Tak? - spojrzał na niego.
- Nie możesz mi pomagać - rzekł - Sam sobie muszę poradzić, obiecuję że wszystko naprawię, znaczy postaram się - dodał szybko, gdy widział że usta blondyna otwierają się by coś powiedzieć. 
Marco siknął mu tylko głową posyłając mu lekki uśmiech i upewniając się, że chłopak da sobie radę wyszedł z jego domu. Zaufał mu, za co Erik mu dziękował.


- * * * -


Cała zapłakana siedziała w swoim pokoju. Gdy tylko godzinę wcześniej przybiegła do domu od razu wpadła w ramiona swojego brata. Nie potrafiła się uspokoić, nie potrafiła wybaczyć komuś, kto bierze narkotyki. Miała traumę od dzieciństwa. Jeśli ktoś tylko mówił o narkotykach skręcała się w środku ze złości jak i rozpaczy. Przepłakała całą noc. Zmęczony Alba siedział przy niej cały czas. Choć strasznie chciało mu się spać to nie miał zamiaru odejść od siostry choć na milimetr. 
- Śniadanie - posłał jej delikatny uśmiech cmokając ją w głowę.
Podał jej tacę z jedzeniem, lecz ta nawet na nią nie spojrzała. Od wczoraj nie powiedziała ani jednego słowa. Jej myśli cały czas zajmował widok Durma, który przed swoją twarzą miał wysypany biały proszek. 
Wzdrygnęła się lekko przypominając o obecności brata. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Chciał jej pomóc, ale Marco dokładnie wytłumaczył mu całą sytuację z Erikiem. Zrozumiał, że Durm chce walczyć o jego siostrę. Kibicował mu jak i trzymał mocno za nich kciuki. Oboje pasowali do siebie i w przyszłości na pewno tworzyliby piękną rodzinę. 
- Zjedz coś Lilcia - zaczął spoglądając na nią - Chociaż jedną małą kanapkę. - powiedział troskliwie. 
- A przytulisz mnie? - zapytała ochrypłym głosem. Jordi momentalnie znalazł się obok niej i mocno do siebie przytulił. Poczuła się bezpiecznie, choć przez chwilę odgarnęła od siebie myśli. Po południu postanowiła pójść na cmentarz. Musiała pobyć chwile w samotności, bez nikogo znajomego dookoła. Tylko ona i grób jej małej córeczki... Idąc tam kupiła po drodze bukiet kwiatów jak i dwa znicze. Westchnęła cichutko siadając na ławce tuż obok nagrobka. Tęskniła za nią strasznie, lecz czasu już nie cofnie...
Obserwował ją dokładnie i wtedy wiedział, że musi zrobić wszystko, aby ją odzyskać. Nie chciał podchodzić, bo wiedział, że jeszcze bardziej zniszczy wszystko. Zrozumiał, że potrzebowała czasu, który potrafił jej w tamtym momencie dać. Odpocznie od niego, aż osiemnaście miesięcy. Całe półtora roku. Miał tylko ogromną nadzieję, że o nim nie zapomni i gdy wróci będzie miał szansę na naprawienie wszystkiego. Wracając do domu zadzwonił do Marco prosząc o spotkanie, już pół godziny później siedzieli razem w kawiarni.
- Mam do ciebie prośbę - powiedział spoglądając na kuzyna blondynki.
- Jaką? - zapytał odbierając kawę od kelnera.
Erik zamilkł na chwilę, nie chciał by ktoś słyszał o jego problemach. Nie miał zamiaru robić afery.
- Nie pozwól Lili o mnie zapomnieć - powiedział.
- Co ty kombinujesz Erik? - zdziwił się.
- Wyjeżdżam na półtora roku, nie pozwól jej o mnie zapomnieć błagam - rzekł
- Dobrze - odpowiedział...

_______________________________________________________________________________

Macie te moje wypociny ;D
Nie potrafię innego, pozytywne emocje mną targają, co jest zupełnie inne do sytuacji tutaj XD
Wybaczycie mi to coś? <3
I przepraszam za moje zaległości, jeśli nie skomentowałam u was to piszcie mi w spamie.
Wpadnę na pewno ;)

sobota, 5 lipca 2014

Piętnaście.

Każdy chce być Kimś, ale prawdziwą sztuką jest bycie Nikim.


Miała dość tego zachowania. Nie wiedziała co się z nim działo. Nikt nie wiedział. Wszystko się w niej gotowało, gdy na każdym kroku się tak zachowywał. Obiecał jej pewnego dnia, że będzie żył normalnie. Nic z tej obietnicy nie zostało. Z każdym dniem było co raz gorzej. Mieli spróbować, oboje.
- Lilcia porozmawiaj z nim - rzekł Reus spoglądając na kuzynkę siedzącą naprzeciwko niego.
- Ale o czym Marco? - westchnęła cicho mieszając kawę łyżeczką.
- O was? o jego zachowaniu? - rzekł pytająco - Przecież zależy wam na sobie, kochacie się. Chyba nie chcesz tego wszystkiego przekreślić mała - dodał po krótkiej chwili.
- Masz rację, nie chcę - odparła patrząc mu prosto w oczy - Ale chyba będę musiała, ja mam tego dość. Nie daję sobie już z nim rady.
- Lili żartujesz prawda? - zdziwienie na twarzy blondyna nie dało się ukryć.
- Nie, nie żartuję - odpowiedziała - Ze śmiercią Van się pogodziłam, mieliśmy zacząć nowe życie oboje. Obiecał mi to. A teraz co? Nie mówi mi niczego, cały czas ma dziwnie wielkie oczy, jest roztrzepany i często zaczyna kłótnie. Ja mam tego dosyć Marco. Nie daję już rady. - powiedziała.
Reus obserwował kuzynkę bardzo dokładnie, wiedział że ma wszystkiego dość. Zachowanie Durma nie tylko jej działało na nerwy. Po śmierci Vanessy po raz kolejny się zmienił na gorsze. Wiedział, że oboje są w sobie zakochani na zabój. Nie potrafił sobie wyobrazić, Lili bez Erika.
- Pomogę ci - rzekł chwytając jej dłoń - Możesz na mnie liczyć, dowiem się wszystkiego.
- Kocham cię Marco - powiedziała
- Ja ciebie też mała - odparł uśmiechając się lekko.
Rozmowa z kuzynem dała jej wiele do myślenia. Zrozumiała, że nie może poradzić sobie ze wszystkim sama. Wiedziała, że Marco zrobi wszystko aby była szczęśliwa. Ona również starała się robić wszystko, aby on był. Spacerowała sobie powolnym krokiem po parku, miała zamiar wrócić do domu, lecz nie mogła. Na świeżym powietrzu zawsze lepiej jej było rozmyślać. Dla niej rozstanie z Erikiem było chyba najlepszym wyjściem. Mimo, iż kochała go z całego serca nie potrafiła tak żyć. Może wtedy by zrozumiał, że ją rani. Szwendała się po mieście nie wiedząc gdzie w ogóle ma zamiar iść. W końcu postanowiła jednak wracać. Przemarznięta weszła do domu, a gdy tylko ściągnęła płaszcz i buty pognała szybciutko do kuchni by zaparzyć sobie gorącą herbatę.
- Wychodzę! - rzekł Durm migając jej tylko przed oczami.
- Erik zaczekaj! - powiedziała biegnąc za nim.
- Śpieszę się, nie czekaj na mnie - odpowiedział i zniknął za drzwiami.
Jej złość, a może nawet i wściekłość na chłopaka sprawiła, że zrzuciła stojący na szafce w korytarzu wazon raniąc sobie przy tym dłoń. Syknęła lekko z bólu i poszła do łazienki, opatrzyć sobie mocno krwawiącą ranę. Wiedziała, że ona tak już tego nie zostawi. Podjęła już decyzję, miała tego serdecznie dość.


- * * * -


Staczał się, wiedział o tym. Chciałby inaczej, lecz nie umiał. Kolejny raz ranił wszystkich dookoła, a najbardziej osobę którą kochał nad życie. Lili... Serce rozsypywało mu się na małe kawałeczki gdy rozumiał, że to właśnie ona najbardziej cierpi z tego powodu. Powinien ją wspierać, przytulać. Po prostu być. Niszczył swoją karierę, szczęście w miłości jak i życie. Ćpał, najprawdziwiej w życiu ćpał. I nie potrafił się do tego przyznać nikomu. Oprócz sobie. Chciał z tym skończyć, ale tylko narkotyki dawały mu radość z tego życia.
- Erik! - zawołał Marco - Poczekaj do cholery - wrzasnął.
- Czego chcesz! - warknął w stronę kuzyna swojej ukochanej.
- Porozmawiać? - rzekł pytaniem dziwnie mu się przyglądając.
- Nie mam czasu, sory - odparł i ruszył w dalszą drogę
- Nie skończyłem Durm - syknął, gdy Reus z całej siły szarpnął jego nadgarstek
- No to się streszczaj!
- Co ty wyprawiasz idioto. Nie mało ci ranienia ludzi? - wygarnął - Kolejny raz masz wszystkich w dupie. Nie zauważyłeś jak Lili przez ciebie cierpi? - spojrzał na niego - Ona chce z tobą zerwać, rozumiesz? - powiedział - Ma dość twojego zachowania, ciągłych kłótni a co najważniejsze ma dość ciebie. Mimo, że cię kocha nie potrafi tak żyć. Straciła córkę, pogodziła się z tym. Potrzebowała ciebie i może przez pewien czas byłeś. Ale teraz zupełnie masz ją gdzieś. A ona nadal cię potrzebuje. Chciałaby abyś był i powiedział jej że będziesz na zawsze. Jednak widzę, że nic z tego. Wiesz co, nawet cię już polubiłem Durm, ale po tym co teraz robisz z życiem swoim jak i mojej kuzynki zaczynam znów cię nienawidzić. Miałem nadzieję, że już na zawsze będziecie razem, pięknie razem wyglądaliście. Byliście wspaniałą parą. Jednak współczuje Lili, że w ogóle cię poznała. - zakończył i odszedł zostawiając Erika z natrętnymi myślami jakie go nawiedziły. Usiadł na ławce i schował twarz w dłonie. Marco miał rację i on o tym doskonale wiedział. Długo nie wytrzymał w tym stanie. Biegiem ruszył w dobrze znanym mu miejscu. Musiał choć na chwilę poczuć radość, którą zapewnić mu mógł tylko biały proszek jakim były narkotyki.
Ukojenie przyszło dopiero wtedy, gdy jego organizm dostał niewielką choć bardzo upragnioną dawkę. Uśmiech już po chwili wkradł się na jego twarz. Zapomniał o otaczającym go świecie. Zapomniał o problemach jakie go dręczyły. Zapomniał dokładnie o wszystkim.
~ Przepraszam Lili, dziś nie wrócę do domu. Nie załatwiłem wszystkich spraw. Nie czekaj na mnie i dobranoc ;* ~ wystukał w ekranie swojego telefonu.
Tak naprawdę nie potrafił wrócić do domu i spojrzeć w oczy blondynce. Po słowach Marco poczuł coś dziwnego. Jego słowa bolały, ale miał stu procentową rację. Zachowywał się dokładnie tak jak powiedział Reus. Usiadł ponownie na kanapie przed stolikiem i ostrożnie rozsypał końcówkę narkotyków, które znajdowały się w woreczku. Delikatnie rozprowadził je w drobną linię. Zbliżał swoją głowę by po raz kolejny wciągnąć je do swojego ciała gdy niespodziewanie dotarł do niego głos Lili.
- Co ty do cholery wyprawiasz! - krzyknęła a on podskoczył w miejscu - Nie wierzę...

____________________________________________________________________________

W końcu go napisałam ;D. 
A więc co Niemcy w półfinale <3 kto się cieszy? :) 
Jaki obstawiacie finał? :D 
Ja oczywiście Niemcy - Belgia ;3

niedziela, 29 czerwca 2014

Czternaście.

To jeszcze nie koniec życie toczy się nadal.
Każdy dramat nawet najmniejszy odbija się na nas,
ale to jeszcze nie koniec - weź się w garść i wstawaj.


Odczytał to jako znak, po prostu znak, który dał mu do zrozumienia, że Vanesska się nie gniewa. Uścisk na sercu jak i wyrzuty sumienia troszkę odpuściły, ale nadal twierdził, że to on właśnie powinien leżeć zimny i nie żyć. Od tamtego czasu minęły dwa tygodnie, a on z każdym dniem staczał się na dno. W domu przy Liliannie udawał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Tak samo było w szatni jak i na boisku, lecz gdy tylko zostawał sam, wariował i to bardzo mocno. Nie wytrzymywał psychicznie. Myśli, które dręczyły go od tamtego momentu nie dawały mu spokoju. 
- Jeden woreczek - rzekł znajdując się w kanale, na obrzeżach Dortmundu.
- Widzę, że mamy nowego, stałego klienta - uśmiechnął się szyderczo.
Erik puścił te słowa, nie reagując wcale na nie. Zapłacił należną kwotę i czym prędzej udał się do swojego mieszkania, które od tamtego dnia stało puste. Mieszkał cały czas z Lili. Otworzył drzwi i zasłonił wszystkie okna. Westchnął cicho siadając na podłodze przy stoliku. Rozsypał na nim biały proszek i jednym sprawnym ruchem wciągnął mały kawałek. Tylko to od tamtego czasu pozwalało mu mieć choć trochę lepszy humor. Mdłości i lekki zawrót głowy nadszedł chwilę później. Nie przejął się tym. Zdążył się już przyzwyczaić. Minęła krótka chwila, gdy postanowił po raz kolejny zaszczycić swój organizm narkotykiem. Gdy po białym proszku nie było już śladu, a objawy ustały. Podniósł się ostrożnie i podszedł do lustra, jego tęczówki były powiększone, a on poczuł jak radość mimowolnie przeszywa jego ciało. Uśmiechnął się szeroko do swojego odbicia po czym ruszył na spacer, nucąc sobie cicho piosenkę pod nosem. Każdego, kto szedł obok niego obdarował wielkim uśmiechem. Niektórzy spoglądali na niego dziwnie, inni odwzajemniali ten gest. Nie wiedział dlaczego, ale nogi poprowadziły go wprost do domu swojej dziewczyny. Zadzwonił dzwonkiem i wszedł do środka. Lilianna jak zawsze sprzątała cały dom. Uspakajało ją to, a przede wszystkim nie myślała tak często o tym, że chciałaby mieć córeczkę z powrotem.
- Hej kochanie - uśmiechnął się do niej skradając z jej ust krótki pocałunek - Co słychać? - spytał 
- Cześć - odparła - Lepiej - kąciki jej ust lekko powędrowały do góry
Chłopak chwycił jej rękę i pociągnął ją za sobą na kanapę, sprawnym ruchem sprawił, że usiadła mu na kolanach. Wtulił się mocno w jej ciało. Lili położyła swoją dłoń na jego policzku i za wszelką cenę podniosła jego głowę tak, aby spojrzeć na niego.
- Masz jakieś dziwnie duże oczy - stwierdziła wpatrując się w niego.
- Po prostu jestem przemęczony - palnął - Za dużo ostatnio się działo i nie sypiam dobrze - rzekł.
- Musimy zacząć żyć normalnie misiu - zaczęła - Nie cofniemy czasu - dodała po krótkiej chwili.
- Wiem.. - powiedział cicho.
Ponownie wtulił swoją głowę w jej włosy. Źle się czuł, że ją okłamywał, lecz inaczej nie potrafił. Lili nie wybaczyłaby mu tego, że zażywa narkotyki. 


- * * * -


Z każdym dniem martwiła się o swojego chłopaka coraz bardziej. Dziwnie się zachowywał i miał prawie codziennie bardzo duże oczy. Zastanawiała się nad tym coraz częściej, ale odrzuciła od siebie myśl, że Erik może brać narkotyki tak szybko jak się ona pojawiła. Chciała się dowiedzieć co takiego się stało. Nie mogła zostawić tak tej sprawy. Co tydzień odwiedzała grób swojej córeczki, przynosząc cały czas nowe kwiatki jak i znicz. Często mówiła do niej, czuła że jest z nią. Lilianna stwierdziła, że musi żyć dalej. A mała Van nadal żyje w ich sercach, a tam nigdy nie umrze, zawsze będzie. 
- Jak się trzymacie? - usłyszała głos swojego brata w słuchawce.
- Dajemy radę - odparła - Jordi? 
- Tak? - zapytał 
- Dziękuję ci za wszystko - powiedziała - Za to, że byłeś z nami, pomagałeś nam, wspierałeś.. - wymieniła.
- Wiedz, że teraz będę już na zawsze siostrzyczko - rzekł pewnie.
Na twarzy Lilianny momentalnie pojawił się uśmiech. Obawiała się tego, jakie będą jej relacje z Albą, lecz już na pierwszym spotkaniu bardzo zbliżyli się do siebie. Była mu strasznie wdzięczna za wszystko.
Gdy jej telefon po raz kolejny tego dnia wylądował na swoim miejscu na stoliku zrozumiała, że musi walczyć o swój związek. Słowa, które przekazał jej Jordi dały jej dużo do myślenia. Miał rację, oddalali się od siebie, choć może oni tego nie widzieli, ale inni tak. Erik coraz częściej nie odbierał od niej telefonów, co jeszcze bardziej przekonało ją do słów brata. 
Zamknęła za sobą drzwi i skierowała swoje kroki do posiadłości Durma. Musiała z nim porozmawiać i wszystko sobie wytłumaczyć. Wtedy będzie wszystko mogła poukładać w jedną całość. Idąc ulicą dokładnie obserwowała ludzi dookoła siebie. Zrozumiała, że każdy przeszedł, lub dopiero przejdzie coś w życiu co na moment sprawi, że załamie się całkowicie. Tak jak oni wtedy. Szybko wspięła się po pięciu schodach, które prowadziły na ganek domu obrońcy. Zadzwoniła dzwonkiem, lecz nikt jej nie otworzył. Nacisnęła klamkę, lecz drzwi były zamknięte. Nie wiedziała co się z nim działo, ale obiecała sobie, że zrobi wszystko co w jej mocy aby się tego dowiedzieć.

__________________________________________________________________________

Chciałabym lepiej, ale naprawdę nie potrafię ;c
Przepraszam ;/

niedziela, 22 czerwca 2014

Trzynaście.

Ktoś rozcina nożem Twoje serce, gdy ono bije.


Słowa wypowiedziane przez lekarza szumiały mu cały czas w głowie. Spojrzał na martwe ciało dziewczynki, po czym wstał szybko i czym prędzej podszedł do łóżka w którym nadal leżały. Łzy leciały po jego policzkach i nie miały zamiaru przestać. Chwycił zimną dłoń Vanesski i przyłożył ją do ust. Płakał i nie wstydził się tego. Pokochał tą dziewczynkę i traktował jak własną córkę. Nie potrafił tam przebywać, robiło mu się gorąco, jak i duszno.
- Żegnaj - szepnął - Przepraszam, to ja powinienem zginąć nie ty księżniczko - dodał całując ją w czoło.
Wybiegł z budynku jak strzała. Dyszał, nie mogąc złapać oddechu. Świat wirował dookoła, a on podtrzymując się barierki starał się nie spaść ze schodów jak i przywrócić wszystko z jego organizmem do normy. Nie wiedział jak tą wiadomość przekazać Liliannie, przecież ona mu tego nie wybaczy. W końcu to on ją zabił. Szybko wybrał numer do Marco, wiedział, że mimo wszystko on mu pomoże. Choć wiedział również to, że Marco znienawidzi go za to, że mała Van zginęła przez niego.
- Marco, proszę przyjedź do szpitala - rzekł płaczliwym głosem. - Czekam na ciebie przed szpitalem, błagam przyjedź - dodał po chwili
- Poczekaj na mnie chwilę, zaraz do ciebie zejdę - rzekł spokojnie blondyn.
Nie trwało to długo. Reus szybkim krokiem wyszedł ze szpitala. Erik nie wiedział, że Lili zdążyła już zadzwonić po swojego kuzyna i wszystko mu wytłumaczyć. 
- Erik!, chłopie co się dzieje! - lekko potrząsnął chłopakiem kuzynki, widząc w jakim jest szoku.
- Zabiłem ją!, zabiłem ją rozumiesz! - wrzasnął przez płacz - Van nie żyje!, i to przeze mnie!
Marco doznał w tamtym momencie szoku. Przymknął oczy, by sam się nie rozpłakać. Nie wiedział co miał w tamtym momencie zrobić, więc szybko przytulił kolegę.
- Ty jej nie zabiłeś - powiedział spokojnie, walcząc z napływającymi do oczu łzami
- Własnie że ja - jęknął - Gdybym wtedy nie chciał jechać do domu, ona nadal by żyła Marco! - dodał 
Blondyn wiedział, że to nie jest jego wina. Lilianna wszystko mu opowiedziała. Nie mógł uwierzyć, że Erik obwiniał się o wszystko. Współczuł mu, ale wiedział, że musi im pomóc. To był szok dla tej dwójki, ale najbardziej obawiał się tego jak na śmierć córki zareaguje jego kuzynka. Vanessa była jej największym szczęściem. Była jej oczkiem w głowie, dla Erika również. 
Minął dzień zanim blondynka wyszła ze szpitala. Durm nie był w stanie nic zrobić. Załamany siedział cały czas na kanapie w salonie i tępo wpatrywał się w ścianę. Marco postanowił przejąć całą inicjatywę w związku ze sprawą powiedzenia Liliannie o śmierci jej córki. Na pomoc przyleciał mu Jordi, który nie potrafił patrzeć na cierpienie tej dwójki i musiał im pomóc jakoś z tego wyjść. Był chociaż jeden plus jego kontuzji, mógł spokojnie zostać w Dortmundzie na dłużej i zaopiekować się nimi razem z Reusem. 
Wiadomość o śmierci Van, blondynka przyjęła z ogromną histerią jak i płaczem, nie potrafiła dopuścić do siebie tej myśli, że nie zobaczy już swojej córeczki. Nie zobaczy jej rano, jak radośnie biega po całym domu, jak się bawi, jak przytula i jak mówi " kocham cie mamusiu ". Nie zobaczy również tego jak będzie dorastać. 
- Zrobimy wszystko, żeby się ułożyło siostrzyczko - Alba mocno przytulił ją do siebie całując w czoło. - Tylko musisz zrobić pewną rzecz - dodał po krótkiej chwili.
Zapłakane, niebieskie oczy dziewczyny wpatrywały się w niego bardzo zdziwionym wzrokiem. Nie wiedziała o co mogło chodzić jej bratu. 
- Musisz wytłumaczyć Erikowi, że to wszystko nie jego wina Lili - powiedział - On obwinia się o wszystko, załamał się strasznie. Gdy my coś próbowaliśmy mu wytłumaczyć wrzeszczał na nas, że to on powinien leżeć na jej miejscu. - spojrzał na siostrę - Ciebie posłucha Lil, kocha cię - szepnął przytulając ją mocno do siebie.
Wtuliła się mocno w jego ramiona. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Erik tak myślał, przecież to nie była jego wina...


- * * * -


Czas mijał nieubłaganie szybko, a Lili każdego kolejnego dnia uświadamiała sobie, że śmierć jej córeczki nie jest fikcją a brutalną rzeczywistością. Wiedziała, że musi się podnieść dla niej. Vanessa nigdy nie chciałaby, by ona była smutna. Ona w przeciwieństwie do jej chłopaka zrozumiała wszystko, a przede wszystkim, że ich mała księżniczka już nie wróci. Patrząc codziennie na załamanego Erika przyprawiał ją o mocne bicie złamanego już serca. Kochała tego chłopaka, ale nadal z nim nie porozmawiała. Pogrzeb dziewczynki odbywał się dziś. Wszystko było przygotowane, a Lilianna była strasznie wdzięczna kuzynowi jak i bratu, że są teraz przy nich cały czas. Gdyby nie oni, nie wiedziałaby czy nadal stąpałaby po świecie. 
- Gotowa? - usłyszała cichy, zachrypnięty głos Erika
Kiwnęła mu potwierdzająco głową, spojrzał na nią pełnym bólu wzrokiem. Nie potrafiła widzieć go takiego. Szybko przytuliła się do niego, a gdy tej objął ją swoimi ramionami, wtuliła się w niego jeszcze bardziej. 
- Erik to nie jest twoja wina - szepnęła - Nigdy nie była, i nie będzie - dodała - To nie ty ją zabiłeś rozumiesz?! to ten idiota, który w nas wjechał - rzekła.
Chłopak nic jej nie odpowiadając chwycił jej dłoń i skierował się do wyjścia. W samochodzie czekał na nich  Jordi jak i Reus.
Drogę przebyli w ciszy. Ciszy, która ciążyła Erikowi. Różne myśli zaczęły nachodzić jego głowę. Za żadne skarby nie dopuszczał się innej myśli, niż ta, że to on zabił dziewczynkę. Zrozumiał, że jest słaby. Nie fizycznie, ale psychicznie. Nie potrafił podnieść się po tym co ich spotkało, choć wiedział, że czasu nie cofnie i inaczej już nie będzie. 
- To nie jest twoja wina - szepnęła Lili wtulając głowę w zagłębienie jego szyi.
Pomału jednak to zaczęło do niego docierać. Zrozumiał, że Lili pogodziła się z tą sytuacją i on też musiał. Nie miał innego wyjścia. Ale czy potrafił? na to pytanie on sam nawet nie znał odpowiedzi. Przepłakał cały pogrzeb, tak jak jego ukochana. Podchodząc do trumienki dziewczynki szepnął po raz kolejny przeprosiny oraz błagając, że jeśli gdziekolwiek jest blisko dała jakiś znak, że się nie gniewa. A jemu mogłoby mu trochę ulżyć. Wracając do swojej dziewczyny i po raz kolejny tuląc ją do siebie, momentalnie na niebie pojawiło się słońce. Niebo rozjaśniło się z ciemnych jak smoła chmur. Zrozumiał, a kolejna, pojedyncza łza spłynęła po jego policzku.
- Dziękuje - szepnął przytulając mocniej do siebie Liliannę. Nie potrafił, po prostu się rozpłakał. 

___________________________________________________________________________

Wybaczycie mi te flaki z olejem? 
Smutno, wiem i będzie jeszcze tak chwilę, ale obiecuje, że jeszcze będą szczęśliwi.
Za błędy jak zawsze przepraszam.

czwartek, 19 czerwca 2014

Dwanaście.

Tęsknie kochając, kocham tęskniąc...


Oboje cieszyli się, że jego rodzina przyjęła dziewczyny. Uśmiech nie schodził im z twarzy, gdy rano zeszli na śniadanie a jego mama przywitała ich ciepło. Pogoda za oknem nie odwzajemniała ich humorów. Siarczysty deszcz lał się z nieba, czym roztapiał bielutki śnieg. Niebo było granatowe, a po słońcu nie było żadnego znaku. Jednak nie przeszkadzało to żadnemu z nich, cieszyli się atmosferą jaka panowała przy stole.
- Zostaniecie do południa? - spytała pani domu - Nie puszczę was w taką ulewę do domu - dodała szybko
- Nie wsiadłbym za kółko w taką pogodę mamo - powiedział
- Zawsze byłeś rozsądny - rzekł ojciec - I bardzo mnie to cieszy - dodał po chwili. - A tak w ogóle to jak się poznaliście? jesteście od wczoraj a ja zapomniałem kompletnie o to zapytać.
- Lili kiedyś przyszła na nasz trening, nie znałem jej, ale momentalnie skradła moje myśli - wyjaśnił spoglądając na nią z uśmiechem - Nie odpuściłem i w końcu jest moja - dodał cmokając ją w policzek.
Mijały godziny a deszcz ustał tylko odrobinkę. Oboje stwierdzili, że nie będą dłużej czekać i ruszyli w stronę powrotną, wcześniej obiecując państwu Durm, że będą jechać ostrożnie i na pewno nic im się nie stanie. Żadne z nich nie wiedziało, że ta obietnica nie zostanie dotrzymana. Będąc już niedaleko domu, w którym mieszkały dziewczyny Erik odetchnął z lekką ulgą, że już na pewno dojadą bezpiecznie do domu. Pogoda ich naprawdę nie rozpieszczała, wycieraczki choć chodziły na najwyższych obrotach wcale nie ukazywały drogi. Na ostatnim skrzyżowaniu, gdy światło zrobiło się zielone, chłopak ruszył lecz ciężarówka jadąca z ogromną prędkością, wjechała w auto Erika spychając ich w rów. Ciemność przed ich oczami nastała bardzo szybko. 
Obudził się kilka godzin później w szpitalu. Białe ściany, sterylny zapach jak i pikające maszyny dookoła dały mu znak do rozpoznania gdzie się znajdował. 
- Synku - usłyszał płaczliwy głos jego mamy
- Co się stało? - zapytał 
- Ciężarówka w was wjechała - wyjaśniła ściskając mocno jego dłoń.
- Gdzie.. gdzie dziewczyny? - wychrypiał osłabionym nadal głosem. 
- Operują Van jak i Lili - wyjaśniła spoglądając niepewnie na syna.
Zesztywniał momentalnie, jego mięśnie się napięły. Przecież obiecywał sobie, mamie jak i Lili, że nic im się nie stanie, a teraz one walczyły o życie. Nie wiedział co może zrobić, bał się, cholernie się bał....


- * * * -


Lilianna otwarła swoje oczy dzień później. Nie pamiętała co się wydarzyło, ale wiedziała jedno, znajdowała się w szpitalu. Gdy chciała się podnieść do pozycji siedzącej przez jej ciało przeszedł ogromny ból, zaczynając od nóg a kończąc na głowie. Szybko powróciła do poprzedniej pozycji.
- Musisz leżeć - usłyszała cichy głos chłopaka.
- Erik - jęknęła - Nic ci nie jest - dodała badając jedną dłonią jego twarz.
- Nic kochanie - szepnął chwytając ją w swoją i delikatnie całując jej wierzch.
- Gdzie Van? - spytała patrząc mu w oczy, milczał przez bardzo dłuższą chwilę - Erik gdzie Vanesska ? - ponowiła pytanie, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- Leży trzy piętra wyżej, na oddziale dziecięcym. Van jest w śpiączce - wyjaśnił smutno
- To nie możliwe - szepnęła płacząc.
- Przepraszam was - powiedział roniąc łzy - To wszystko moja wina - dodał, po chwili sam zaczął płakać.
Lili szybko przytuliła go do siebie, chciała mu powiedzieć, że to nie jest jego wina, to nie on wjechał w ta ciężarówkę tylko ona w nich, ale nie potrafiła. W tamtym momencie jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół jej małej córeczki, która była w śpiączce.
Bała tak strasznie się bała.
- Prześpij się słońce - powiedział czule spoglądając na nią
- Dobrze - westchnęła cicho - Erik...
- Tak? - zapytał
- Mam do ciebie jedną prośbę, pójdziesz zobaczyć do Van?
- Taki miałem zamiar - rzekł - Wszystko będzie dobrze, dobranoc - dodał i wyszedł z jej pokoju.
Wiedział, że nic nie będzie dobrze, wszystko było jego winą tylko i wyłącznie. To on najbardziej chciał już wracać, nie chciał dłużej siedzieć na głowie rodzicom. Gdyby wtedy zaczekał nic takiego by się nie stało.
Szedł korytarzem na czwarte piętro szpitala, na oddział w którym znajdowała się mała Vanessa. Najbardziej bał się o nią. Wchodząc na oddział rozglądał się dookoła. Nie wiedział gdzie ma iść, więc zapytał pielęgniarki o drogę.
W sali znajdował się lekarz, Erik spojrzał na niego przeczuwając coś złego, i to bardzo złego. Doktor Lindke miał bardzo smutną minę. Do oczu Erika momentalnie napłynęły łzy...
- Panie doktorze czy ona...? - zapytał, a po jego policzku łzy spływały strumieniem.
- Przykro mi, zmarła przed chwilą. Nie zdążyliśmy jej uratować - rzekł 
Chłopak upadł na kolana i zaczął wyć jak mała owieczka, nie mógł dopuścić do siebie tej myśli, że to przez niego mała Vanessa umarła...

_______________________________________________________________________

Chciałabym lepiej, ale nie potrafię i nie umiem ;c
Miał być we wtorek wiem, ale nie miałam po prostu chwili oraz pomysłu.
Mam napisane chyba z pięć wersji roboczych tego rozdziału i żadna nie jest dobra ;/
Przepraszam was ;c

sobota, 14 czerwca 2014

Jedenaście.

Kolor jego oczu, był dla niej ósmym kolorem tęczy...


Nadszedł w końcu ten piękny wigilijny wieczór, wszystko miała pięknie poszukiwane. Biały obrusek zdobił stół, a pod nim znajdowało się sianko. Ładnie ułożone talerze jak i sztućce. A dwie czerwone świeczki stojące na środku stołu, ślicznie komponowały się z krwistymi serwetkami. W całym domu pachniało przeróżnymi potrawami. Lilianna kończyła właśnie przygotowywać jedzenie, na ten piękny dzień, a mała Vanessa z utęsknieniem wypatrywała pierwszej gwiazdki na niebie. Śnieg prószył z nieba i jak na razie nie miał zamiaru przestać, choć nikt tego nie chciał. Dodawało to ogromnego uroku temu wyjątkowemu dniu. Dziewczynka również rozglądała się za Erikiem, który lekko się już spóźniał. 
- I jak jest ta gwiazdka księżniczko? - Lili przytuliła mocno córkę do siebie i razem z nią spojrzała w niebo.
- Nie ma jeszcze - odparła smutno dziewczynka - Erika też nie - westchnęła
- Spokojnie myszko - uśmiechnęła się lekko - Zaraz będzie, są korki na mieście i utknął - wyjaśniła - Lubisz go? - zapytała nagle 
- Kocham - wyszczerzyła swoje ząbki w szerokim uśmiechu - Jest wspaniały mamusiu, zawsze chciałam mieć takiego tatusia - dodała po chwili przytulając się jeszcze mocniej.
Serce blondynki momentalnie zabiło szybciej a w środku zrobiło się jakoś cieplej. Bała się, że mała nie zaakceptuje Durma, a jednak się myliła. Była szczęśliwa...
- Erik! - pisnęła radośnie Van wyrywając się z objęć mamy i biegnąc wprost do drzwi, w których po chwili pojawił się chłopak. Dziewczynka momentalnie wdrapała się na jego ręce i obdarzyła mocnym uściskiem i buziakiem.
- Cześć księżniczko - uśmiechnął się radośnie. - Przepraszam za spóźnienie - rzekł
Lili obserwowała ich z uśmiechem. Erik robił wszystko, aby one obydwie były szczęśliwe. Była mu strasznie wdzięczna, bo to właśnie dzięki niemu dowiedziała się co to miłość i szczęście. We trójkę usiedli przy stole dzieląc się wcześniej opłatkiem. Czując znów jego usta na swoich wiedziała, że to ten jedyny. Uśmiechnęła się do niego co odwzajemnił. Kochali się, to było najważniejsze...
Czas mijał szybko, nawet się nie obejrzeli a była już dwudziesta. Erik zniknął gdzieś na chwilę, by wrócić przebrany w strój św. Mikołaja. Zaczął rozdawać prezenty. Blondynka mimowolnie zaczęła sama się uśmiechać, widząc jak jej córka jest radosna. Nigdy jej takiej nie widziała, i właśnie tego żałowała. Choć robiła wszystko, aby mała była szczęśliwa nie udawało jej się to. Vanessa szybko otwierała swoje prezenty i od razu zaczęła się bawić swoimi nowymi zabawkami, dziękując przy tym Durmowi jak i swojej mamie.
- Wesołych świąt - chłopak ukucnął przed nią podając niewielką, pięknie zapakowaną paczuszkę.
- Nie musiałeś - odparła spoglądając w jego oczy
- Ale chciałem - uśmiechnął się do niej - Sama dałaś mi prezent więc jak ja mogłem ci nie dać?
- Jest przepiękny, dziękuje - powiedziała wpatrując się w śliczny naszyjnik z pierwszymi literkami ich imion. Ich trzech... Tylko ich trzech...
- Cieszę się - po raz kolejny posłał jej uśmiech i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. - Kocham cię - szepnął tuż przy jej ustach. Jeździła wzrokiem po jego twarzy tak, jakby chciała zapamiętać jej każdy szczegół na nowo. W końcu spojrzała wprost w jego oczy... - Kocham was - poprawił 


- * * * -


Promienie słońca obudziły go już o ósmej rano. Uśmiechnął się, czując ciało blondynki tuż obok swojego. Lilianna nadal smacznie spała, nie obudziła się od momentu, gdy wczorajszego wieczoru przyniósł ją do sypialni po tym jak zasnęła w salonie. Ucałował ją delikatnie w głowę i ostrożnie wydostał się z jej objęć. Zajrzał do pokoju dziewczynki, a gdy okazało się, że słodko drzemała tak jak jej mama zszedł do kuchni by zrobić im śniadanie. Zapach jego popisowej jajecznicy rozchodził się po całym domu, co zbudziło jego dziewczyny. Uśmiechnął się widząc je obydwie gdy schodziły ze schodów.
- Dzień dobry księżniczki - uśmiechnął się promiennie - Jajecznicy? - zapytał a gdy dziewczyny skinęły mu potwierdzająco głową zabrał się do nakładania. - Wyspane? - spojrzał na nie, postawiają talerze na stole.
- Mhm - mruknęły równocześnie zajadając się posiłkiem
Zaśmiał się cicho pod nosem. Obserwował je dokładnie... Vanesska była kopią swojej mamy, zupełnie identyczna. Cieszył się ogromnie, że dziś jego rodzice będą mogli je poznać. Tylko o tym marzył...
Dwie godziny później, gdy we trójkę ogarnęli mieszkanie, wsiedli do samochodu i ruszyli. Widział strach w oczach swojej dziewczyny, natomiast Van kipiała radością, że w końcu pozna swoich dziadków. Erik był szczęśliwy, z tego powodu, że jego rodzice pozwolili tak się zwracać małej. Mimo iż nie znali jej jeszcze, szczęście ich syna było dla nich najważniejsze...
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się kładąc swoją dłoń na kolanie blondynki
- Wierzę ci - odwzajemniła gest.
Resztę drogi jechali w ciszy, wiedział, że Lilianna musi sobie przemyśleć wszystko, aby wypaść dobrze. To samo było z Sandrą, tylko był jeden szczegół. Wtedy Erik nie był zakochany. Zaparkował jak zawsze na podjeździe i wysiadł szybciutko by otworzyć drzwi swojej dziewczynie. Chwilę później wziął na ręce Van i razem ruszyli w stronę domu. Czuł jak lekko drżała z przerażenia, gdy trzymał jej rękę. 
- Mamo! Tato! - zawołał w drzwiach posyłając Lili uśmiech, który odwzajemniła. Weszli dalej i zauważyli jak jego rodzice mieli właśnie iść w ich stronę. - Poznajcie moją małą rodzinę - uśmiechnął się - To jest Lili, a to Vanessa - wskazał 
- Dzień dobry - odpowiedziały równocześnie.
- Witajcie w naszej rodzinie! - powiedziała radośnie pani Durm. 
Wieczorem, gdy byli już po wszystkim i dziewczyny zostały miło powitane w domu rodziców Erika. Siedzieli właśnie na balkonie, we dwójkę i rozkoszowali się ciszą jaka panowała w około. Dziewczynie spadł kamień z serca, gdy została przyjęta do rodziny chłopaka. 
- Kocham cię - uśmiechnęła się dając mu buziaka...

____________________________________________________________________

Nie wiem czy wróciła wena czy nie XD ale dodaję :D
Jestem jakaś dziwna ;D, niedługo wakacje a ja o świętach piszę :P
Za błędy przepraszam :)

wtorek, 10 czerwca 2014

Dziesięć.

Bo twoje serce jest w moich rękach


Z dnia na dzień zakochiwał się w niej jeszcze bardziej. Sprawiał, że czuła się szczęśliwa. Była dla niego wszystkim. Z racji tego, że już niedługo miały być święta, Erik postanowił przedstawić swojej rodzinie najważniejsze w jego życiu kobiety. W tamtym momencie, myśląc o tym nie obchodziło go to, że Lilianna nie chciała. Wiedział, że dla niej to za wcześnie, ale dla niego było w sam raz. A on jest uparty jak osioł i postawi na swoim mimo wszystko. Codziennie po treningu kierował się do domu ukochanej.
- Żeluś! - zawołał radośnie Kevin wyrywając Erika z zamyśleń
- Nie jestem Żeluś! - jęknął rozpaczliwie co wywołało u Grosskreutza salwę śmiechu.
- No denerwuj się tak - przytulił go do siebie - Jak ci się z Lilcią układa młody? - zapytał
- Bardzo dobrze - na wspomnienie jej imienia mimowolnie się uśmiechnął.
- Dbaj nam o nią - rzekł poważnie - Mam nadzieję, że wpadniecie we trójkę do nas na imprezę w sobotę - spojrzał na niego
- Zapytam Lili, ale pewnie tak - posłał mu uśmiech.
Razem skierowali się do wyjścia. Każdy rozszedł się w swoją stronę i już po chwili Durm pędził w stronę domu blondynki. Stęsknił się, nie widzieli się aż do wczoraj. Wariował z miłości, mógł się do tego przyznać. Gdy zaparkował samochód na podjeździe i wyszedł z niego usłyszał głos małej Vanessy biegnącej w jego stronę.
- Erik! - krzyknęła radośnie wskakując mu na ręce.
- Hej żabko - uśmiechnął się dając jej buziaka w policzek - Gdzie masz kurteczkę co? Zimno jest Van - powiedział troskliwie, szybko kierując się z dziewczynką do domu. - Cześć - cmoknął Lili w usta
- Cześć - uśmiechnęła się słodko w jego stronę - Zmęczony? - spojrzała mu w oczy
- Troszkę, ale dla was zawsze mam siłę - odwzajemnił uśmiech siadając na kanapie.
Dziewczyny po chwili dołączyły do niego, we trójkę spędzali razem czas. Bawili się z małą, która tak się wybiegała, że zasnęła gdy ledwo usiadła na kolanach chłopaka.
- Zaniosę ją - oznajmił wstając delikatnie wraz z dziewczynką z kanapy.
- Pójdę z tobą - powiedziała i ruszyła przed nim, by otworzyć mu drzwi.
Erik delikatnie położył Vanessę do łóżka i przykrył kołderką. Czule pogłaskał ją po główce i ruszył w stronę Lilianny, która przyglądała mu się przez cały czas. Nic nie mówiąc wtuliła się w niego. Była szczęśliwa...


- * * * -


Nim się obejrzała, a były już dwa dni przed świętami. Od samego rana chodziła po sklepach i szukała odpowiedniego prezentu dla Erika jak i swojej córki, choć z Vanessą był mniejszy problem. Nie miała bladego pojęcia, co podarować Durmowi. Wychodząc z dziecięcego sklepu cieszyła się, że miała już jeden podarunek z głowy. Maszerowała od sklepu do sklepu, ale nadal nie mogła nic znaleźć. W końcu po czterech godzinach poddała się. Nie miała bladego pojęcia co mogłaby mu podarować. Zmęczona wróciła do domu i czym prędzej schowała prezent dla córki. Szybko zabrała się za przygotowania posiłku dla dwóch głodomorów, którzy mieli niedługo wrócić z basenu.
- Cześć mamusiu - usłyszała radosny głos Van w korytarzu.
- Hej kochanie - Erik zjawił się szybko koło niej i momentalnie skradł buziaka z jej ust.
- Hej - odparła - Głodni? - zapytała z uśmiechem na ustach odwracając się w ich stronę.
- Jak wilk - odparli równocześnie śmiejąc się po chwili.
Lilianna nałożyła im posiłek na talerze i podała im. Nie mogła przestać się śmiać z widoku dwójki, która prawie moczyła nosy w talerzach.
- W pierwszy dzień świąt pojedziemy do moich rodziców dobrze? - wypalił nagle z lekkim uśmiechem na twarzy,
- Ale jak to? Erik, przecież to za wcześnie - odparła przerażona faktem, że będzie musiała poznać rodziców swojego ukochanego. Obawiała się, że jej nie polubią, zwłaszcza przez to, że ma Vanessę.
- Lili proszę - spojrzał na nią - To dla mnie bardzo ważne - rzekł - Wy jesteście najważniejsze w moim życiu i chcę aby rodzice was poznali - uśmiechnął się zachęcająco.
- No dobrze - westchnęła...

_________________________________________________________________________

Jagoda nie umie pisać bum :D
Oddaję w wasze ręce takie o to coś, co rozdziałem nazwać nie idzie ;P
Zastanawiałam się czy w ogóle to publikować, ale później stwierdziłam, że lepiej tak, ponieważ nie wiem kiedy na tym blogu pojawi się następny ;/
Obiecać wam mogę jedno, jak wena mi wróci.
Znów mnie opuściła małpa ;/