Czasami dusisz w sobie emocje tak bardzo,
że wystarczy jeden moment by je wypuścić.
Myślała, że nic już nie może jej załamać. Zawsze była bardzo twardą dziewczyną. Emocje, które w niej były zatrzymywała w środku. Nigdy nie pokazywała ich na zewnątrz. Była osobą, która wolała radzić sobie z problemami sama, tak aby nikt nigdy się o nich nie dowiedział. Nie lubiła zrzucać nich jeszcze na barki kogoś innego. Jedynym człowiekiem, który często wiedział o jej problemach był Marco. Wiedział? bardziej pasuje słowo wyciągał je z niej. Jako jedyny potrafił wyczytać z jej twarzy uczucia. Minął miesiąc od jej przeprowadzki do Dortmundu. Myślała, że jej życie w końcu będzie poukładanie, że będzie czerpała z niego radość, ale po raz kolejny stwierdziła, że jest zupełnie inaczej. On wtargnął w jej życie niepostrzeganie. Zaufała mu, nawet nie wiedziała dlaczego. Takie stwarzał pozory. Choć nie przestawała trzymać do niego dystansu. Był zwykłym kolegą i nie mógł być kimś więcej. Ten dzień był chyba dla niej jednym z najgorszych w jej życiu. Dopiero się zaczął a ona chciała by już się skończył.
- Panna Lilianna Gonzalez? - usłyszała w słuchawce bardzo dojrzały męski głos.
- Przy telefonie - odparła zdezorientowana.
- Nazywam się Paul Hiperman, komendant policji w Barcelonie - rzekł, a jej oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek - Chciałbym panią poinformować o przykrym zdarzeniu, które miało miejsce pięć dni temu. Słucha mnie pani? - zapytał
- Tak, tak oczywiście - powiedziała szybciutko
W jej głowie roiło się od przeróżnych wydarzeń, które mogły zajść i o których informował ją komendant. Nie mogła posklejać myśli w całość. Były w tamtym momencie jak puzzle. Puzzle, które za żadne skarby nie pasowały do siebie.
- Przykro mi bardzo, ale panny rodzice nie żyją - westchnął smutno - Pani dawny sąsiad Gerard Martinez znalazł ich przy osiedlowych śmietnikach. Wezwał pogotowie, ale nie dało się już ich uratować. Przedawkowali narkotyki, a w ich krwi było ponad pięć promili alkoholu. - wytłumaczył.
Momentalnie oczy Lilianny zaszkliły się, a po jej policzkach zaczęły spływać krople gorzkich łez. Nienawidziła ich, taka była prawda, ale byli jej rodzicami. W głębi serca kochała ich bardzo, choć skrzywdzili ją nie raz czy dwa. Krzywdzili ją od dziecka, ale ona była silna i dała sobie radę. Stała się dorosła psychicznie w takim wieku co inni jeszcze czerpią radość z tego, że są dziećmi. Przesiadują całe dnie na dworze i bawią się w przeróżne gry. Ona w tamtym czasie już pracowała, choć nienawidziła tego jak i również nie chciała tego robić.
- W mieszkaniu pani rodziców znaleźliśmy list. Czy byłaby szansa na to, aby pani przyjechała choć na dwa dni do Barcelony? - zapytał
- Oczywiście. Będę najszybciej jak tylko będę mogła - odparła - Postaram się przylecieć za kilka dni. Zadzwonię do pana - powiedziała
- Dobrze - rzekł - Do zobaczenia w takim razie - dodał po chwili i zerwał połączenie.
Stała na środku salonu, wszystko odmawiało jej posłuszeństwa. Wyglądała jak kamienny posąg, martwo wpatrywała się w ścianę. Nie ruszając się z miejsca na milimetr. Łzy z jej oczu kapały nadal. Starała się zrozumieć dlaczego oni to zrobili. Czemu chcieli by jej życie było takie popieprzone. Żeby cierpiała na każdym kroku, który stawiała.
- Lilcia - troskliwy głos Marco dotarł do jej uszu - Maleńka co się stało? - zapytał chwytając ją za ramiona - Lili! - podniósł głos, gdy ona nadal nie reagowała.
- Oni nie żyją Marco - jęknęła płaczliwie - Przedawkowali wszystko, narkotyki, alkohol - powiedziała
- Nie płacz kochanie - odparł mocno przytulając kuzynkę do siebie. Nienawidził gdy płakała, nigdy nie potrafił znieść tego widoku. Oni ranili ją cały czas, a mimo tego ona kochała ich nad życie ale również nienawidziła. Chciał ją uchronić przed złem tego świata. Chciał zrobić wszystko by była szczęśliwa. Była dla niego najważniejsza, była dla niego jak siostra. Ta najlepsza siostra. Lili wtuliła głowę w jego tors, w jego ramionach czuła się tak bezpiecznie. Wiedziała, że z Reusem nic złego jej nie dopadnie, bo on ją ochroni.
- Będzie dobrze - szepnął jej na ucho, głaskając jej plecy. Przytulił ją jeszcze bardziej. On wiedział, że teraz potrzebowała wsparcia.
- Muszę pojechać do Barcelony - powiedziała - Zostawili mi jakiś list, chcę się dowiedzieć co w nim jest. - spojrzała niepewnie na kuzyna bojąc się tego, że zabroni jej tam pojechać.
- Dobrze pojedziemy - odparł składając czuły całus na jej czole.
- My? - spojrzała na niego zdziwiona
- Myślisz, że pozwolę ci tam pojechać samej? - rzekł - Nie ma mowy - dodał po chwili...
- * * * -
Starał się jak tylko mógł by zaimponować tej prześlicznej blondynce, która siedziała w jego głowie. Ich znajomość przeniosła się na etap koleżeństwa, lecz jemu to nie pasowało. Chciał czegoś więcej... Jego Sandra była teraz w szczęśliwym związku z Jonasem. Jego? ona nigdy nie była jego. Nigdy nie traktował jej na poważnie. Liliannę spotykał prawie na każdym treningu Borussii. Jego kontakty z zawodnikami nie uległy zmianie, no może w małym stopniu się zmieniły. Potrafił zamienić kilka głupich zdań z Nurim, który sam był zdziwiony zachowaniem chłopaka w stosunku do niego. Reusa i Lewandowskiego nadal nienawidził. Co było jasne i zmienić się na pewno nie zmieni. Nigdy nie będzie rozmawiał z tymi nadętymi gwiazdorkami, jakich udawali. Od tygodnia nie miał kontaktu z panną Gonzalez co sprawiło, że zrobiło mu się trochę smutno. Jemu? nikt by nie sądził, że on potrafi się smucić. Choć tak nienawidził Marco, w tamtym momencie chciał podejść do niego i zapytać się co się dzieję z Lilcią, ale jego męska duma na to nie pozwoliła i ostatecznie sam postanowił pofatygować się pod jej dom. Ludzie na ulicy patrzyli na niego bardzo dziwnie, ubrany w niebieską koszulę, czarne rurki i niebieskie nike szedł ulicą z różą w dłoni. Jego perfumy czuć było z pięciu metrów, ale chciał zrobić na niej dobre wrażenie. Po prostu zależało mu na niej. Doskonale znał jej
adres na pamięć. Szybko przemierzał ulice Dortmundu by jak najszybciej dojść do jej mieszkania. Gdy w końcu jego oczom ukazał się biały budynek, odetchnął głęboko i przeszedł przez uliczkę. Zadzwonił dzwonkiem i czekał. Mijały minuty a nikt mu nie otwierał. Zadzwonił raz jeszcze i kolejny, ale nadal nic. Zastanawiał się, czy w jakikolwiek sposób ją uraził bądź powiedział coś nie tak.
- Lili otwórz! - krzyknął waląc nerwowo w drzwi - Wiem, że tam jesteś, możemy porozmawiać?
Nic głucha cisza, nie słyszał niczego oprócz dźwięków muzyki dochodzących z piętra budynku.
- Lili do cholery dlaczego się do mnie nie odzywasz? - wrzasnął.
Kolejna próba z jego strony poszła na marne. Lilianna za żadne skarby nie chciała z nikim rozmawiać. A tym bardziej nie chciała, aby Erik widział ją w tym stanie. Durmowi zaczęło strasznie zależeć na niej i nie chciał tak łatwo odpuścić. Bolało go to, że nie chciała z nim rozmawiać a zwłaszcza, że nie wiedział dlaczego. Zostawił kwiatek pod jej drzwiami. Odwrócił się i zamierzał już wracać, gdy zobaczył przed sobą Reusa, który nie cieszył się zbytnio z jego wizyty u jego kuzynki.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał oschle, mierząc go wściekłym wzrokiem.
- Przyszedłem do Lili - warknął w jego stronę - Ale nie chce mi otworzyć - dodał
- Nie zawracaj jej teraz głowy, ona ma pewne problemy i to jej wystarczy - rzekł i wyminął go.
Wszedł do środka a obrońca odprowadził go tylko wzrokiem. Widział, że wziął różę, którą przyniósł dla Lilianny. I choć szczerze go nienawidził to w tamtym momencie był mu wdzięczny, że nie wyrzucił ją do kosza, tylko przekaże blondynce.
Westchnął cicho i ruszył w stronę własnego mieszkania. Słowa Reusa nadal biegały mu w głowie.
Co oznaczało, że ma problemy?.
__________________________________________________________________________
Przybywam z kolejnym rozdziałem i znów was przepraszam, że dopiero teraz się pojawił.
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;)
+ Nie chcę nikogo urazić i przepraszam, że obrażam tak Marco i Roberta, ale potrzebne mi to do opowiadania ;)
+ Nie chcę nikogo urazić i przepraszam, że obrażam tak Marco i Roberta, ale potrzebne mi to do opowiadania ;)
Świetny rozdział! Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału :D Z niecierpliwością czekam na kolejny :D Weny życzę!
OdpowiedzUsuńFajny rozdział ale błagam... ta relacja między Lili a Marco nie wygląda jak relacja między kuzynami tylko chłopakiem a dziewczyną :/ postaraj się to zmienić
OdpowiedzUsuńMordo ty moja w końcu dodałaś już się nie mogłam doczekać. Nie zgodzę się z komentarzem anonimka mam dwójkę kuzynów i nasze relacje z nimi wyglądają niemal identycznie. Pozdrawiam serdecznie i czekam na nexty.
OdpowiedzUsuńSuper ;3 czekam na następny. Chce w nim więcej Erika i Lili ;p
OdpowiedzUsuńA ja zgodzę się z komentarzem nade mną.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, rozumiem musiałaś ;) ich obrazić, przecież główny bohater tak bardzo nie lubi, Robcia i Marcusia, sama nie przepadam ze Robertem... No ale cóż...
Jakie to było romantyczne ROMANTYCZNE jak on poszedł do niej z tą różą, szkoda że mu nie otworzyła, ale rozumiem że nie chciała się w takim stanie pokazywać. Rozumiem, oby Reus dał jej róże w imieniu Erika.
Pozdrawiam i całuje
Weroooo....
JEZU, JAK JA KOCHAM TEGO BLOGA, AWWWWWWWWW ♥
OdpowiedzUsuńBIEDNA LILI, NIENAWIDZIAŁA ICH, ALE TO BYLI JEJ RODZICE :(
OMG, ERISIOWI ZALEŻY NA LILCI, OMG, UMARŁAM ♥
HAHAH, MOJE RELACJE Z MOIMI KUZYNAMI SĄ NAJLEPSZE, ALE SIĘ NIE POCHWALĘ, BO SIĘ SILĘ NA KOMENTARZ, ALE ROZDZIAŁ TAK MNIE ZAABSORBOWAŁ, ŻE NIE WIEM CZY DAM RADĘ ♥♥♥♥ XD
NIE MOGĘ Z POSTAWY ERIKA, JEZUSIE NAVASIE, MADRE MIA I INNE ŚWIĘTOŚCI OMG BAD BOY MIĘKNIE? NIEMOŻLIWE :O
AWWWW, ŚWIETNY, ZRESZTĄ JAK ZAWSZE ♥ NIC SIĘ NIE STAŁO, ROZUMIEMY :3
CZEKAM NA KOLEJNYY ♥
A pewnie, że wybaczę! Zwłaszcza, że rozdzialik jest cudowny. :D
OdpowiedzUsuńEjj, ale ja też chcę więcej wątków z Lili oraz Erikiem. Awwww. <3
Cudo, mistrzostwo i w ogóle cud, miód i orzeszki!
Tylko tyle na obecną chwilę potrafię napisać. :)
Buziole. ;*
Erik mięknie? Może to nie jest dobre słowo, ale na takiego bad boy'a, jakim był, to i ta róża jest taka bardzo romantyczna ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)