Zanim cię poznałam, byłam okropnie nieszczęśliwa.
Nie potrafiła już dłużej tak wytrzymać. Brakowało jej tej cząstki, która zajmowała więcej miejsca w jej sercu niż kuzyn. Gdy tylko rano promienie zimowego słońca zaczęły padać na jej twarz, a ona zbudziła się z krainy Morfeusza, poszła od razu do łazienki by ubrać się stosownie i ciepło do podróży. Znów czekał ją lot do Barcelony. Odświeżona, umalowana zeszła na dół, by zjeść śniadanie. Płatki z mlekiem to w tamtym momencie potrafiła tylko przełknąć. Sprawdziła swoją podręczną torebkę, i gdy upewniła się, czy ma wszystko, wyszła zamykając dom na klucz. Taksówka, która miała zawieźć ją na lotnisko już czekała. Podała adres kierowcy, a gdy ten ruszył od razu napadły ją przeróżne myśli. Zastanawiała się czy dobrze robi, zmiana otoczenia będzie dla niej wielkim przeżyciem. Tylko, że Lilianna już nie wytrzymywała sama. Droga na lotnisko długo im nie zajęła, i gdy zapłaciła mężczyźnie należną kwotę weszła do środka. Wyciągnęła z torebki bilet i skierowała się do odprawy. Gdy po wszystkim spokojnie czekała na samolot napisała tylko krótkiego smsa do Marco.
w Barcelonie. Nigdzie nie mogła jej dostrzec. W końcu ujrzała wysoką ciemnowłosą kobietę, która trzymała małą blondyneczkę za rękę. Momentalnie na twarz Lilianny wkradł się ogromy uśmiech. Nie widziała tej kruszynki tak długo.
- Mamusia! - krzyknęła radośnie i wyrwała rączkę cioci. Czym prędzej podbiegła do uśmiechniętej Gonzalez wpadając jej w ramiona i mocno się przytulając.
- Cześć kochanie - ucałowała ją czule w główkę - Wiesz jak mama za tobą strasznie tęskniła? - spojrzała w jej niebieskie oczka.
- Ja też, i to bardzo - przytuliła się po raz kolejny.
Lilianna wzięła córkę na ręce, była szczęśliwa. W końcu będą razem, już na zawsze. Nikt jej nie odbierze, nic nie stanie na przeszkodzie by były razem. Blondynka zawsze chciała, jak najlepiej dla swojej córki. Robiła wszystko co tylko mogła, dużo również zawdzięczała swojej ukochanej cioci, która była dla niej o wiele lepsza niż własna matka.
- Lili kochanie - Cruse uściskała ją na powitanie - Tęskniłyśmy za tobą - Elizabeth posłała jej słodki uśmiech.
- Ja za wami też ciociu - ucałowała ją - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę w końcu małą wziąć do siebie i być szczęśliwa - dodała radośnie
- Też się cieszę - odparła ciemnowłosa - Chodźcie kochane, do lotu macie jeszcze trochę czasu. Pójdziemy do kawiarni, napijemy się czegoś i porozmawiamy - rzekła
Wszystkie trzy ruszyły do pobliskiej kawiarni. Lilianna wraz z ciocią piły w spokoju kawę, natomiast mała Vanessa zajadała się dużym kawałkiem ciasta.
- Dziękuje ci ciociu, że zajęłaś się Van przez ten cały czas. Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna - zaczęła - Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobiła - westchnęła mieszając łyżeczką swój napój.
- Wiesz słonko, że zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze ci pomogę - uśmiechnęła się
- Jesteś najlepsza na świecie wiesz? - zaśmiała się
- Wiem, wiem - odwzajemniła gest - Zawsze mi to powtarzasz - ucałowała ją w głowę.
Po godzinie spędzonej na rozmowie z ciocią, dziewczyny w końcu musiały się pożegnać. Wyściskały mocno Cruse i ruszyły w stronę samolotu. Vanessa mocno trzymała rękę swojej mamy. Gdy samolot był już w powietrzu, a mała Gonzalez spała smacznie sobie spała. Lilianna popatrzyła na nią czule. Tak bardzo cieszyła się, że będzie miała swoją córkę przy sobie. Z językiem nie było problemu. Van od małego uczyła się niemieckiego. Lili wiedziała, że prędzej czy później przeprowadzą się do Niemczech. Blondynka nie potrafiła obudzić swojej córki, więc przez całą drogę do taksówki niosła małą na rękach. Miły taksówkarz pomógł jej z walizką. Nie spodziewała się, że przed domem spotka Marco. Wiedziała, że będzie musiała mu wszystko wytłumaczyć. Istnienie Vanes znała tylko i wyłącznie jej ciocia. Lili bała się, powiedzieć o tym komukolwiek, nawet Reusowi. Blondyn nie krył swojego zdziwienia widząc wysiadającą z taksówki kuzynkę z dzieckiem na rękach. Nie pytał na razie o nic, pomógł jej z walizką dziewczynki. Gdy tylko Gonzalez zaniosła swoją córkę do pokoju i położyła ją do łóżka, wróciła do kuzyna. Musiała mu powiedzieć o wszystkim...
Erik od tych dwóch dni gorączkowo myślał nad tymi ostatnimi wydarzeniami. Stwierdził, że nie może się poddać, że będzie o nią walczył tak długo na ile starczy mu sił. A siły w sobie on ma bardzo dużo. Chciał czym prędzej porozmawiać o tym wszystkim z Lili. Musiał jej wyznać wszystkie uczucia, to że się nie podda, że będzie walczył do końca. Będzie próbował robić wszystko, by ona również go pokochała. Chciał, by zdradziła mu jakieś wskazówki, żeby miał u niej większe szanse. Nigdy nie odpuści.
- Cześć wam - przywitał się z chłopakami wchodząc do szatni.
- Witamy, witamy - zaśmiał się Miki.
To zachowanie w szatni było już normą, od kiedy Durm przeprosił za swoje zachowanie kolegów z drużyny, oni wybaczyli mu od razu. Wiedzieli, że chłopak zmienił się. A powodem tej zmiany była Lilianna. Kochali ją wszyscy więc, wiedzieli że młody obrońca zakochał się w niej. A dla niej potrafili zrobić wszystko nawet wybaczyć Durmowi. Stwierdzili, że nawet nie jest takim złym człowiekiem. Stał się spoko kumplem dla każdego z nich. Nawet dla Lewandowskiego i Reusa.
- Cześć misie - uśmiechnął się radośnie Klopp
- Cześć słoniu - odpowiedział Kevin, a wszyscy dookoła wybuchli śmiechem. - No co? Myślałem, że bawimy się w zoo - dodał z głupim uśmiechem na twarzy, po którym sam Jurgen nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
Rozgrzewka nie należała do łatwych tak samo jak rozciąganie i reszta treningu. Trener pszczółek dzisiejszego dnia nie dał im luzu. Postawił na bardzo intensywny trening, po którym chłopcy, najlepiej czołgaliby się do szatni. Nie mieli siły na nic. Toteż Erik odpuścił sobie rozmowę z Lilianną. Gdy tylko dotarł do domu. Momentalnie poszedł zjeść szybką kolację i wziąć prysznic. Gdy położył się do łóżka, nie minęło nawet pięć minut a on pochrapywał sobie cichutko, śniąc o jego księżniczce, która tak brutalnie porwała jego serce.
Następny dzień mieli wolny, Jurgen Klopp nie był wredny. Wiedział, że jego chłopaki po tak intensywnym treningu jaki mieli wczoraj nawet nie wstaną na nogi.
Może niektórzy tak, ale nie Erik. Jego celem był dom panny Gonzalez. Dotarł w końcu na miejsce. Jego serce biło jak oszalałe, w sumie zawsze tak robiło, gdy znajdował się blisko niej. Zadzwonił dzwonkiem, ściskając w dłoni bukiet róż. Denerwował się. Gdy otwarła mu drzwi nie kryła swojego zdziwienia jego obecnością w tym miejscu. Wpatrywali się w siebie jak w ósme cudy świata. Tak naprawdę było, Lilianna była dla niego całym światem. W głowie układał jak najszybciej słowa, by móc coś w końcu z siebie wydusić, lecz nie potrafił. Spojrzał jej po raz kolejny prosto w oczy, chwilę później jego wzrok powędrował na jej usta. Nie wytrzymał, w błyskawicznym tempie znalazł się tuż przed nią i całował ją zachłannie. Lili nie miała czasu na jakąkolwiek reakcję. Z tęsknotą za jego wargami oddawała całkowicie pocałunki.
- Nie mogę - opamiętała się chwilę później i odsunęła się od niego.
- Lili proszę cię - szepnął opierając czoło o jej.
- Nie mogę - oznajmiła po raz kolejny.
Durm poszedł za nią do salonu. Usiadł naprzeciwko niej i wbił w nią swoje spojrzenie. Nie rozumiał...
- Może powiesz mi dlaczego nie możesz - powiedział spokojnie
Wtedy do pomieszczenia wbiegła mała dziewczynka. Zdziwienie Erika wzrosło. Lilianna szybko poprosiła ją, aby poszła pobawić się do swojego pokoju.
- Nie mogę, bo nie chciałbyś dziewczyny, która w wieku piętnastu lat została zgwałcona, zaszła w ciąże i ma dziecko! - podniosła delikatnie głos, ale nie na tyle by jej córka usłyszała - Media zrobiły by od razu sensacje - dodała po chwili
- Lili powiedz mi tylko jedno - zaczął spoglądając na nią - Kochasz mnie? - zapytał - Kochasz mnie tak jak ja ciebie? najbardziej na świecie?. Może to i głupie, ale właśnie tak jest zakochałem się i nic na to nie poradzę - dodał
- Kocham - powiedziała cichutko, ledwo słyszalnie, jednak on usłyszał a jego serce mimowolnie znów przyspieszyło swoją pracę.
- I to jest dla mnie najważniejsze - rzekł podchodząc do niej i całując ją namiętnie - Uwielbiam dzieci - szepnął uśmiechając się, gdy lekko się od siebie odsunęli by uspokoić swoje oddechy.
Lecę do Barcelony, wracam dziś wieczorem ;) Nie martw się ;*
Schowała telefon czym prędzej do swojej torebki i ruszyła na pokład samolotu. Zastanawiała się jak teraz to będzie. Czy poradzi sobie z tym wszystkim?. Zdecydowanie tak, Lili była twardą dziewczyną. Uśmiechnęła się spoglądając ekran w telefonie. Odczytała szybko odpowiedź od kuzyna, po której zaśmiała się cichutko pod nosem. Gonzalez wiedziała, że kiedyś pewnie tak będzie.
Oszaleję kiedyś z tobą ;). Bezpiecznej podróży mała ;*
Odprężyła się zupełnie, wiedziała że będzie dobrze. Przecież musiało być prawda?. Wtedy jej myśli powędrowały w całkiem inną stronę. Erik... Co z nim. Nie potrafiła się do niego odezwać, a minęły zaledwie dwa dni od ich pocałunki. Blondynka bez zawahania mogła stwierdzić, że to było najlepsze co ją w życiu spotkało. No może oprócz tej jednej sprawy, po którą wracała do znienawidzonej jej Barcelony. Kiedyś kochała to miasto, ale po tym wszystkim chciała trzymać się z dala od niego. Dwugodzinna podróż dobiegła końca. Dziewczyna rozglądała się dookoła szukając wzrokiem swojej ukochanej cioci. Chodziła po lotnisku w Barcelonie. Nigdzie nie mogła jej dostrzec. W końcu ujrzała wysoką ciemnowłosą kobietę, która trzymała małą blondyneczkę za rękę. Momentalnie na twarz Lilianny wkradł się ogromy uśmiech. Nie widziała tej kruszynki tak długo.
- Mamusia! - krzyknęła radośnie i wyrwała rączkę cioci. Czym prędzej podbiegła do uśmiechniętej Gonzalez wpadając jej w ramiona i mocno się przytulając.
- Cześć kochanie - ucałowała ją czule w główkę - Wiesz jak mama za tobą strasznie tęskniła? - spojrzała w jej niebieskie oczka.
- Ja też, i to bardzo - przytuliła się po raz kolejny.
Lilianna wzięła córkę na ręce, była szczęśliwa. W końcu będą razem, już na zawsze. Nikt jej nie odbierze, nic nie stanie na przeszkodzie by były razem. Blondynka zawsze chciała, jak najlepiej dla swojej córki. Robiła wszystko co tylko mogła, dużo również zawdzięczała swojej ukochanej cioci, która była dla niej o wiele lepsza niż własna matka.
- Lili kochanie - Cruse uściskała ją na powitanie - Tęskniłyśmy za tobą - Elizabeth posłała jej słodki uśmiech.
- Ja za wami też ciociu - ucałowała ją - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mogę w końcu małą wziąć do siebie i być szczęśliwa - dodała radośnie
- Też się cieszę - odparła ciemnowłosa - Chodźcie kochane, do lotu macie jeszcze trochę czasu. Pójdziemy do kawiarni, napijemy się czegoś i porozmawiamy - rzekła
Wszystkie trzy ruszyły do pobliskiej kawiarni. Lilianna wraz z ciocią piły w spokoju kawę, natomiast mała Vanessa zajadała się dużym kawałkiem ciasta.
- Dziękuje ci ciociu, że zajęłaś się Van przez ten cały czas. Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczna - zaczęła - Gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobiła - westchnęła mieszając łyżeczką swój napój.
- Wiesz słonko, że zawsze możesz na mnie liczyć, zawsze ci pomogę - uśmiechnęła się
- Jesteś najlepsza na świecie wiesz? - zaśmiała się
- Wiem, wiem - odwzajemniła gest - Zawsze mi to powtarzasz - ucałowała ją w głowę.
Po godzinie spędzonej na rozmowie z ciocią, dziewczyny w końcu musiały się pożegnać. Wyściskały mocno Cruse i ruszyły w stronę samolotu. Vanessa mocno trzymała rękę swojej mamy. Gdy samolot był już w powietrzu, a mała Gonzalez spała smacznie sobie spała. Lilianna popatrzyła na nią czule. Tak bardzo cieszyła się, że będzie miała swoją córkę przy sobie. Z językiem nie było problemu. Van od małego uczyła się niemieckiego. Lili wiedziała, że prędzej czy później przeprowadzą się do Niemczech. Blondynka nie potrafiła obudzić swojej córki, więc przez całą drogę do taksówki niosła małą na rękach. Miły taksówkarz pomógł jej z walizką. Nie spodziewała się, że przed domem spotka Marco. Wiedziała, że będzie musiała mu wszystko wytłumaczyć. Istnienie Vanes znała tylko i wyłącznie jej ciocia. Lili bała się, powiedzieć o tym komukolwiek, nawet Reusowi. Blondyn nie krył swojego zdziwienia widząc wysiadającą z taksówki kuzynkę z dzieckiem na rękach. Nie pytał na razie o nic, pomógł jej z walizką dziewczynki. Gdy tylko Gonzalez zaniosła swoją córkę do pokoju i położyła ją do łóżka, wróciła do kuzyna. Musiała mu powiedzieć o wszystkim...
- * * * -
Erik od tych dwóch dni gorączkowo myślał nad tymi ostatnimi wydarzeniami. Stwierdził, że nie może się poddać, że będzie o nią walczył tak długo na ile starczy mu sił. A siły w sobie on ma bardzo dużo. Chciał czym prędzej porozmawiać o tym wszystkim z Lili. Musiał jej wyznać wszystkie uczucia, to że się nie podda, że będzie walczył do końca. Będzie próbował robić wszystko, by ona również go pokochała. Chciał, by zdradziła mu jakieś wskazówki, żeby miał u niej większe szanse. Nigdy nie odpuści.
- Cześć wam - przywitał się z chłopakami wchodząc do szatni.
- Witamy, witamy - zaśmiał się Miki.
To zachowanie w szatni było już normą, od kiedy Durm przeprosił za swoje zachowanie kolegów z drużyny, oni wybaczyli mu od razu. Wiedzieli, że chłopak zmienił się. A powodem tej zmiany była Lilianna. Kochali ją wszyscy więc, wiedzieli że młody obrońca zakochał się w niej. A dla niej potrafili zrobić wszystko nawet wybaczyć Durmowi. Stwierdzili, że nawet nie jest takim złym człowiekiem. Stał się spoko kumplem dla każdego z nich. Nawet dla Lewandowskiego i Reusa.
- Cześć misie - uśmiechnął się radośnie Klopp
- Cześć słoniu - odpowiedział Kevin, a wszyscy dookoła wybuchli śmiechem. - No co? Myślałem, że bawimy się w zoo - dodał z głupim uśmiechem na twarzy, po którym sam Jurgen nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
Rozgrzewka nie należała do łatwych tak samo jak rozciąganie i reszta treningu. Trener pszczółek dzisiejszego dnia nie dał im luzu. Postawił na bardzo intensywny trening, po którym chłopcy, najlepiej czołgaliby się do szatni. Nie mieli siły na nic. Toteż Erik odpuścił sobie rozmowę z Lilianną. Gdy tylko dotarł do domu. Momentalnie poszedł zjeść szybką kolację i wziąć prysznic. Gdy położył się do łóżka, nie minęło nawet pięć minut a on pochrapywał sobie cichutko, śniąc o jego księżniczce, która tak brutalnie porwała jego serce.
Następny dzień mieli wolny, Jurgen Klopp nie był wredny. Wiedział, że jego chłopaki po tak intensywnym treningu jaki mieli wczoraj nawet nie wstaną na nogi.
Może niektórzy tak, ale nie Erik. Jego celem był dom panny Gonzalez. Dotarł w końcu na miejsce. Jego serce biło jak oszalałe, w sumie zawsze tak robiło, gdy znajdował się blisko niej. Zadzwonił dzwonkiem, ściskając w dłoni bukiet róż. Denerwował się. Gdy otwarła mu drzwi nie kryła swojego zdziwienia jego obecnością w tym miejscu. Wpatrywali się w siebie jak w ósme cudy świata. Tak naprawdę było, Lilianna była dla niego całym światem. W głowie układał jak najszybciej słowa, by móc coś w końcu z siebie wydusić, lecz nie potrafił. Spojrzał jej po raz kolejny prosto w oczy, chwilę później jego wzrok powędrował na jej usta. Nie wytrzymał, w błyskawicznym tempie znalazł się tuż przed nią i całował ją zachłannie. Lili nie miała czasu na jakąkolwiek reakcję. Z tęsknotą za jego wargami oddawała całkowicie pocałunki.
- Nie mogę - opamiętała się chwilę później i odsunęła się od niego.
- Lili proszę cię - szepnął opierając czoło o jej.
- Nie mogę - oznajmiła po raz kolejny.
Durm poszedł za nią do salonu. Usiadł naprzeciwko niej i wbił w nią swoje spojrzenie. Nie rozumiał...
- Może powiesz mi dlaczego nie możesz - powiedział spokojnie
Wtedy do pomieszczenia wbiegła mała dziewczynka. Zdziwienie Erika wzrosło. Lilianna szybko poprosiła ją, aby poszła pobawić się do swojego pokoju.
- Nie mogę, bo nie chciałbyś dziewczyny, która w wieku piętnastu lat została zgwałcona, zaszła w ciąże i ma dziecko! - podniosła delikatnie głos, ale nie na tyle by jej córka usłyszała - Media zrobiły by od razu sensacje - dodała po chwili
- Lili powiedz mi tylko jedno - zaczął spoglądając na nią - Kochasz mnie? - zapytał - Kochasz mnie tak jak ja ciebie? najbardziej na świecie?. Może to i głupie, ale właśnie tak jest zakochałem się i nic na to nie poradzę - dodał
- Kocham - powiedziała cichutko, ledwo słyszalnie, jednak on usłyszał a jego serce mimowolnie znów przyspieszyło swoją pracę.
- I to jest dla mnie najważniejsze - rzekł podchodząc do niej i całując ją namiętnie - Uwielbiam dzieci - szepnął uśmiechając się, gdy lekko się od siebie odsunęli by uspokoić swoje oddechy.
_____________________________________________________________________________
Wiecie co wam powiem, zaczynając to opowiadanie nie miałam w ogóle opracowanego pomysłu na nie. Nie wiedziałam o czym ono będzie. Pisałam po prostu na spontanie.
I stało się to, że sama się w nim zakochałam XD
Zaskoczone pojawieniem się Van? :)
Nie potrafiłam no <3 Musiałam, po prostu musiałam <3 .
Eriś wariował a ja razem z nim :D
Kto przeczyta zostawi dla mnie choć taką maleńką opinię w postaci komentarza? :)
Błagam, bo nie wiem czy ktoś w ogóle czyta to opowiadanie oprócz tych trzech osób co komentują.
Jest tyle obserwatorów, ale nie wiem ;)
Więc Jagódka was tak bardzo prosi o choćby najmniejszy komentarz <3 ♥